Polska szura po dnie
Wieści z Polski są coraz gorsze. Reżim okazuje się o wiele bardziej zdeprawowany, niż przypuszczaliśmy, a opozycja głupsza. Zaczynam tracić wiarę, że to się da naprawić. Stopień demoralizacji życia publicznego nie tylko przekroczył już wszystko, co znamy z czasów po 1989 r., lecz bodajże atakuje osiągnięcia PZPR i SB.
I nie wiem już, co tu przeważa: podłość czy kretynizm? Podejrzewam, że tworzą one ze sobą jakiś nierozerwalny kompleks, w którym głupota z ignorancją są podścieliskiem dla pychy, a ta wydaje bogaty plon wszelkiego zepsucia.
Ambasador USA daje arogancką reprymendę polskiemu premierowi, ostrzegając, że ataków na wolne media Ameryka nie będzie tolerować, a ci idioci jeszcze się tym przechwalają. Błazny i gówniarze!
Podczas żenującego szczytu klimatycznego prezydent i minister środowiska opowiadają kłamstwa i brednie, szydząc z wiedzy o zagrożeniach globalnym ociepleniem i roli węgla w tym procesie. My mamy węgla na dwieście lat i będziemy nim sobie palić, bo to jest nasze prawo i podstawa naszej suwerenności. A z tym ograniczaniem emisji to nie wariujmy – powalone drzewa w puszczy też emitują CO2. Zresztą sadzimy lasy, które pochłoną gazy z elektrowni. Do wtóru odzywa się Kaczyński: mamy liczne dowody naukowe, że globalne ocieplenie to bzdura. Gdzie mamy się schować ze wstydu?
W tym samym czasie aresztuje się urzędników, którzy próbowali walczyć z pisowskim gangiem SKOK – aby tylko odwrócić uwagę od mafii narosłej wokół PiS i Kościoła. Znani z imienia i nazwiska mafiosi mają się świetnie i rechoczą na cały głos. Minister sprawiedliwości w kolejnej wypowiedzi, którą można by określić jako skrajnie bezczelną i przewrotną, gdyby nie była po prostu psychopatyczna, tłumaczy zatrzymanie pobitego przez gangsterów ze SKOK wiceszefa KNF Wojciecha Kwaśniaka tym, że rozochocił bandytów. Czy to się dzieje naprawdę? Czy my aby naprawdę żyjemy w jakimś w miarę cywilizowanym kraju, czy też tylko tak się nam wydaje?
Żeby nie było zbyt fajnie na te mikołajki, naród dowiaduje się, że kościelny baron, okrzyknięty kapelanem Solidarności, facet, który przez lata był tym, kim dzisiaj jest Rydzyk, to notoryczny gwałciciel i psychopata, o czym zresztą kościelne i polityczne elity zawsze wiedziały. Pewnie zniknie jego pomnik. Ale nie zniknie jego Kościół i tego Kościoła władza. Ani odrażający wizerunek „elit posierpniowych”, które bez mrugnięcia powieką poddały się dyktatowi typów spod ciemnej gwiazdy.
Nic się jednak nie zmieni, bo debile, gangsterzy i psychopaci trzęsący tym krajem ani ziębią, ani grzeją naród. Dopóki można załadować kosz w hipermarkecie, władza jest good enough. Tak było, jest i będzie. Nie wszędzie, ale w większości krajów. W tym również w Polsce. I czym bardziej demokratyczną mniejszość dręczy frustracja i bezsilność, tym bardziej ta mniejszość (w tej liczbie i piszący te słowa) staje się śmieszna.
A co w ostatnich dniach mądrego zrobiła opozycja? Schetyna połknął ośmioro posłów Nowoczesnej, w praktyce dobijając swojego koalicjanta. Wspaniała zachęta do tworzenia wielkiej kolacji na wybory! Połknąć i wydalić – oto Schetyny przepis na życie polityczne. A przepis Biedronia? Lans i blichtr, jak za Palikota, tylko bardziej. Tu połykają, tam rozbijają i warcholą. Oj, będzie miał swoje kolejne pięć minut pan D’Hond! Owszem, reżim PiS zapada się w grzęzawisko własnego zepsucia. Można się cieszyć. Kaczyński jest słaby, także fizycznie i intelektualnie. Wycofują się, gdy tylko Europa lub Ameryka tupnie. Lecz w domu nie mają się kogo bać. Skapcanieliśmy. Jesteśmy w defensywie. Zostały nam już tylko wybory. Szału nie będzie.