Nam, Żydom, te pieniądze się po prostu należą!
88 spośród 100 senatorów amerykańskich apeluje do sekretarza stanu Mike’a Pompeo, aby ten wywarł nacisk na Polskę w sprawie restytucji mienia żydowskiego. Rząd PiS, który ukochał USA i spodziewa się od Amerykanów nie wiadomo czego, w sprawie mienia żydowskiego zachowuje się jak na porządnego antysemickiego troglodytę przystało: wy, Żydzi niewdzięczni, zamiast nam dziękować za bohaterskie ratowanie was w czasie wojny, teraz chcecie nam wyrwać to, co nasze, hitlerowcom kosztem krwi polskiej odebrane!
W związku z niedawną rezolucją Kongresu USA, zwaną JUST (lub 447), zobowiązującą administrację do wspierania ocalonych z Holokaustu, w tym w zakresie utraconego mienia, w całej Polsce w ordynarny i hałaśliwy sposób prowadzona jest kampania antysemicka – w formie zbierania podpisów pod listem do Trumpa, wyrażającego sprzeciw wobec wszelkich żydowskich roszczeń do jakiegokolwiek mienia bezspadkowego. Przez megafony sączy się nienawistny jad, a naród słucha.
Majowy marsz antysemickiej nienawiści, zorganizowany przez tzw. narodowców, zgromadził kilka tysięcy ludzi. A naród patrzy, nie mając pojęcia, o co w ogóle chodzi. Nie mają też pojęcia partyjni dygnitarze, wiedzący tylko jedno: „ani piędzi polskiej ziemi Żydom nie oddamy”. I mogą liczyć na to, że lud polski przytaknie.
Strach słuchać Kaczyńskiego, Jakiego czy Brudzińskiego, gdy tak wołają: „po moim trupie!”. Ich kompletna ignorancja, zupełny brak empatii nie są tylko cechami osobniczymi – odbija się w nich masowa pogarda dla Żydów, niechętny i pełen urazy stosunek do nich oraz bardzo głęboko ukryte, wypierane i przeistaczane w agresję poczucie winy.
A Żydzi polscy kładą uszy po sobie, świadomi jak nikt inny, że do rozpętania rasistowskiej histerii jest tylko krok. Jak sądzę, większość polskich Żydów odczuwa pewien niepokój z powodu amerykańskiej troski o ich interesy. Dotyczy to również mnie osobiście, jakkolwiek akurat ja na restytucji mienia pożydowskiego mógłbym się wzbogacić. Czy jednak działania Amerykanów nie przyczynią się jedynie do wzrostu nastrojów antysemickich?
Swoją drogą, amerykańska rezolucja jest zbieżna z deklaracją terezińską, którą Polska podpisała przed 10 laty. Zobowiązaliśmy się w niej moralnie do opieki nad dziedzictwem żydowskim, pamięcią Zagłady oraz nad ocalonymi z Holokaustu. I nic – dziś państwo polskie zachowuje się tak, jak gdyby do niczego się nie zobowiązywało.
Gdyby ktoś chciał poświęcić kwadrans, by dowiedzieć się więcej na ten temat, a zwłaszcza o sprawie restytucji mienia pożydowskiego (czyli restytucji w ogóle – bo nikt nie chce żadnej specustawy dla Żydów!), to zachęcam do przeczytania znakomitego artykułu Konstantego Geberta: tutaj. Nie pretenduję tu do wyczerpującej analizy. Jedną rzecz chciałbym wszak podkreślić z całą mocą.
Faszyści oraz pisowskie władze uzasadniają swój sprzeciw wobec roszczeń żydowskich ratowaniem Żydów przez Polaków. To niebywale ohydne, gdy spadkobiercy ONR i innych krzywdzicieli Żydów powołują się na tych, którzy Żydom pomagali. Czyżby Sprawiedliwi swym bohaterstwem wykupili mienie pożydowskie, będące teraz niejako zapłatą za ich bezinteresowność? Czyżby Sprawiedliwi życzyli sobie, aby mienie utracone przez Żydów stało się teraz ich opłatą na rzecz Polaków za uzyskaną pomoc?
Dyskurs o niewdzięcznych Żydach jest odrażający, a najbardziej boli to, że w swym zakłamaniu antysemici nie wiedzą (bo nie chcą wiedzieć), jak mało było tej bezinteresownej pomocy z porównaniu z pomocą interesowną, a zwłaszcza w porównaniu z grabieżami, szantażem i mordami na Żydach dokonywanymi przez Polaków.
Ale nie o to chodzi – przede wszystkim trzeba zrozumieć, że sprawa restytucji mienia i w ogóle sprawa żydowskich roszczeń nie ma bezpośredniego związku z ratowaniem i mordowaniem Żydów oraz bilansem jednego i drugiego. Chodzi po prostu o zwykłą sprawiedliwość w sferze majątkowej. Mienie bezspadkowe istnieje i trzeba sobie zadać pytanie, jakie byłyby życzenia pomordowanych właścicieli odnośnie do losu tych majątków. I odpowiedź na to pytanie wydaje się dość oczywista – chcieliby, żeby przynajmniej z jakiejś części tego majątku bądź z rekompensat z tytułu jego przejęcia mogli korzystać polscy Żydzi – indywidualnie lub zbiorowo. I albo chcemy tę domniemaną i bardzo prawdopodobną wolę prawowitych właścicieli uszanować, albo nie chcemy – bo niby dlaczego mają nas obchodzić życzenia jakichś dawno nieżyjących Żydów? Od strony moralnej tego właśnie sprawa dotyczy.
Jest taki zwrot „drugie pokolenie”. W środowisku żydowskim określa on osoby urodzone po wojnie, a będące dziećmi tych, co przeżyli Holokaust. Mówi się też odpowiednio o trzecim pokoleniu. Prawie wszyscy polscy Żydzi to drugie albo trzecie pokolenie. Pojawiło się już nawet czwarte, a to pierwsze, ocaleni, wymiera. Może jest w Polsce tysiąc osób, które przeżyły Holokaust, ale pewnie i to nie. Kilkaset osób zrzeszonych jest we wspaniałym stowarzyszeniu Dzieci Holokaustu, które działa bardzo energicznie mimo sędziwego wieku swoich członków. Łącznie osób, które mienią się Żydami, jest w Polsce kilkanaście tysięcy. Prawie wszyscy uważają się jednocześnie za Polaków, a znaczna większość ma pochodzenie żydowskie tylko częściowo.
Sam jestem typowym przedstawicielem drugiego pokolenia. Wychowałem się w cieniu „kwestii żydowskiej”, a traumy wojenne moich rodziców w zdecydowany sposób wpłynęły na mój rozwój i moje życie psychiczne. Wpojono we mnie instynkt lęku, ucieczki, pokory, zaprzeczania własnej wartości i samoponiżenia, bo z takimi cechami Żydowi wszak łatwiej przetrwać. Nie wychylać się, bo wyciągną ci pochodzenie – na tym mniej więcej to polega.
Jedynym życzeniem polskich Żydów, przez całe życie doświadczających bardziej zawoalowanych i subtelnych bądź też śmiałych i bezpośrednich przejawów antysemityzmu, było uzyskanie pełnej akceptacji, nawet za cenę zapomnienia i wyparcia swego pochodzenia (choć, rzecz jasna, wolelibyśmy się go nie wypierać). Nie znam nikogo w swoim pokoleniu, kto żyłby rozżaleniem i poczuciem krzywdy z powodu tego, czego doświadczyli Żydzi ze strony Polaków przed wojną, w jej trakcie i po wojnie.
Owszem, mamy wielki żal, że nieżydowscy Polacy nie chcą przyjąć do wiadomości, iż pomagających było znacznie mniej niż mordujących i ograbiających, niemniej sami wolimy pamiętać Sprawiedliwych, niż rozpamiętywać pogromy. Nie chcemy też, aby państwo polskie zwróciło nam – to znaczy ocalonym, ich dzieciom i wnukom – całość majątku, który po zgładzonych Żydach po wojnie przejął rząd i osoby prywatne. Nie jesteśmy jak ci biskupi katoliccy, którzy zażądali zwrotu 1:1, nie bacząc na nic, i dostali specjalną ustawę i specjalne procedury rewindykacyjne (tzw. komisja majątkowa), z których przy okazji skorzystały zresztą gminy wyznaniowe żydowskie.
Czego byśmy, my zwykli polscy Żydzi, sobie życzyli? Przede wszystkim uznania przez państwo polskie oraz przez należycie poinformowane społeczeństwo, że ogromny majątek został przejęty i że jest rzeczą słuszną, aby ci, których go pozbawiono oraz ich spadkobiercy, otrzymali z tego tytułu jakąś gratyfikację, a jeśli to możliwe – aby mogli odzyskać jego pozostałości w sposób dający realną szansę powodzenia, a więc łatwiejszy niż na podstawie przepisów ogólnych prawa cywilnego.
Wymagałoby to jakiejś ustawy restytucyjnej, której ciągle w Polsce nie ma. Oczywiście, gdyby taka ustawa była, musiałaby odnosić się do wszystkich, nie tylko do Żydów – jej koszty trzeba by więc pomnożyć – w końcu znacznie więcej jest nie-Żydów, którzy coś stracili, niż Żydów. Ale ustawy nie ma – tylko w Polsce nie ma! – bo mogliby na niej skorzystać Żydzi, i to jeszcze może „zdrajcy”, którzy mają dziś niepolskie obywatelstwo…
Ten akt moralny uznania naszych praw – bez żadnej łaski – ma tu zdecydowanie pierwszeństwo: sprawa wartości odszkodowań i formy ich wypłacania jest drugorzędna. Nikt przy zdrowych zmysłach nie chce ani całości, ani połowy. Inna rzecz, że odzyskiwanie majątku na ogólnych zasadach, czyli na drodze cywilnej, wyglądało w Polsce tak, że wydrwigrosze i oszuści osiągali tu nie lada sukcesy, podczas gdy zwykli ludzie stawali przed ścianą administracyjno-sądowego oporu.
Jak sobie to wyobrażamy (mówię „my”, bo wiem na podstawie różnych dyskusji, że wielu Żydów sądzi tak jak ja)? Od strony prawnej to z pewnością skomplikowana materia, tym bardziej że większości majątku pożydowskiego nie da się przypisać żadnym spadkobiercom, a ponadto znaczna część tego majątku od dawna już nie istnieje fizycznie. Mogę za to opisać pożądany rezultat. Oto państwo polskie, wykonując odpowiednią ustawę, pisze do ocalonego: jako że PRL przejęła nieistniejący już dom, który do 1940 r. należał do Pańskiej rodziny, przyznajemy Panu świadczenie z tytułu zadośćuczynienia za utracony majątek w postaci renty specjalnej w wysokości 2 tys. zł. Dzieci ocalonych mogłyby otrzymać, powiedzmy, 10 proc. szacowanej wartości przejętego majątku na podstawie uproszczonej procedury, bez konieczności dowodzenia, iż pozostali spadkobiercy nie żyją. W sumie nie byłyby to wielkie kwoty, bo tylko w niewielu przypadkach spadkobiercy są znani.
Gdyby zaś został jakiś plac albo ruina, należałoby je oddać spadkobiercom albo wypłacić rekompensatę. A co z większością majątku pożydowskiego, czyli tzw. majątkiem bezspadkowym? Ano wyobrażamy sobie to w ten sposób, że gminy mające w posiadaniu taki majątek bądź takie, których mieszkańcy zajmują nieruchomości pożydowskie, przekazują pewne kwoty na fundusz wspólny krajowych organizacji żydowskich, zajmujących się opieką nad dziedzictwem żydowskim, restytucją życia żydowskiego w Polsce, wspieraniem edukacji i kultury etc. Z takiego funduszu można by a to uporządkować jakiś zaniedbany kirkut, a to ufundować stypendium dla młodej osoby z trzeciego pokolenia, a to dofinansować jakąś publikację. Bezspadkowy majątek nieżydowski mógłby zostać rozliczony w podobny sposób.
To wszystko jest możliwe, tylko trzeba chcieć. Albo mieć żydowski łeb. Bo gdyby pisowcy byli dość chytrzy, toby sobie wykalkulowali, że gdyby przeznaczyli „na Żydów” powiedzmy tyle, ile w ciągu kwartału na różne sposoby przekazują Kościołowi rzymskokatolickiemu, to jest jakiś miliard dolarów, jednocześnie wygaszając antysemicką retorykę, to Amerykanie wynagrodziliby to nam z nawiązką, a i Izrael dorzuciłby swoje.
Restytucja byłaby kosztowna dla państwa, ale zapewne w części żydowskiej wcale nie; dobre stosunki polityczne, gospodarcze i militarne z USA i Izraelem są warte więcej. Bo tu wcale nie chodzi tak naprawdę o pieniądze, ale o honor – jakkolwiek czasami sprawy honoru wiążą się ze sprawami materialnymi, które trzeba honorowo załatwić. Ale interesy z Żydami to trzeba umieć robić. No i honor też trzeba mieć.