Straszny rok – życzeń nie będzie
Kończy się paskudny rok 2018. Na świecie rok przemocy, destabilizacji, rozchwiania geopolitycznego i braku przywództwa. USA powoli wchodzi na kurs kolizyjny z Chinami, Rosja umacnia się na Bliskim Wschodzie, Europa w kryzysie politycznym marginalizuje się na własne życzenie. Globalne ocieplenie stało się konkretnym, oznaczonym w czasie Armagedonem, któremu już nie zdołamy się przeciwstawić. Świat stracił wielkich przywódców, a zresztą i oni pewnie nie daliby sobie rady w obliczu wyzwań, jakich ludzka cywilizacja jeszcze nie widziała.
W naszej małej zaściankowej Polsce, oderwanej od świata i rzeczywistości, będącej coraz bardziej „nigdzie”, rok 2018 był czasem postępującej degrengolady państwa, które pod rządami PiS stacza się w odmęty bezhołowia i demoralizacji. Zniknęliśmy z polityki międzynarodowej, stając się wyłącznie jej (mało ważnym) przedmiotem ze strony innych krajów. Nie jesteśmy nisko w rankingu – nie warto nas już „rankować”. Reżim, postawiony na odrażających mafijnych układach, usytuowanych w podglebiu zwyczajnej korupcji i nepotyzmu, mających zresztą rozmiary bezczelne i od przedwojnia niewidziane, wydaje się w coraz większym stopniu realizować scenariusze pisane na Kremlu. A stopniowe słabnięcie dyktatora otwiera pole dla jeszcze gorszych od niego harcowników.
Umarł wstyd i nie ma już żadnych skrupułów. Kraj toczy się ku politycznej katastrofie po torach smarowanych wciąż jeszcze niezłą koniunkturą gospodarczą na świecie, a najbardziej brutalne ataki na porządek konstytucyjny powstrzymywane są już niemal wyłącznie siłami Zachodu. Jak długo Zachód będzie nas ratować? Nie ma co się łudzić – mentalnie już nas wykreślił z kręgu cywilizacji liberalnej. Jesteśmy wschodnią Europą, czyli tym, czym byliśmy zawsze – koniec mrzonek. Nasze miejsce jest pośród Rusinów, Chorwatów i Bułgarów, a nic nam do Francuzów, Niemców i Anglików.
Warto wreszcie to sobie uświadomić. Nasze życie wciąż jeszcze toczy się pomiędzy Kościołem i sklepem spożywczym i niech nas nie zwiedzie Mokotowska ani plac Szczepański. Na wpół zdechła inteligencja ani zdziecinniała hipsterka Polski nie odmieni. Zstąpił tu raz nie ten duch, co trzeba, i trzyma. Jesteśmy samotni i nikt nas nie kocha. Taka jest prawda, a rok 2018 pokazał to dobitnie. Sto lat niepodległości… Jakie sto lat? Jakiej niepodległości? W stosunku do Niemiec? Rosji? Watykanu? Niepoprawni z nas mitomani. Tylko że nasze mity obchodzą świat dokładnie tyle co nas bohaterowie narodowi Ukrainy albo Rumunii. To znaczy kompletnie nic a nic.
Czy rok 2019 nie będzie lepszy? Jeśli uda nam się w październiku odrzucić ten reżim i powstanie jakiś cywilizowany rząd, będziemy z nadzieją patrzeć w rok 2020. Jednak ten rok, który właśnie nadchodzi, będzie zły. Nie mam co do tego wątpliwości. Zagrożony i rozpadający się reżim pokaże pazury. Demoralizacja i degrengolada państwa, której symbolem stała się piękna para Glapiński z sekretarką, doprowadzi kolejne resory i sektory życia publicznego do ruiny. Odbudowa tego państwa trwać będzie wiele lat, a powrót na scenę międzynarodową zajmie całe pokolenie. Jeśli czegokolwiek mógłbym Polakom życzyć na progu tego smętnego roku o nijakim, nieparzystym numerze, to poczucia obywatelskiego. Mamy zbiorowe zadanie – obalić reżim. I tak niewiele trzeba, żeby to uczynić – a jednak tak wiele. Jakież to frustrujące. I jakież żałosne. Zwłaszcza gdy wspomnieć rok 1980 i 1989.
Ale cóż, bawmy się dobrze w roku 2019, bo niewiele nam już zostało, zanim nadejdzie to, co nieuniknione.