Jak Kaczyńskiego Śpiewak zrobił na szaro
Trzeba dziś pogratulować Janowi Śpiewakowi, synowi „ostrego żydowskiego profesora” Pawła Śpiewaka (od dziś ma ksywę „ostry”), że dopadł Kaczyńskiego i wymusił na nim zablokowanie dealu z budową swych imperialnych wież-pomników na cześć własną i brata. To dzięki ostremu żydowskiemu magistrowi Janowi Śpiewakowi mamy dziś pewność, że ten bezprzykładny pomnik pychy, ta wieża Babel rozbisurmanionej partyjniackiej gangsterki nie powstanie. Gdyby powstała, zapewne trudno byłoby wyrwać ją w demokratycznej i praworządnej Polsce przyszłości z łap dobrze obstawionych cwaniaków, których stać na jeszcze cwańszych adwokatów. A poza tym przez lata sutymi czynszami karmiłaby partię, zapewniając wyborcze sukcesy. Jan Śpiewak odszedł z polityki, ale poniósł zasługę przewyższającą swym znaczeniem niejeden całożyciowy dorobek uczciwego polityka. Brawo!
Taśmy Kaczyńskiego porażają. Zimna krew prezesa, który mierząc się oko w oko z dużym biznesmenem (aczkolwiek należącym do „rodziny”), odmawia mu uregulowania rachunków, świadczy o dobrym treningu w brutalnym zarządzaniu interesami. Nie ma zmiłuj – praca dla prezesa to zaszczyt. Gadka o kasie z prezesem to błąd. Duży błąd. Kaczyński jawi się w tych pokerowych dialogach jako wytrawny i ostrożny gracz. Wie, że może być nagrywany. Waży słowa, wrzuca jakieś wstawki mające sugerować, że nie zamierza działać poza granicami prawa, nie nazywa rzeczy po imieniu. Mistrz.
Cynizm tej rozgrywki jest tak obezwładniający, że urzekł nawet piarowców partii, zalecających strategię „nic się nie stało”. I wielu wyborców PiS, niemających przecież w swej masie żadnego pojęcia o zasadach praworządności, chętnie w to uwierzy. Ich prezes jest biznesmenem? Ależ znakomicie! Przecież Rydzyk albo Nycz też są – oni mogą mieć wieżowce, a prezes nie?
Kakofonia wiadomości o gangsterskich poczynaniach PiS dewaluuje każdą aferę z osobna. Kto by dziś przejmował się KNF? Albo Misiewiczem? Kto za tydzień będzie interesował się szwindlami z K-Towers? Wszyscy kradną, a szczegóły to szczegóły; niech się w nich babrzą pasjonaci. A „Gazetę Wyborczą” i tak czyta ledwie milion ludzi, którzy tak czy inaczej na PiS głosować nie będą.
Prezes bardzo bał się ujawnienia, że ma przy partii rodzinną spółkę, która na zawołanie może dostać dowolny kredyt z państwowego banku. Niech się nie martwi – jego elektorat nie jest taki skory do stosowania kryteriów moralnych, jak mogłoby się starszemu panu z Żoliborza wydawać. Niech popatrzy na siebie – czy sam przestałby na siebie głosować z powodu takich drobiazgów? Swoją drogą zabawnie brzmi powtarzana na Żoliborzu anegdotka o Jarosławie Kaczyńskim podkradającym przed laty piasek z posesji sąsiada (dla kota). Kaczyński miał koło północy zakradać się z malutką taczuszką do kupy piachu na jednej z nieodległych posesji. Gdy właściciel wyszedł zwrócić mu uwagę, że to nieładnie tak cudze brać, Kaczyński powiedział, że „pożycza”. Prawda to czy nie, w każdym razie to coś bardzo typowego dla pewnej, niemałej grupy ludzi. Oni też głosują i żadne KNF-y ani Srebrne im niestraszne.
Skala złodziejstwa w PiS jest absolutnie niespotykana. Czegoś takiego nie było ani za SLD, ani za PO, choć i wtedy afer nie brakowało. Z niedowierzaniem przypominam sobie, jak na pewnym bankiecie w hotelu Europejskim w Warszawie, 23 lata temu, Jarosław Kaczyński trzymał mnie za guzik i w stanie moralnego pobudzenia perorował o tym, jak to SLD straszliwie zawłaszcza państwo i nie ma żadnego wstydu. Czy wiedział wtedy, że nie będzie postępował tak jak SLD, lecz po stokroć gorzej? Pewnie tak.
Pamiętam jak w 1990 r. w wywiadzie udzielonym dwutygodnikowi „BiS”, dla którego wtedy pracowałem, przez ówczesnego kierowcę Kaczyńskiego ten ciekawy rozmówca twierdził z podziwem, że Kaczyński jest człowiekiem bezwzględnym i bez pardonu usunie każdą przeszkodę stającą mu na drodze do władzy. Dobrze gadał.
Podziwiam determinację Jarosława Kurskiego i dziennikarzy „Gazety Wyborczej” w ściganiu nadużyć reżimu PiS i osobiście Jarosława Kaczyńskiego. Ich możliwości są ograniczone i jest to bardzo frustrujące. Ale wiara czyni cuda i góry przenosi. Wpływ dziennikarzy ujawniających rynsztokowe życie PiS na proces autodestrukcji reżimu i rezultat wyborów zależy od tego, czy poszczególne afery będą rozpisane na seriale. Jeśli opinia publiczna nie zostanie nakarmiona kolejnymi taśmami w aferze KNF i kolejnymi taśmami Kaczyńskiego, za miesiąc oddziaływanie tych grand na opinię publiczną i stan ducha kadr PiS będzie niewielkie.
Tymczasem taśmy (także taśmy PO) są w rękach dziwnych osób i ich adwokatów. Tak czy inaczej to oni będą rozgrywać nasze emocje i huśtać polską polityką wedle własnych interesów. I wszyscy możemy się tego bać, choć Kaczyński ma najwięcej powodów do strachu. W końcu są jeszcze bodajże materiały ubeckie, są jakieś kwity Macierewicza i Bóg wie co. W naszym podglądackim świecie nikt się nie ustrzeże.
PiS przetrwa aferę, choć upadek wieży Babel to ogromna porażka osobista Kaczyńskiego. Czy jednak przetrwa reżim i czy Polska wygra wybory z Kaczyńskim, to zależy od determinacji i odpowiedzialności polityków. Od tego, czy opozycja się zjednoczy i czy będzie zdolna przekonać drobnicę PiS, że nie będzie powtórki z abolicji z 2007 r. Schetyna powinien powtarzać każdego dnia, że nie będzie litości – że prokuratorzy i sądy będą pracować na trzy zmiany i dorwą się do każdego najmniejszego powiatowego cwaniaczka. Że nie przejdzie żaden szwindel – ani nadużycia władzy na wielką skalę, jak w aferze KNF i Srebrnej, ani małe ustawki przy zamówieniach publicznych czy wyprowadzanie kasy dla Rydzyka.
To zachrumkane i uwalane już po golonkę towarzycho przy korycie musi się po prostu przestraszyć. Jeśli przestaną wierzyć, że prezes ich obroni, to każdy zajmie się ratowaniem swoich czterech liter. I tak tylko może się ten knajacki twór, rozkrzewiony jak rakowina albo pleśniowa grzybnia w ciele państwa polskiego, rozpaść i obumrzeć. Ale toksyny z rozkładającego się cielska PiS będą truć Rzeczpospolitą jeszcze przez wiele lat. Dziś jednak cieszmy się z kolejnego zwycięstwa, które podarował nam, dzięki swej ciężkiej i wymagającej nie lada odwagi pracy, ostry żydowski magister Jan Śpiewak. Nie podzielam niektórych jego poglądów, lecz podzielam jego lewicowy etos – walka z reakcją to ma być walka, a nie tylko gadanie.