Czy Polacy pomagali Niemcom w zagładzie Żydów?
Ostudźcie głowy, zanim podniesiecie polityczne larum z powodu wypowiedzi Benjamina Netanjahu! Możecie tylko pogorszyć sprawę.
Oto cała Polska zatrzęsła się z oburzenia na słowa premiera Izraela Benjamina Netanjahu, który miał powiedzieć w Warszawie, w Muzeum Historii Żydów Polskich Polin, że „Polacy pomagali Niemcom zabijać Żydów podczas Holokaustu”. Miał też dodać, że „Polacy kolaborowali z nazistami”. Bardzo bym pragnął, aby wszyscy, którzy grzeją dziś Facebooka i Twittera w tej sprawie oraz przygotowują rządowe i sejmowe oświadczenia, od których zadudni za chwilę w prasie, zechcieli poświęcić kilka minut i uważnie przeczytali to, co poniżej napisałem. A już specjalną prośbę mam do osoby przygotowującej prasówkę dla premiera Mateusza Morawieckiego – proszę wydrukować i ten artykuł (choćby w imię tego, że obaj z Panem Premierem jesteśmy z Wrocławia, rówieśnicy, a rodzice nasi niegdyś dobrze się znali).
Premier słuchał słów Netanjahu i pewnie czuł się z tym źle. Ponadto sam wiele razy bardzo niefortunnie komentował sprawy związane Zagładą. Powinien się przełamać i zrobić wysiłek, aby zrozumieć trochę więcej.
Gdy ktoś mówi źle o Polakach w kontekście wojny, wszyscy zdają się odpowiadać na to unisono – jakby się zmówili. To powtarzające się rytualne „oburzenie ponad podziałami” wynika z lęku przed byciem „wrobionym” w „poniżanie narodu”, a przynajmniej oskarżonym o niedostateczny patriotyzm i niedostateczną obronę dobrego imienia Polski przed potwarcami. Oprócz lęku przed napiętnowaniem te stadne reakcje, zwane zręcznie paniką moralną, kryją w sobie niemałą ignorancję, bo tylko niewielka cząstka polskiego społeczeństwa ma pojęcie o tym, co między Polakami i Żydami (będącymi w wielu przypadkach również Polakami, lecz pomińmy tę komplikację) działo się podczas wojny, chętnie zadowalając się wiedzą o tym, że kilkadziesiąt tysięcy Żydów przetrwało dzięki Polakom (czemu nikt nie przeczy). A być może jest i tak, że do lęku oraz ignorancji przyłącza się jakaś dziwna pokusa, by znalazła się wreszcie jakaś sprawa, w której całe polskie plemię mówiłoby jednym głosem…
Z pewnością jednak nie chodzi tu o żadne dobre imię Polski – kto by tak twierdził, ten albo by kłamał, albo naprawdę nie miał pojęcia, co stanowi o dobrej bądź złej reputacji współczesnych społeczeństw w materii ich stosunku do własnej przeszłości. Szanowane są mianowicie te kraje i narody, które otwarcie stają naprzeciw swej historii, czytając bez wymówek również z jej czarnych kart. Te zaś, które umniejszają swe winy, przemilczają je, bagatelizują, zakłamują bądź wskazują palcem na innych, nie mogą cieszyć się poważaniem. Jeśli więc światowa opinia odnosi wrażenie, że Polskę i Polaków znacznie bardziej interesuje to, żeby nigdzie na świecie nie mówiono, iż „Polacy pomagali w zagładzie Żydów”, niż to, żeby polskie społeczeństwo wiedziało, co Polacy robili Żydom poza tym, że pomagali im przetrwać, to nie budzi to w niej żadnego szacunku, lecz wręcz przeciwnie. Jest kwestią godności Polski i powiem więcej: polską racją stanu, aby w świecie nie wydawało się, że chcemy umniejszyć swoje winy wobec Żydów bądź w ogóle im zaprzeczyć i po stokroć bardziej zależy nam, aby nikt nie mówił, że pomagaliśmy Niemcom, niż na tym, żeby naród miał podstawową wiedzę o tym, jak między Polakami i Żydami naprawdę było.
I trzeba powiedzieć sobie jasno – w tej sprawie świat ma o nas bardzo złe mniemanie. W Izraelu, w USA i na całym Zachodzie elity zdają sobie sprawę z tego, że Polacy bardzo dobrze wiedzą o ratowaniu Żydów przez swych nieżydowskich współobywateli, lecz na ogół nie wiedzą i nie chcą wiedzieć o tym, że tych Żydów, których ci współobywatele zabili bądź wydali Niemcom, było o wiele więcej niż tych uratowanych.
I kwestia tej upartej niewiedzy, niezdolności Polaków i polskiego państwa do przyjęcia do wiadomości, iż bilans pomocy oraz krzywdy wyrządzonej Żydom przez Polaków jest dla Polaków tragicznie niekorzystny, kładzie się głębokim cieniem na reputacji naszego kraju. W żaden sposób nie naprawi jej zwalczanie każdej wypowiedzi o „polskich obozach” czy „pomaganiu Niemcom”. Naprawić ją może wyłącznie jedno – odważne i szczere, wolne od niedomówień i przemilczeń, uczciwe i rzetelne powiedzenie prawdy oraz upowszechnienie tej prawdy poprzez system edukacji. Jeśli na to się zdobędziemy, wtedy faktycznie możemy liczyć na szacunek narodów. I wtedy też – paradoksalnie – znacznie lepiej przebijać się będzie do świadomości społeczeństw całego świata opowieść o polskich bohaterach ratujących Żydów.
Jednakże dopóki nadal nie będziemy przyjmować do wiadomości tej prawdy, uciekając przez nią w godnościowe zaperzenie i ratując się wygodnym poczuciem moralnej słuszności, gdy tylko na horyzoncie pojawi się jakieś „haniebne oskarżenie”, dopóty będziemy traktowani z niechęcią i zażenowaniem. Nawet Niemcy, gdy wreszcie zaczęli bez żadnych „ale” i bez żadnego wybielania się i pokazywania na innych mówić o swoich zbrodniach, uzyskali szacunek pośród narodów. Winy Niemców są stokrotnie większe niż innych europejskich narodów, w których zalęgł się przed wojną faszyzm, a w czasie wojny w takiej czy innej skali i w taki czy inny sposób z Niemcami kolaborowały. Tyleż łatwiej tym narodom uporać się ze swą przeszłością, stanąć oko w oko z prawdą, a tym samym uzyskać szacunek świata. A jednak wciąż tego nie potrafią. Nie potrafią Ukraińcy, Litwini, Słowacy, Węgrzy czy Łotysze. Nie potrafią też Polacy. A przecież chcielibyśmy być „wielkim narodem”, prawda? Tymczasem bez odwagi odkłamywania historii i odrywania jej czarnych kart o wielkości nie ma co marzyć.
Wróćmy więc do wypowiedzi Netanjahu i do tego strasznego słowa „pomagać”. Jeszcze niedawno za jego użycie polski rząd chciał wsadzać do kryminału. Wypada więc zapytać oburzonych tym słowem, jak sami definiują pomaganie, to znaczy ilu Żydów musieliby zabić bądź wydać Niemcom Polacy, aby słowo „pomagać” miało zastosowanie, czyli aby można było dokonać takiego uogólniającego skrótu i zamiast mówić „niektórzy Polacy pomagali Niemcom”, powiadać „Polacy pomagali Niemcom”? I dlaczego tylu, a nie więcej albo mniej? Czy naprawdę czymś haniebnym i niedopuszczalnym jest, aby ktoś rozumiał przez pomaganie, dajmy na to, zabicie dziesięciu tysięcy Żydów, a ktoś inny raczej dwustu tysięcy?
Czy dyskusja o prawidłowym zastosowaniu tego słowa w ogóle ma prawo rozpalać jakieś emocje? Przecież „pomaganie” bądź „niepomaganie” wyraża się właśnie w tym – w liczbie ofiar bądź w bilansie będącym różnicą liczby zabitych i liczby uratowanych. A spór o znaczenie słowa „pomagać”, tak jednoznacznie powiązany z tym (przyznajmy to) dość żenującym kryterium ilościowym, ma znaczenie czysto werbalne, ewidentnie zastępując czy przykrywając bolesną istotę rzeczy. To jest spór o słowo, o znaczenie jednego słowa „pomagać”, a więc spór dramatycznie wprost pozbawiony znaczenia, w porównaniu z powagą i istotnością tego, aby społeczeństwo poznało fakty. A o znajomość tych faktów jakoś polski rząd nie zabiega i sam ich prawdopodobnie nie zna. A raczej – tak jak ogół społeczeństwa – zna je niebywale wybiórczo, przez co ma nader jednostronny i całkowicie fałszywy obraz tragicznych relacji polsko-żydowskich. I gdybyż jeszcze ten spór o słowa w ogóle się toczył. Nie toczy się – bo wtedy trzeba by było pytać o liczby, a to jest przecież temat tabu.
Pan premier może zrobić mały wysiłek i zaprosić kogoś z kilkorga profesorów specjalizujących się w tych sprawach, np. panią prof. Barbarę Engelking z PAN, i poprosić o informacje. Pani profesor z pewnością zrobi to bardzo rzeczowo i z taktem. Jeśli jednak premier bądź ktokolwiek innych chciałby w skrócie zapoznać się z samą esencją tego społecznego deficytu wiedzy, to pozwalam sobie ująć go w kilku punktach poniżej. Mówię „deficytu”, gdyż kilka rzeczy wszyscy wiedzą, to znaczy wiedzą, że Polacy uratowali najwięcej Żydów, że mieliśmy Żegotę, Irenę Sendlerową, Aleksandra Ładosia i tysiące sprawiedliwych wśród narodów świata, najliczniej ze wszystkich krajów upamiętnionych w jerozolimskim Yad Vasehm, że za ukrywanie Żydów Niemcy zabijali.
A oto prawdy, które każdy Polak powinien poznać oprócz tego:
– Polacy zabili znacznie więcej Żydów, niż uratowali; bohaterska pomoc Żydom była nieporównanie rzadszym zjawiskiem niż prześladowanie ich.
– zabijanie Żydów miało charakter indywidualny bądź zorganizowany, łącznie z wyłapywaniem przez grantową policję i uzbrojone grupy miejscowej ludności osób usiłujących zbiec z likwidowanych gett.
– pogromy Żydów odbywały się podczas wojny w dziesiątkach miejscowości, licznie dokonywali ich również partyzanci w ostatniej fazie wojny, a także ludność cywilna już po wojnie (nie tylko w Kielcach).
– zdecydowana większość osób ukrywających Żydów robiła to dla pieniędzy, a w wielu przypadkach, gdy kończyły się pieniądze, ukrywani Żydzi byli wypędzani lub nawet zabijani.
– osoby ukrywające Żydów musiały bardzo obawiać się sąsiadów, gdyż nastawienie społeczeństwa polskiego do Żydów oraz ludzi, którzy im pomagali, było w przeważającej mierze wrogie; ukrywający byli w wielu przypadkach przez sąsiadów denuncjowani, a nawet bezpośrednio zabijani przez nich w celach rabunkowych; jeszcze do niedawna Polacy ukrywający w czasie wojny Żydów bardzo bali się o tym komukolwiek wspominać.
– prawie każdy Żyd próbujący chować się poza gettem lub zbiegły z obozu spotykał się wielokrotnie z szantażem; szmalcownictwo i rabowanie Żydów miało charakter masowy, a wydawanie Niemcom zbiegłych Żydów bądź zabijanie ich (np. przez tzw. granatową policję, a w ostatniej fazie wojny także przez partyzantów) było zjawiskiem częstym, a nie czymś wyjątkowym.
– mienie zamordowanych Żydów było powszechnie zagarniane przez Polaków, a bardzo nieliczni Żydzi powracający do swoich domów w większości przypadków spotykali się z wrogością miejscowej ludności, obawiającej się, że Żydzi zechcą odebrać swoją własność.
– mimo że wielu Żydów uratowało się dzięki księżom i zakonnicom (zakonnikom), dominująca postawa Kościoła i księży względem Żydów przed wojną, w jej trakcie i po jej zakończeniu była zdecydowanie nieprzyjazna, co przekładało się na dominującą w społeczeństwie niechęć do Żydów bądź obojętność na ich los.
– władze PRL i społeczeństwo polskie na ogół nie chciało pamiętać o Holokauście, który stał się niemalże tematem tabu; doszło do tego, że kilkadziesiąt lat po zakończeniu wojny młodsze pokolenia żyły w przekonaniu, że miliony ofiar obozów zagłady to w zdecydowanej większości Polacy.
To są ogólniki, straszne ogólniki. A tysiące strasznych szczegółów znajdziecie w dziesiątkach książek historyków, które ukazują się niemalże jedna za drugą. Są tam również liczby i oszacowania ilościowe. Ale te ogólniki to również wiedza – i tylko taka ogólna wiedza może stać się udziałem milionów. Niechby te miliony wiedziały przynajmniej tyle. Kiedyś tak będzie. Może za 50 lat?
Jeśli zaś Panu Premierowi wyda się, że któreś z powyższych trudnych zdań jest nieścisłe albo niesprawiedliwe, niechaj nie mnie dopytuje (bo kimże ja jestem?), lecz zapyta specjalistów, którym polski rząd właśnie za to płaci, by wiedzieli dokładnie i mogli tą najlepszą, udokumentowaną wiedzą podzielić się z całym społeczeństwem, premiera i prezydenta nie wyłączając.