Czy Biedroń da radę?
Nie można odmówić Robertowi Biedroniowi odwagi politycznej. Decyzja o rezygnacji z kandydowania na drugą kadencję w Słupsku oznacza wypłynięcie na szerokie wody na małej łajbie. Nosił się z tym zamiarem od dawna – być może za długo czekał. Kto wie, czy to nie PO, wystawiając swego kandydata w Słupsku, ostatecznie wywołała tego wilka z lasu. Gdyby Biedroń zdecydował się rok temu, dziś być może miałby swoją formację i mógł wziąć udział w walce o samorządy. Wszak na samorządach zna się najlepiej. Teraz będzie trochę trudniej.
Kolejne po samorządowych wybory to wybory do Parlamentu Europejskiego. A trochę głupio zaczynać z lewicową formacją akurat od tak lukratywnych wyborów. Wizerunkowo jest to niezręczne. A w jakiejś formie będzie musiał ze swoją nową formacją mimo wszystko wziąć w nich udział. No i pieniądze… Założenie partii (nawet gdy nazywa się stowarzyszeniem) niemało kosztuje, a wypromowanie jej nazwy przed sezonem wyborczym to już majątek. Kto zapłaci? Na pewno nie kilka tysięcy entuzjastów Roberta Biedronia.
Nie wątpię, że formacja Roberta będzie miała wspaniały lewicowy program. Jednak wyborcy nie bardzo głosują na programy, lecz raczej na osobowości. Sam Robert jest bardzo popularny. To jednak może nie wystarczyć inteligentnym wyborcom. Przydałoby się jeszcze kilka dobrych nazwisk. Ale czy się takowe znajdą? I czy Robert okaże się tak pracowity i zdeterminowany, aby stworzyć struktury w terenie? To mordercza i bardzo niewdzięczna praca. Głównie dlatego, że do nowych partii ciągną sznurem różne dziwne postacie, dziwacy i frustraci, którzy potem warcholą i kombinują. A i „piąta kolumna” też się znajdzie, nawet gdyby statut przewidywał „członka wprowadzającego”. Wystarczy kilkunastu prowokatorów nasłanych przez wroga, aby zniechęcić resztę do działalności. Nie bardzo wierzę, że Robert sam sobie z tym poradzi. Musiałby mieć jakiegoś bezwzględnego politruka u swego boku. Kto nim zostanie? Kto mu będzie płacił?
Załóżmy jednak, że do lutowego kongresu partia się jakoś poskleja i w ciągu kilku kolejnych miesięcy nazbiera tysiąc aktywistów, gotowych brać udział w kampanii, a do tego znajdą się jacyś sponsorzy i będzie na billboardy i reklamy w sieci. Albo że media pomogą na piękne oczy. Na co może liczyć nowa partia? Na pewno będzie łowić wśród wyborców PO. Ale PO zadba o „lewą nogę”, więc nie będzie tego więcej niż jak 2-3 proc. Drugie łowisko to dotychczas niegłosujący, a w tym młodzież. Dajmy im kolejne 3 proc. SLD ma karny elektorat, więc nie odda więcej niż 1-2 proc. ze swych skromnych zasobów. Procentowo najwięcej pewnie straci trzy-czteroprocentowe Razem. Powiedzmy 1 proc. Ile to daje? Jakieś 9 proc. przy najlepszych układach. Powinno się to przełożyć na 25-30-osobowy klub parlamentarny, a przede wszystkim da Robertowi potencjał w wyborach na prezydenta RP. Z pewnością miałby szansę na dwucyfrowy wynik i niemal dożywotnie miejsce w Sejmie i studiach telewizyjnych. A to już coś.
Najważniejszym dylematem, przed którym stanie partia Biedronia, to „razem czy osobno?”. W wyborach parlamentarnych 2019, których stawką będzie odepchnięcie PiS od władzy, liczyć się będzie jedność opozycji. Takie warunki stawia ordynacja wyborcza. Ale to oznaczałoby konieczność przyłączenia się do Wielkiej Koalicji albo do małej koalicji lewicy, jeśli taka powstanie. Ta pierwsza ewentualność byłaby dla Biedronia wygodna – słaba finansowo partia z niezłym poparciem mogłaby utargować u Schetyny kilkanaście miejsc biorących. W koalicji z SLD pewnie wyszłoby trochę gorzej, ale przynajmniej byłoby się jeszcze lewicą. A start samodzielny, nawet jeśli z powodzeniem, obciążony byłby grzechem egoizmu, zwłaszcza gdyby rozbicie opozycji znowu dało zwycięstwo PiS.
Jak widać, więcej dziś pytań niż odpowiedzi. Gdybym miał coś radzić, to po pierwsze, szukać pieniędzy i dobrego politruka, po drugie, wysłać pod swoimi barwami jakieś naprawdę dobre dwa, trzy nazwiska do PE z listy SLD, a po trzecie, negocjować i negocjować. Pewnie Czarzasty da więcej, ale to zależy, kto się do Biedronia przyłączy. Czy będą jakieś postacie ze sprawdzonym potencjałem wyborczym? Jakieś znane osoby? To się dopiero okaże. Tak czy inaczej samodzielny start w wyborach parlamentarnych nowa partia powinna traktować jako ostateczność. Wejść do Sejmu, ale za cenę oddania władzy po raz kolejny PiS-owi – to byłoby niewybaczalne.
Natomiast idea „Biedroń na prezydenta” bardzo mi się podoba, pod warunkiem że po pierwszej turze lider lewicy jednoznacznie przekaże swe głosy kandydatowi opozycji. Wcześniej jednak pewnie będzie trzeba poprzepuszczać się w drzwiach z Barbarą Nowacką, bo start obojga byłby dość żałosnym spektaklem. Tak czy inaczej życzę Robertowi powodzenia na nowej drodze politycznego życia. Zawsze robił dobre rzeczy i ufam, że to się nie zmieni. Tyle że teraz będzie trudniej. Partie to jednak hardcore, a młodość też się już skończyła. Lepiej już było.