Żydów nie obsługujemy
Takie słowa usłyszałem wiele lat temu w kiosku z kebabem w centrum Warszawy. Usłyszałem je od cudzoziemca, ale dziś wcale bym się nie zdziwił, gdyby coś takiego powiedział Polak.
W końcu na tej samej ulicy w latach 30. XX w. Żyd w stroju etnicznym nie miał żadnej szansy być obsłużony przez kogokolwiek, a za to niemalże pewność, że zostałby pobity i wygnany na Muranów, do dzielnicy żydowskiej, już wtedy nazwanej przez liberalną opinię publiczną gettem, co było nazewniczym importem z państwa kościelnego, gdzie pełni chrześcijańskich cnót i miłosierdzia papieże trzymali oznaczonych żółtymi bądź czerwonymi znakami Żydów (hitlerowcy woleli niebieskie gwiazdy Dawida).
Ale ja tym razem nie o antysemityzmie, którego nieistnienie zgodnym chórem głoszą antysemici. To tylko przykład, jakie konsekwencje może przynieść orzeczenie pisowskiego Trybunału Konstytucyjnego, który uznał za niegodne z konstytucją karanie usługodawcy za odmowę świadczenia usługi, powołując się przy tym na wolność sumienia oraz wolność gospodarczą. Wiele już o tym napisano, ale i ja chciałbym wtrącić swoje trzy grosze, bo pewne ważne argumenty w tej dyskusji jakoś jeszcze nie wybrzmiały.
Nie ma wątpliwości co do tego, że obecne orzeczenie w praktyce unieważniające artykuł Kodeksu wykroczeń zakazujący odmawiania sprzedaży usługi przyczyni się do wzrostu liczby zachowań dyskryminacyjnych w sferze usług. To jest poza dyskusją. Być może nie od razu usłyszę „Żydów nie obsługujemy”, ale nie wykluczam tego w przyszłości, bo osoba broniąca swego postępowania przed endeckim sędzią i powołująca się na głos sumienia („Żydzi oskarżają Polaków o niepopełnione zbrodnie i działają na szkodę narodu polskiego” itp.) miałaby teraz szansę się obronić, przynajmniej w pierwszej instancji. Zobaczymy.
Za to sądzę, że już teraz usługodawcy, tacy jak drukarze czy dystrybutorzy prasy, organizatorzy imprez, zarządcy wynajmujący sale na zebrania i imprezy itd., wiedząc, że prawo daje im możliwość odmowy, będą się bali współpracować z opozycją lub podmiotami niemiłymi władzom. Skoro nie odmówili, to znaczy, że popierają opozycję. A to jest dla przedsiębiorcy funkcjonującego w ustroju autorytarnym, gdzie prokuratorzy i sędziowie są „ich”, wystarczający powód, aby umywać ręce i odmawiać kłopotliwym zleceniodawcom. Taki będzie, ja sądzę, rezultat orzeczenia TK, tym bardziej że lęk przedsiębiorców przed współpracą z opozycją istnieje już teraz i coraz bardziej się nasila.
O czym nie mówią komentatorzy? Otóż nie można w ocenie orzeczenia TK, jak również w ocenie poszczególnych przypadków odmowy świadczenia usług z pobudek światopoglądowych, religijnych czy ideowych, abstrahować od tego, jaki rodzaj usługi wchodzi w grę i komu się jej odmawia. Odmowa sprzedaży chleba komukolwiek jest faktycznie niewyobrażalna i Kodeks wykroczeń słusznie takie zachowanie penalizuje. Jednak w przypadku sprzedaży usług, których wykonanie umożliwia jakiś niemoralny proceder bądź nagłaśnianie niemoralnych czy wchodzących w kolizję z prawem treści, prawo do odmowy powinno być chronione silniej niż tylko prawem cywilnym.
Gdybym sam był drukarzem, nie wyobrażam sobie, abym w imię równego traktowania klientów poświęcał wyższe racje moralne i zgodził się np. na druk materiałów rasistowskich, obscenicznych albo nawołujących do dyskryminacji osób LGBT. Z drugiej strony odmowa druku materiałów, których intencją jest obrona takich czy innych grup (np. LGBT) przed dyskryminacją, sama w sobie jest przejawem dyskryminacji i nie mógłbym jej tolerować, gdyby przyszło mi sądzić taką sprawę jak ów przypadek drukarza Adama J. z Łodzi.
Zakaz dyskryminacji wynika wprost z konstytucji, a tym samym działalność na rzecz równego traktowania i praw osób należących do jakiejś grupy narażonej na dyskryminację zasługuje na szczególną ochronę państwa. Na taką ochronę nie zasługuje zaś działalność na rzecz jakiejś religii czy też światopoglądu, bo od nich wszystkich państwo się dystansuje (zachowuje konstytucyjną neutralność). Dlatego każdy drukarz czy właściciel sali konferencyjnej mógłby odmówić sprzedaży usługi, a tym samym współudziału organizacyjnego w imprezie o charakterze religijnym (np. katolickim lub żydowskim) bądź ideologicznym (np. faszystowskim albo komunistycznym). Gdyby prawo zmuszało komercyjną drukarnię katolicką do drukowania antykatolickich broszur, byłoby to perwersyjnie złośliwe i opresyjne; trudno sobie wyobrazić, żeby przepis prawa albo sąd miał kogokolwiek zmuszać do propagowania ateizmu albo katolicyzmu.
Jak widać, są usługi i są usługi. Są odmowy i są odmowy. Nie można wszystkiego traktować jednakowo. Żaden prosty przepis nie załatwi sprawy – od tego są sądy cywilne, żeby spory rozstrzygać. Ale żeby zmniejszyć ich liczbę i wprowadzić jakiś podstawowy porządek w tych sprawach, warto by w Kodeksie wykroczeń zastrzec, że odmowa świadczenia usług co do zasady jest możliwa w przypadku konfliktu przekonań światopoglądowych i religijnych, z wyłączeniem przypadków, gdy odmowa taka podyktowana jest tożsamością rasową, etniczną, religijną lub płciową zamawiającego daną usługę.
Samo w sobie zastrzeżenie to nie dałoby wiele, lecz przynajmniej działałoby odstraszająco na takich ludzi jak drukarz z Łodzi – byłoby ono bowiem wyraźnym sygnałem, że władze i wymiar sprawiedliwości wyczulone są na dyskryminację i jej nie sprzyjają. A przecież odmowa druku plakatów antydyskryminacyjnych środowiska LGBT w kulturę dyskryminacji się wpisuje.