Broniarz stchórzył, a my daliśmy ciała
Przerwanie strajku nauczycielskiego jest katastrofą. Trudno uwierzyć, że we wrześniu nastąpi nowa mobilizacja, a wznowiony strajk dotrwa do wyborów i zmiecie PiS ze sceny. To mało prawdopodobny scenariusz.
Często nadużywane i nieraz całkiem nieadekwatne do realiów Nietzscheańskie „co nas nie zabije, to nas wzmocni” w tym przypadku może okazać się prawdą. PiS udowodnił, że pogarda dla nauczycieli i uparte szydzenie z ich słusznych żądań jest dobrą metodą walki ze strajkiem. Jego elektorat, złożony w znakomitej większości z prostych ludzi, nieceniących edukacji i mało szanujących pracę kobiet, a za to ulegający łatwej fascynacji rządami silnej ręki w wykonaniu „swojaków”, znów stanie po stronie reżimu.
Ten odłam ludu instynktownie trzyma z silniejszymi przeciwko słabszym i z mężczyznami przeciwko kobietom (którym „we łbach się przewraca”, tak jak kiedyś „korowcom”). Wyborcy PiS są zadowoleni. Podwyżki dla chłopców policjantów owszem, ale co do nauczycieli (nauczycielek), to niech się cieszą, że praca lekka, a wakacje długie.
Poza wszystkim odbieram postawę rządu jako przejaw mizoginii i lekceważenia kobiet. Bo polska kobieta ma przede wszystkim rodzić dzieci i chodzić do kościoła, a pracować to, owszem, ale raczej „po godzinach” i dla przyjemności. A szkoła ma wychowywać do wiary i patriotyzmu, więc panie nauczycielki powinny być skromne i pokorne, jak przystało na kobietę, na matkę, na Polkę, na podwładną, na osobę, której „państwo dało szansę wykazania się i spełnienia swych aspiracji zawodowych”.
Strajk to zajęcie godne robotnika – i to jedynie za pozwoleniem księdza. Bo inaczej to zamach na władzę i porządek. Nauczycieli księża nie poparli, więc trzeba było pogonić im kota. Tak samo gadali ludzie latem 1980 r. Bo nie wyobrażajcie sobie, że wszyscy byli wtedy po stronie robotników. Bynajmniej.
Zwolennicy PiS uwierzyli ponadto, że strajk nauczycieli to polityczna akcja wymierzona we władzę tej formacji, a żądania podwyżek są tu tylko pretekstem do wszczęcia przedwyborczej awantury. A skoro tak, to nic dziwnego, że rząd się nie ugiął. Kaczyński pokazał charakter – i dobrze.
Tak to niestety wygląda w percepcji „pisowskiej” („kaczyńsko-kukizowo-korwinowo-kościelnej” – 4xK) połowy społeczeństwa. A druga połowa, w całym jej politycznym zróżnicowaniu i podzieleniu, nie musi Kaczyńskiego obchodzić. I nawet jeśli arogancja wobec nauczycieli będzie kosztowała PiS 100 czy 200 tys. utraconych głosów nauczycieli i ich rodzin, to w ogólnej kalkulacji nie będzie to strata znacząca.
Ponadto oddalone zostało ryzyko kolejnych protestów i ugruntowana paternalistyczno-klientystyczna formuła relacji między państwem a obywatelami. O ile dawniej była to formuła roszczeniowo-przetargowa, to dziś jest ona raczej feudalno-rozdawnicza, gdzie rząd to „senior”, a grupy społeczne to po części wasale, a po części element obcy, z którym nie trzeba się liczyć. Władza sama decyduje, komu i ile da. A daje wedle grzeczności i lojalności wyborczej, a nie wedle potrzeb, siły i żądań. I daje do ręki, tak jak się daje jałmużnę, a nie na jakieś tam „usługi publiczne”. Masz tu kasę i głosuj, jak trzeba – na takim poziomie komunikuje się PiS ze swoimi wyborcami.
Na prostactwo i brak skrupułów bardzo trudno coś poradzić. W konfrontacji z prymitywizmem i trywialnością, nie mówiąc już o bezczelności, kultura, racjonalność oraz względy moralne i aksjologiczne właściwie są bezsilne. Przynajmniej w krótkiej perspektywie. Jak to często bywa, ludzie delikatni i kulturalni zostali zadeptani przez gawiedź i znieważeni przez jej przywódców. Już wiemy, że paniusie nauczycielki mogą prezesowi skoczyć. Niestety, wyszło na to, że tak właśnie jest.
Nauczyciele zawiedli i rozczarowali. Nie ma co udawać, że nie. Można dziękować i gratulować, ale nie będzie to do końca szczere. Co więcej, zawiódł Związek Nauczycielstwa Polskiego i z pewnością wielu strajkujących ma centrali za złe jej kapitulancką decyzję. Przesądził o niej lęk przed gniewem społecznym w związku z ewentualnym opóźnieniem matur.
Niemądre to obawy. Matura to tylko rytuał, a nawet zabawa (prawie wszyscy ją zdają), i nie ma żadnego znaczenia, w którym odbyłaby się miesiącu. Rekrutację na studia też można by przenieść na wrzesień. To wszystko są rzeczy drugorzędne i uciążliwości niewielkie.
Sławomir Broniarz stchórzył. Ale i my zawiedliśmy. To żenujące i żałosne, że żadna grupa społeczna i zawodowa nie wsparła aktywnie strajkujących nauczycieli. Nie było żadnych strajków solidarnościowych, a na manifestacje poparcia przychodziło ledwie po kilkaset, najwyżej kilka tysięcy osób. We Francji, we Włoszech, a nawet w Czechach czy Rumunii wyglądałoby to zupełnie inaczej. Bo Polacy są narodem bardzo słabo uspołecznionym. Większość ludzi nie widzi dalej niż czubek własnego nosa, a świat ocenia wedle własnego portfela.
Solidarności społecznej ani poczucia odpowiedzialności za wspólnotę i za państwo nie ma prawie wcale. W roku 1980 i w jakimś stopniu w 1989 było inaczej, lecz od tamtego czasu etycznej mobilizacji mas społecznych nie widziano. Cud, że 15 lat temu udało się nam zagłosować za wejściem do Unii Europejskiej. Uczyniliśmy Zachodowi tę wielką łaskę, bo dobrze za to zapłacił. Niewielu jednak wtedy autentycznie się radowało (sam świętowałem na pustym zupełnie rynku w Kazimierzu Dolnym), a Kościół za półgębkowe poparcie kazał sobie bardzo słono zapłacić.
Naprawdę nie jesteśmy fajnym, nowoczesnym społeczeństwem. Te parę milionów prawdziwych obywateli, ludzi światłych i otwartych, myślących demokratycznie i równościowo – to wciąż za mało. Prawdziwa Polska, Polska peryferii i prowincji, to wciąż Polska należąca do tępego księdza, lokalnego biznesmena-cwaniaczka i partyjnego karierowicza ze „struktur”. W tym świecie konstytucja warta jest tyle co stara gazeta, unijna flaga tyle co szmata do podłogi, a nauczycielka to „baba”, i to niezbyt robotna.
Na razie Polska należy do „wójta i plebana”, jak za komuny. Upadek strajku nauczycieli pokazuje, że nic się samo nie zrobi. Nie wywalczymy wolnej i praworządnej Polski rękami jednej grupy zawodowej. Tylko mobilizacja ogólnospołeczna może coś zmienić. Lepsza połowa (tak, tak, nie przywidziało się wam: lepsza połowa) musi poczuć swoją siłę i przestać się lenić.
Dopiero gdy naprawdę weźmie się do roboty, nie czekając na taki czy innych strajk, może wygrać w konfrontacji z tą gorszą połową. Na razie wymagane jest tylko łaskawe stawienie się w lokalach wyborczych 26 maja. Ale potem trzeba będzie czegoś więcej.
Zawiedliśmy nauczycieli, a nauczyciele zawiedli nas. Czy w 2019 r. wszyscy zawiedziemy samych siebie? Czy pozostaniemy zakładnikami czterech K? Jeśli tak się stanie, to będziemy już wiedzieć, kim jesteśmy – bandą cieniasów, lemingów, baranów, filistrów, tchórzy. W skrócie – drobnomieszczańską mierzwą. Jeśli PiS utrzyma się u władzy, to dostaniemy dokładnie to, na co sobie zasłużyliśmy. Jesteśmy na dobrej drodze! Brawo!