Zybertowicz w szarej sieci recenzji
Chyba po raz pierwszy mamy w mediach aferę związaną z recenzjami awansowymi w humanistyce i naukach społecznych. Dotąd wszystko to sobie szło po cichutku i w dyskrecji, aż przyszły czasy jawności. Czyli nasze czasy. I już głasnost zbiera krwawe żniwo. Rozmiary skandalu przybrała sprawa dr hab., prof. UMK, Andrzeja Zybertowicza, który stara się o tytuł profesora za pośrednictwem swojego macierzystego wydziału. Na stronach Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułu Naukowego ukazał się komplet pięciu recenzji w przewodzie profesorskim, w związku z czym na najbliższym posiedzeniu Rady Wydziału, 16 października, Wydział Nauk Humanistycznych zapewne podejmie stosowną uchwałę o skierowaniu do CKdsSiTN wniosku o nadanie tytułu profesora Andrzejowi Zybertowiczowi. Sprawa pójdzie jeszcze do tzw. superrecenzenta, a jeśli ten przychyli się do wniosku Rady Wydziału, to Sekcja I CKdsSiTN na którymś z zimowych posiedzeń sprawę przegłosuje i zwróci się z kolei do Prezydenta RP o nadanie Zybertowiczowi tytułu naukowego profesora. Procedura potrwa jeszcze parę miesięcy, bo potrzebna jest kontrasygnata premiera i w ogóle wniosków tego rodzaju jest sporo, ale gdzieś tak pewno w maju słynący teoriami o szarych (a może czerwonych) sieciach socjolog i doradca Kaczyńskiego, tudzież całego PiS, zostanie wreszcie profesorem. Ale może się stać inaczej – jeśli mianowicie superrecenzent uzna niektóre recenzje za niepoważne lub za tzw. recenzje negatywne z pozytywną konkluzją i opowie się przeciwko tej profesurze. Wtedy Sekcja I CKdsSiTN na swoim posiedzeniu wyznaczy jeszcze jednego superrecenzenta i dalej się zobaczy… Taki scenariusz nie jest jednak bardzo prawdopodobny. Tak na 90% Zybertowicz profesorem zostanie.
Co mogłoby się nie spodobać superrecenzentowi? Ano recenzje mają swój kod i etykietę. Bywa tak, że formalnie są pozytywne, lecz można dopatrzeć się w nich aluzji o przeciwnym wydźwięku. I tak właśnie jest w tym przypadku. Dwie spośród pięciu recenzji są nieco kpiarskie i zawierają bardzo podobne konkluzje. To właśnie cytaty z wniosków kończących te recenzje wywołały burzę, w której wiruje i niniejszy artykuł.
Przytoczmy raz jeszcze te słynne już opinie.
Pierwsza pochodzi od znanego socjologa i filozofia starszego pokolenia Marcina Króla: „Opinia moja jest wyjątkowo krótka, ponieważ przedstawione do oceny prace są nieliczne, a ich konkluzje na tyle niedopracowane, że trudno o polemikę. Jednak prace te są. Andrzej Zybertowicz kandyduje do tytułu profesora i trudno mu podstaw do tego zamiaru odmówić. Przy wszystkich zatem zastrzeżeniach opowiadam się za nadaniem Andrzejowi Zybertowiczowi naukowego tytułu profesora”. Cóż, trudno o bardziej zgryźliwą ironię w recenzji. Nie popieram pisania recenzji profesorskich na trzy i pół strony, lecz umotywowaniem tego faktu szczupłym dorobkiem kandydata jest oczywistym zakpieniem z niego. Zwrot „trudno mu podstaw do tego zamiaru odmówić” nie znaczy zaś „trudno odmówić podstaw do uzyskania tytułu profesora”, lecz, jak mniemam, „w istniejącej sytuacji personalnej i instytucjonalnej Zybertowicz i tak profesurę dostanie i słusznie się tego spodziewa”. Dlaczego Król ostatecznie stawia wniosek pozytywny? Z bardzo prostego powodu – gdyby uczynił odwrotnie, zarzucono by mu, że stara się zaszkodzić koledze reprezentującemu przeciwne niż on sam stanowisko polityczne. Na oskarżenia o stronniczość i szykanowanie kolegi z powodów politycznych Marcin Król nie może sobie pozwolić. Nie będzie też kopał się z koniem. Rozumiem go, choć nie do końca się z taką postawą zgadzam.
Podobne są zapewne motywy Szymona Wróbla, wybitnego filozofa średniego pokolenia. On z kolei napisał obszerną dość i bardzo solidną recenzję, z której wynika, że dorobek Zybertowicza uważa za słaby. Mimo to formalna konkluzja jest pozytywna, tyle że podobnie, jak w Króla, sformułowana ironicznie. Wróbel pisze bowiem tak: „Pracę ściśle naukową Andrzeja Zybertowicza oceniam krytycznie, jego działalność organizacyjną i dydaktyczną więcej niż pozytywnie. Osobiście uważam, że raz wyzwolona wola stania się profesorem jest nie do zatrzymania. Jeśli Andrzej Zybertowicz uznał, że są powody, aby przyznać mu profesurę, to zapewne tak jest”. Szymon Wróbel jest moim bliskim kolegą i radość mnie ogarnia, gdy wyobrażę go sobie mówiącego swoim charakterystycznym dyszkantem „skoro uznał, że są powody…”. My, humaniści, mamy nieco kpiarski stosunek do procedur i nie odmawiamy sobie żartów nawet w tak poważnych sytuacjach. Niemniej jednak procedura żartów nie zna. Więc co z tym zrobi Centralna Komisja? Ano to zależy od tego, komu się trafi superrecenzja. Obstawiam, że będzie jednak pozytywna (bo trzy z pięciu recenzji są pozytywne na serio) i że po małej dyskusji na temat całej tej awantury wysoka komisja przegłosuje sprawę pozytywnie. Będą głosy na nie, ale – obstawiam – ta profesura przejdzie.
Sprawa Zybertowicza sama w sobie nie jest bardzo istotna. Z pewnością są gorsi profesorowie niż on. Istotne jest to, jak funkcjonuje – na poziomie administracyjnym i obyczajowym – system recenzyjny. A funkcjonuje źle. Bardzo wiele jest recenzji kumoterskich („grzecznościowych”), zdawkowych, nonszalanckich, niesprawiedliwych i niekompetentnych. Jedni piszą je taśmowo, mając z tego niezły zarobek, inni zaś przykładają się to tej pracy z największą powagą i starannością. Trzeba by z tym kiedyś zrobić porządek. Gdy za czasów min. Kudryckiej kierowałem w MNiSW Zespołem do spraw Dobrych Praktyk Akademickich, napisaliśmy broszurę na ten temat, wspartą autorytetem ministra. Niestety mało kto ją czytał. Cóż.
Recenzowanie to „mecyje”. Tylko nieliczni profesorowe z danej dyscypliny humanistycznej (nie wiem, jak jest w naukach ścisłych) mają to szczęście, że otrzymują regularnie zlecenia na recenzje – doktorskie, habilitacyjne, profesorskie oraz tzw. superrecenzje dla Centralnej Komisji. Recenzowanie jest bardzo dobrze płatne (2-3 tys. w przypadku habilitacji, a zwłaszcza profesur), więc ci, którzy są w obiegu, pilnują swojego podwórka i starają się tak postępować, aby niezawodnie otrzymywać kolejne zamówienia na recenzje. Pozostali cieszą się, jak raz do roku coś im skapnie. Ci „okazjonalni” najczęściej recenzują sumiennie, licząc na uznanie i kolejne zlecenia, a recenzenci „hurtowi” czy „zawodowi” – różnie. Niektórzy są bardzo solidni, inni jadą na tym, że zawsze można na nich liczyć, to znaczy zawsze napiszą recenzję pozytywną. Takich „niezawodnych” jest cała masa, a i „okazjonalni” wolą pisać recenzje pozytywne, więc jeśli już dochodzi do tego, że w jakimś przewodzie awansowym pojawia się recenzja negatywna, to w niektórych środowiskach ma to wręcz posmak sensacji.
Miejmy nadzieję, że publikowanie recenzji przyczyni się do poprawy ich jakości. Sprawa Zybertowicza także odegra w tym melioracyjnym procesie swoją rolę.
A poza tym, to sądzę, że prof. UMK Andrzej Zybertowicz bardzo by sobie pomógł wycofując swój wniosek o nadanie mu tytułu profesora i poczekał z nim do lepszych czasów, gdy nikt nie będzie już mógł mu zarzucić, że jest pupilem władzy i że otrzymał profesurę z powodu obaw kolegów, iż ktoś mógłby im zarzucić stronniczość. Życzę sobie, jemu i nam wszystkim, aby stało się to jak najszybciej. I jeśli nawet będzie to to tylko rok, to zawsze można w tym czasie solidne dwa lub trzy artykuły napisać, wzmacniając swoje profesorskie karty.