Nie bierzcie od Kaczyńskiego! Nauczyciel to nie krowa
Istnieje ryzyko, że w nocy z niedzieli na poniedziałek nauczyciele dostaną od rządu tyle, że odwołają strajk. Wystarczy jeden telefon od Kaczyńskiego, który powie: „dajcie im”. A nauczyciele wezmą… Nie dajcie się! Chodzi o uwolnienie szkoły i godność nauczycieli, a nie tylko o pieniądze. Wyłącznie negocjowanie w warunkach strajku daje szanse na zmianę. Bo strajk konsoliduje i wzmacnia strajkujących, podnosząc ich świadomość, przydając odwagi i poczucia godności.
Wciąż mam nadzieję, że będzie to strajk wypływający z głębokiej, dobrze ugruntowanej świadomości politycznej i obywatelskiej, a nie tylko walka o należne skądinąd podwyżki. Wielki strajk, mający poparcie nauczycieli i uczniów, może się przerodzić w zmasowany protest demokratycznego społeczeństwa przeciwko wulgarnej, autorytarnej i klerykalnej władzy, skorumpowanej do szpiku kości i cofającej nas mentalnie do epoki późnego PRL.
Bardzo liczę na nauczycieli i serdecznie im kibicuję. Nie poprzestawajcie na rozmowach o pieniądzach. Mówcie o wolności szkoły i autonomii nauczyciela, o ideologicznym balaście i klerykalnym zaduchu, w którym wszyscy się męczą. O lęku i oportunizmie, które wiszą nad szkołą jak smog. O zacofanych, nieżyciowych programach nauczania i przestarzałych metodach, które przestały już działać. O braku szacunku dla nauczycieli, którym każdy dziś może wejść na głowę. O braku czasu i środków na rozwój intelektualny i kulturalny pedagoga, który przecież musi być człowiekiem wykształconym, myślącym i uczestniczącym w kulturze, skoro ma dawać przykład młodzieży i zachęcać ją do nauki i krytycznego myślenia.
Na ogół wykładowcy akademiccy nie czują solidarności z wielką grupą zawodową nauczycieli. Sądzą bowiem, że są lepsi. Tymczasem to nieprawda. Prowadząc wykłady, ćwiczenia i seminaria, robimy właściwie to samo i stosujemy bardzo podobne metody jak nauczyciele liceum. Po prostu nasi uczniowie są kilka lat (czasem tylko rok) starsi. Nie ma co się nadymać. Prowadzone przez nas zajęcia ze studentami w przeważającej mierze mają charakter propedeutyczny i niewiele się różnią od szkolnych lekcji. Nie lubimy myśleć o sobie jako o nauczycielach, tak jakby „wykładowca” to był ktoś inny.
Trzeba to zmienić. Powinniśmy poczuć solidarność z rzeszą nauczycielską i skończyć z niczym nieuzasadnionymi arystokratycznymi pretensjami. Owszem, wielu z nas uprawia naukę (albo, jak ja sam, filozofię), lecz poza tym jesteśmy nauczycielami. Nie „dydaktykami”, tylko po prostu nauczycielami.
Czas przezwyciężyć swój elityzm i poczuć solidarność z rzeszą nauczycieli szkolnych, którzy mają szansę swą walką o godność uruchomić masową mobilizację społeczną przeciwko pszenno-buraczanemu reżimowi Jarosława Kaczyńskiego. Mobilizację, która przyniesie żniwo w jesiennych wyborach i pozwoli odzyskać państwo z rąk prostaków i cwaniaków. Minimum zaangażowania to noszenie solidarnościowych odznak przez wykładowców, lecz sądzę, że w razie przedłużania się strajku potrzebne będzie coś więcej – listy i oświadczenia, a nawet symboliczne solidarnościowe akcje strajkowe.
Uczelnie nie odegrają kluczowej roli w strajku nauczycieli, lecz moralne połączenie ze strajkującymi, jednoznaczne okazanie im wsparcia – może trwale wpłynąć na relacje między dwiema sztucznie rozdzielonymi grupami zawodowymi. Nas, nauczycieli akademickich, jest ponad sto tysięcy. To też jest siła. Gdybyśmy zadzierzgnęli bliższą więź z nauczycielami szkolnymi – a przecież coraz częściej w tej jedności widzi nas społeczeństwo, traktujące studia jako kolejny etap edukacji szkolnej – nasze poczucie własnej wartości wcale by na tym nie straciło, a wręcz przeciwnie.
A więc ruszmy cztery litery i zróbmy coś dla koleżanek i kolegów ze szkół. A na dobry początek życzmy im odwagi i determinacji, by oparli się pokusie brania od Kaczyńskiego. Nie jesteście krowami!