Do boju z Kościołem!

No dobrze, powiedzmy, że naród już wie, że niektórzy biskupi to zdeprawowani mafiozi tłukący lewiznę, unurzani w hipokryzji cwaniacy i rozpustnicy, uzależnieni od wódki i pieniędzy.

Powiedzmy, że jakoś dociera do nich, że Kościół to nie tylko nieopodatkowany handel miejscówkami w raju, wykorzystujący ludzką naiwność i lęk przed śmiercią, lecz również pasożytniczy biznes wysysający krew z żył kontrolowanych przez niego państw. Załóżmy, że wie, iż po Polsce grasują setki pedofili w sutannach, tysiące księży mają kobiety i dzieci, a tysiące innych mają męskich partnerów. I że rozmaitych patologii oraz systemowej hipokryzji jest w tym środowisku nieporównanie więcej niż w innych grupach zawodowych.

Tylko co z tego? Jakże często wiedza zastępuje działanie. Czy „wiedzieć” to dla wielu ludzi nie jest już wystarczająco wiele? Owszem, i dlatego większość ludzi chodzących do kościoła nie zmieni sobie dostawcy usług religijnych i nie przestanie płacić temu, o którym zdanie mają jak najgorsze. Bo ludzi wiele nie obchodzi, co sprzedawca ma za uszami i skąd ma swój towar – interesuje ich sam towar i jego cena. A wiedzieć, że Kościół jest pasożytniczą organizacją nastawioną na maksymalizację zysku i umacnianie swej władzy, to jeszcze nie to samo, co przestać wierzyć, że ma jakieś „fory” u Stwórcy świata, szafującego wiecznym szczęściem. Upadek moralny Kościoła to nie to samo, co upadek bez przymiotnika. Prawdziwe zwycięstwo nad siłami zła i cywilizacją śmierci w czarnych sutannach nie dokona się siłami mas. Masy przyłączą się później – gdy zobaczą, że ci panowie chyba nie posiadają nadprzyrodzonych mocy, skoro dosięga ich prawo.

Winni rozpanoszeniu rzymskiego Kościoła w naszym kraju są wszyscy, którzy go tworzą i przez wieki tworzyli. Lecz bliższa ciału koszula – ważniejsi są winowajcy żyjący i wpływowi. A są nimi politycy. To ich palcem trzeba pokazać. Piliście z biskupami? I jak wam ta wóda smakowała? Robiliście z nimi polityczne deale, sprzedając polską edukację i sypiąc kasę w zamian za nieprzeszkadzanie w integracji z Zachodem, wyborcze poparcie lub po prostu za milczenie? Oddawaliście ziemię i budynki za 1% wartości albo tytułem restytucji na podstawie ocen „rzeczoznawców” wynajętych i opłaconych przez Kościół?

Winne są wszystkie rządy – począwszy od Rakowskiego, z jego haniebną ustawą o stosunkach państwa z Kościołem i zapisaną w niej złodziejską komisją majątkową. Potem rząd Mazowieckiego, który oddał szkoły w pacht klerowi panoszącemu się tam bez umiaru i wstydu, pilnującemu, by na żadnej lekcji nie wychodzono poza dobre średniowieczne standardy obskurantyzmu i pogardy dla wszystkiego, co niekatolickie. Winne są i późniejsze rządy „negocjujące” konkordat i sypiące dolarowe konfetti na biskupie jarmułki. Winna jest cała klasa polityczna, uczestnicząca bez godności i przytomności w bezgranicznym i siermiężnym kulcie jednostki, który do wtóru z kultem czczonej niczym bogini matki Jezusa z Nazaretu w pseudoreligijności polskiego katolicyzmu niemalże zastąpił kult Boga.

Kolaborowali wszyscy – i zawsze pod tym samym pretekstem, że „oni” są za mocni, żeby z nimi walczyć. Bo za nimi rzekomo stoi lud. A sprawdził to kto? Czy choć jeden premier może się pochwalić godną postawą wobec Kościoła w jakiejkolwiek sprawie? Czy choć raz polski interes narodowy, zasada religijnej bezstronności państwa i zwykła ludzka sprawiedliwość wzięły górę nad serwilizmem, tchórzostwem i wyrachowaniem w relacjach z tymi, co tak skromnie zwą się świętym Kościołem katolickim? Czy choćby jeden polski polityk wysokiego szczebla kiedykolwiek zająknął się o o artykule 25. konstytucji, dekretującym bezstronność religijną państwa, a więc i jego świecki charakter?

Ale teraz wszystko się zmienia. Kolejny rząd, jaki nastanie po obaleniu reżimu PiS, będzie musiał podjąć to wyzwanie. Z tej drogi, z drogi wyzwolenia Polski spod watykańskiej okupacji, nie ma już odwrotu. Dość tysiąca lat przemocy, haraczu i szarogęsienia się po naszym kraju. Albo Polska wstanie z kolan (i to dosłownie) teraz, albo na wieki pozostanie watykańską kolonią, zaczadzoną przez zabobon, omdlewającą z pychy, szalejącą od kompleksów, obrażoną na cały świat, rojącą w czarciej malignie o „posłannictwie” i „przedmurzu”.

Jeśli klasie politycznej zabraknie odwagi, przegramy polską modernizację. Bo u źródeł prostackich, małomieszczańskich rządów cwaniaków, karierowiczów i nieuków jest właśnie Kościół, trwale i nieustająco świecący przykładem, że pycha, dogmatyzm, autorytaryzm i bezwzględna, niczym nieograniczona korporacyjna interesowność, chciwość i egoizm, pospołu z bezdenną hipokryzją oraz ignorancją to klucze do serc ludu i władzy nad ludem. Nie wierzę, że przegramy tę walkę. To zbyt straszne, żeby było możliwe. Nadchodzi czas konfrontacji z Rzymem – walki o godność polskiego państwa, o elementarną praworządność i równość praw wszystkich ludzi i wszystkich organizacji, Kościołów nie wyłączając.

Dziś odwaga potaniała – i dobrze. Antyklerykalny przekaz stał się częścią idiomu całej opozycji. Posługuje się nim od niedawna PO i SLD. Pomogła pedofilia – wszak na nią wolno jeszcze się oburzać. A w ślad za gniewem skierowanym na to parszywe gniazdo zwyrodnialstwa idą kolejne jego fale – gniew na pazerność i bezprzykładne złodziejstwo, rozpanoszenie, sobiepaństwo i chamskie wtrącanie się do polskich spraw przez zaprzysięgłe sługi watykańskich monarchów. Aż chce się zapytać, gdzie byliście, politycy, choćby dziesięć, pięć lat temu? Gdzie byliście, gdy ludzie Palikota mówili otwarcie to, co wy wtedy nazywaliście „atakiem na Kościół”, a dziś sami powtarzacie, jak gdyby nigdy nic?

No, nie bądźmy małostkowi. Lepiej późno przejrzeć na oczy (albo nabrać odwagi) niż wcale. Tylko teraz już róbcie swoje bez zwłoki – każdego dnia coraz odważniej i bardziej zdecydowanie. To jest wasz obowiązek. Nie możecie się już wymigać – przychodzi taki czas, gdy nazywa się zaborcę po imieniu. Za cara też chodziło się w ruskich mundurach i szynelach, po kątach szepcząc o Polsce. Powstanie listopadowe zaczęło się wszak w rosyjskiej podchorążówce. Więc i wy, klęczący dotąd przed biskupami i papieżami, rzucający „niebrzęczące” na tacę, musicie stanąć na placu. I choć raz w życiu coś dla tej naszej ojczyzny zaryzykować. A przeciwnik nie jest słaby… Więc do boju, panie i panowie politycy! Nadeszła godzina!