Co uczynić z Kościołem po odzyskaniu niepodległości?
Nie sądzę, aby biskupi zasługiwali na to, by nadal komentować ich plugawe słowa, które co rusz wytryskują z ich ust. Ile lat ma trwać ta zabawa? A bo to pierwszy albo setny raz? Czy przemawianie do tych ludzi czegokolwiek ich uczy? Czy widział kto kiedy poprawę albo choćby skruchę?
Zamiast wdawać się w słowne utarczki z tymi panami, uważając przy tym, żeby nie splugawić się ich językiem i nie zejść na ich poziom (ja akurat chętnie zstępowałem do tych piekieł, gdyż moim zdaniem do każdego trzeba przemawiać językiem, który rozumie), czas zastanowić się, co poczniemy z upadłym Kościołem, gdy jego partia ostatecznie straci władzę, a ludzi uwolnionych od strachu przed nadprzyrodzonymi mocami katolickich kapłanów będzie już większość.
Nie jest za wcześnie na tę dyskusję. Czym więcej poświęcimy jej uwagi teraz, tym łatwiej będzie potem wykonać zdecydowane kroki, gdy już sytuacja do tego dojrzeje.
Kościół eliminował swoich faktycznych lub domniemanych przeciwników („pogan”, „heretyków”, „czarownice” etc.) w jeden sposób – fizycznie. Do ostatniego dnia, kiedy jeszcze mógł sobie na to pozwolić. Z grubsza do XVIII w., a w tzw. państwie kościelnym – do XIX. Terror przestał być jego bronią dopiero, gdy upadła totalitarna katolicka teokracja, a ustrój feudalny zastąpiła konstytucyjna monarchia lub demokracja; w okupowanej przez Watykan Italii położyło mu kres zjednoczenie Włoch. W XX w. Kościół próbował jeszcze swych sił, współtworząc katolickie dyktatury we Włoszech, w Hiszpanii, Portugalii, Chorwacji, Słowacji. Przemoc była w nich jednakże najczęściej cedowana na reżim świecki. Wyjątkiem była nazistowska Słowacja, której dyktatorem był ksiądz (nazwiskiem Tiso), notabene sługa Hitlera, ramię w ramię idący z nim na Polskę 1 września 1939 r.
Niestety, w nielicznych krajach – głównie w Ameryce Środkowej, lecz także w Polsce – Kościół wciąż sprawuje częściową władzę polityczną. Szybko ją jednak straci, tak jak to miało miejsce w ciągu minionego półwiecza w Hiszpanii, Portugalii czy Irlandii. W wyniku niepowstrzymanego obiegu informacji na temat przerażającej działalności tej organizacji (mordowanie dzieci w Irlandii, masowy handel dziećmi w Hiszpanii, uczestnictwo w faszystowskich represjach w Argentynie i Hiszpanii, uwikłanie w ludobójstwo w Rwandzie, systemowe krycie tysięcy pedofilów na całym świecie, niewolnictwo seksualne zakonnic w Afryce, współpraca z mafią itd. itp.) została ona skazana na stopniową marginalizację.
Utrata władzy przez Watykan w poszczególnych krajach rodzi pytanie o rewanż, rewindykacje i umiejscowienie pozostałości Kościoła w życiu uwolnionych spod jego władzy społeczeństw. Jedno jest pewne: demokratycznym państwom nie wolno nawet zbliżyć się do tego sposobu postępowania, jaki bez wyjątku w ciągu całego trwania swej historii Kościół przyjmował względem podporządkowanych sobie, lecz pragnących zachować niezależność wspólnot. Kościół nie może być dyskryminowany ani prześladowany dlatego, że sam prześladował. Musi zostać potraktowany zgodnie z prawem oraz duchem konstytucji wolności, którego z taką determinacją zwalczał.
Nie wolno nam nigdy ulec emocjom i nabrzmiałemu przez stulecia poczuciu krzywdy. Nasza godność ludzi wolnych i miłujących prawo wymaga, by wyrzec się zemsty i złośliwości. Zasadą postępowania z Kościołem w dobie upadku jego rządów musi być równość – traktowanie go tak samo, to jest nie gorzej ani nie lepiej niż pozostałych stowarzyszeń powołanych w celu krzewienia takiego czy innego światopoglądu. Utrata władzy, przywilejów i gigantycznych dotacji państwowych, a przede wszystkim podporządkowanie prawu krajowemu de facto eksterytorialnego dziś Kościoła musi nam wystarczyć za całą „sprawiedliwość dziejową”.
Przez cały XIX w. prowadzono dość teoretyczne rozważania na temat perspektyw uwolnienia Polski od dominacji zaborców i kształtu przyszłej, odrodzonej Polski. Jedni wiązali nadzieje na odrodzenie Polski z protektoratem carskim, inni z cesarskim, a najwięksi marzyciele wyobrażali sobie całkowitą niepodległość.
O niepodległości względem „Rzymu”, czyli Kościoła rzymskokatolickiego, mało kto śmiał nawet myśleć. Czasami coś się wymsknęło a to Kościuszce, a to Słowackiemu, lecz na serio nikt sobie nie wyobrażał świeckiej republiki, w której Kościół nie zbiera haraczu i nie ma rządu dusz. Po prostu w Europie nie było takich państw, skoro nawet Francja ostatecznie skapitulowała przed reakcją. Przykład amerykański był zaś zbyt odległy i abstrakcyjny.
Właściwie dopiero PRL stanęła przed szansą uwolnienia Polski od tysiącletniego jarzma obowiązkowych danin, nadań, niewolniczej pracy, politycznego szantażu, zbrojnej agresji (Krzyżacy), ciemnoty i zabobonu. Nie umiała jej wszelako wykorzystać. Wkrótce po wojnie Kościół na ziemiach poniemieckich otrzymał wielkie nadania, uwłaszczając się na mieniu poewangelickim. Później nastąpił okres wywłaszczania, prześladowań i terroru oraz prymitywnej, nieskutecznej ateizacji.
Z kolei za Gomułki struktury państwa i Kościoła zaczęły funkcjonować równolegle i ze sobą rywalizować (zwłaszcza w kontekście obchodów tysiąclecia państwa polskiego), by począwszy od lat 70. wchodzić w układ symbiotyczny. Utrwaliła się zasada, że księża dobrze dogadujący się z władzą cieszą się wszelkimi przywilejami i dobrobytem, a ci, którym się władza nie podoba i marzyliby o katolickiej teokracji, są traktowani tak jak opozycja, łącznie ze skrytobójstwami.
Ostatecznie ukształtował się typowy dla Kościoła parytet wedle zasady: „Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek” – rzesza księży kolaborowała i donosiła, a kilkuset wspierało opozycję. I tak po upadku komuny można było wmówić ludziom, że Kościół walnie przyczynił się do obalenia komuny.
III RP została już zbudowana na bezprzykładnym serwilizmie i odrażającym hołdownictwie, którego najbardziej ekscentrycznym wyrazem było podpisanie przez polski rząd haniebnego hołdu w formie umowy RP z polskim obywatelem stojącym na czele tej organizacji – w roli przywódcy obcego, historycznie nieprzyjaznego Polsce państwa – która jeszcze kilka dekad wcześniej ratowała i przerzucała do Ameryki Południowej setki hitlerowskich zbrodniarzy wojennych, w tym katów narodu polskiego. Historia rozliczy osoby, które poważyły się na dokonanie tego zdradzieckiego aktu, jakim było zawarcie tzw. konkordatu.
Tymczasem przed nami zadanie odzyskania godności narodowej, zrzucenia tego jarzma i odwrócenia daleko idących skutków narzuconej nam watykańskiej hegemonii. Zajmie to jeszcze kilkanaście lat, a może więcej. Ale to się stanie na pewno. Prędzej czy później. Jeszcze nasza młodzież zdąży ujrzeć wolną Polskę, w której o wszechwładzy Kościoła i jego amoralnej ideologii, zakładającej likwidację wszystkich niechrześcijańskich kultur oraz podporządkowanie całej bez wyjątku ludzkości Kościołowi (w ramach tzw. królestwa bożego), będzie się już tylko czytać w podręcznikach, kręcąc głową ze zdumienia.
Jakie stoją przed nami zadania? Co trzeba będzie uczynić, aby zabezpieczyć kraj przed dominacją Watykanu, a jednocześnie zagwarantować mu bezpieczeństwo i praworządne traktowanie, zgodne z duchem naszej moralności publicznej, z takim trudem krzepnącej na grzęzawisku butwiejącego średniowiecza?
Przede wszystkim – co oczywiste – trzeba będzie uwolnić od hańby polską konstytucję, która nakazuje Rzeczypospolitej złożenie hołdu tzw. Stolicy Apostolskiej, będącej jedynym obcym państwem wymienionym z nazwy w obecnej ustawie zasadniczej. Bezpośrednim następstwem uwolnienia konstytucji, nakazującej zawarcie konkordatu z tzw. Stolicą Apostolską, będzie natychmiastowe wypowiedzenie konkordatu oraz umów zawartych w celu jego wykonania bądź w oparciu o ten dokument.
Niezbędne będzie również unieważnienie komunistycznej ustawy o stosunku RP do Kościoła katolickiego, za pomocą której chwiejący się w posadach reżim chciał sobie kupić poparcie Watykanu, a która obdarza Kościół niebywałymi przywilejami materialnymi.
Ucisk kościelny domagać się będzie rozliczeń – prawnych i historycznych. Niezbędne będzie zwłaszcza prześwietlenie kolaboracji duchowieństwa z bezpieką w czasach PRL, gdyż propaganda sugerująca, że generalnie Kościół „walczył z komuną”, wciąż pada na podatny grunt.
Wszystkie nieprzedawnione sprawy związane z przestępczością seksualną księży oraz niedopełnieniem przez biskupów obowiązku powiadamiania organów ścigania o znanych sobie przypadkach przestępstw będą musiały zostać wyjaśnione przez specjalnie powołaną do tego celu prokuraturę.
Przede wszystkim jednak trzeba będzie dokonać audytu transferów finansowych i nieruchomości przekazanych Kościołowi od 1989 r. Społeczeństwo utrzymywane jest bowiem w przekonaniu, że rząd odpłaca się Kościołowi kwotami rzędu 0,5 proc. budżetu, podczas gdy szacunki organizacji antyklerykalnych mówią nawet o 2 proc., to jest o kwocie większej niż wydatki na naukę i równe wydatkom na wojsko. Transfery te zostaną, rzecz jasna, wstrzymane.
Jak pamiętamy, do niedawna działała w Polsce patologiczna w swej formule prawnej tzw. Komisja majątkowa, która przekazywała Kościołowi (bez możliwości odwołania!) każdy wskazany przez niego majątek, wyceniany przez opłacanych przez Kościół rzeczoznawców. Liczba nadużyć i wyłudzeń związanych z działalnością tej mafijnej struktury jest porażająca. Niezbędne będzie powołanie ciała o uprawnieniach prokuratury, mającego za zadanie wykrycie tych przestępstw.
Konieczne będzie również zniesienie i retrospektywne unieważnienie haniebnego i jawnie bezprawnego przepisu obciążającego skutkami nadużyć kościelnych skarb państwa. Wszędzie, gdzie będzie to możliwe, państwo musi odzyskać utracone na skutek wyłudzeń majątki, a winni przestępstw – świeccy i duchowni – muszą zostać surowo ukarani. Natychmiastowej likwidacji powinien ulec tzw. Fundusz kościelny, który od momentu dokonania zwrotów utraconych przez Kościół majątków jest instytucją całkowicie pasożytniczą i działającą bezpodstawnie.
Utrata przywilejów związanych z konkordatem i ustawami oznaczać będzie powrót podmiotów kościelnych w koleiny prawa o stowarzyszeniach i związkach wyznaniowych. Wymogiem elementarnej sprawiedliwości społecznej jest zrównanie statusu prawnego wszystkich stowarzyszeń, łącznie ze związkami wyznaniowymi. Kościół będzie podlegał tym samym wymogom księgowości i sprawozdawczości finansowej, tym samym wymogom odnośnie do uzyskiwania dochodów i płacenia podatków, co każde inne stowarzyszenie. Zwłaszcza przywileje podatkowe i ubezpieczeniowe duchowieństwa oraz możliwość przyjmowania przez Kościół niepodatkowych darowizn (w tym tzw. tacy) jest czymś skrajnie niesprawiedliwym i domagającym się natychmiastowego zrewidowania.
Jako że Kościół stanie się zaledwie związkiem wyznaniowym, powiązanym z pewną liczbą innych stowarzyszeń, nie będzie już żadnej potrzeby utrzymywania stosunków dyplomatycznych z tzw. Stolicą Apostolską. Stosunki te będzie można bez żadnej szkody dla RP wypowiedzieć. I tak polegają one wyłącznie (wyłącznie!) na poniżającym naród polski składaniu hołdów i kosztownych prezentów papieżom i Kościołowi, bez żadnej, choćby symbolicznej korzyści dla Polski. Widok kolejnych polskich prezydentów i premierów padających na kolana przed kolejnymi papieżami, łaskawie podającymi pierścień do pocałowania, jest wstrząsającym doświadczeniem bezwstydnego poddaństwa i tchórzostwa naszej republiki.
Ze względu na konieczność ochrony świeckiego charakteru państwa oraz gorszący charakter nauk katolickich (zwłaszcza w odniesieniu do sfery seksualnej), a także z uwagi na bezpieczeństwo dzieci (w związku z niespotykanie wysokim, bo liczącym nie mniej niż 4 proc. w skali światowej odsetkiem pedofilów wśród księży katolickich), konieczne będzie natychmiastowe oddzielenie Kościoła od szkół i przedszkoli. Aby uchronić dzieci przed klerykalizacją i oszustwami, szkoły zostaną zobowiązane do prowadzenia lekcji z podstaw religioznawstwa. Wiedza o tym, skąd wzięły się religie i jakie pełnią one funkcje psychologiczne, społeczne i polityczne, zapoznanie się z wierzeniami różnych ludów i powtarzalnymi elementami tych wierzeń (łącznie z dziewiczymi boginiami i zmartwychwstałymi bóstwami), z symbolicznym znaczeniem uniwersalnych motywów religijnych – skutecznie zabezpiecza przed religijnym uwiedzeniem i związanymi z tym szkodami moralnymi, psychicznymi i materialnymi. Wolność religijna podlega ochronie, lecz ochronie podlega również aksjologia konstytucyjna państwa, w tym racjonalność publiczna, której źródłem i wzorcem jest nauka. Młodzież ma prawo do wiedzy naukowej, także religioznawczej.
Wszystkie uczelnie katolickie oraz wydziały teologiczne będą wyłączone z systemu szkolnictwa wyższego. Jest czymś niedopuszczalnym i nielicującym z powagą państwa, aby świeckie, neutralne religijnie państwo opłacało uprawianie teologii i nadawało stopnie naukowe w tej dyscyplinie. Nie ma też żadnego powodu, aby uczelnie kościelne miały inny status niż inne szkoły niepubliczne.
Działalność kościelnych ośrodków opiekuńczych, takich jak domy dziecka czy zakłady opieki długoterminowej, musi podlegać takim samym zasadom finansowania przez państwo, jakie stosują się do innych niepublicznych placówek działających na podstawie kontraktów z władzami publicznymi i ich agendami, takimi jak samorządy czy NFZ. Obecnie kontrakty placówek kościelnych są znacząco korzystniejsze, natomiast wymagania odnośnie do poziomu świadczeń – znaczenie niższe niż w przypadku ośrodków świeckich i prywatnych.
Być może rozumie się to samo przez się, lecz dla porządku trzeba wspomnieć i o tym, że w wolnej Polsce państwowa przestrzeń publiczna, tj. wszelkiego rodzaju urzędy, począwszy od siedziby prezydenta RP, a skończywszy na siedzibach władz gminnych, musi być wolna od jakichkolwiek symboli wyrażających światopogląd bądź więź religijną, w tym od krzyży. Udział duchowieństwa w uroczystościach państwowych i samorządowych będzie zakazany, podobnie jak wszelkie uczestnictwo władz państwowych w uroczystościach religijnych bądź uroczystościach służących kultowi przedstawicieli Kościoła, takich jak jak Karol Wojtyła, Stefan Wyszyński czy Piotr Skarga.
Ma się rozumieć – lecz znów dla porządku przypomnieć należy – iż wszystkie regulacje dotyczące Kościoła rzymskokatolickiego powinny odnosić się również do innych związków wyznaniowych. Tak jak nie ma żadnego powodu, aby związki wyznaniowe korzystały z innego statusu niż pozostałe stowarzyszenia powołane dla krzewienia jakiegoś światopoglądu, nie ma również powodu, aby status związków wyznaniowych był niejednakowy. Zwłaszcza już nie jest takim powodem liczba członków takich związków.
Sądzicie, że to utopia? A która spośród wielkich zmian społecznych nie była utopią kilka dekad przed swym dokonaniem się? Nie traćcie nadziei, ducha nie gaście! Oblicze tej ziemi wnet się odmieni – skończy się epoka poronnej teokracji, a Polska dołączy do rodziny wolnych i niepodległych świeckich republik, których życie publiczne oparte jest na wielkich wartościach etyczności konstytucyjnej: szacunku dla drugiego człowieka, równości, wolności, niedyskryminowania nikogo z powodu pochodzenia i tożsamości, solidarności społecznej, pluralizmu, pokoju i praworządności.
Nie bójcie się o tę wolną, szlachetną Polskę walczyć. Nie bójcie się czegoś zaryzykować, coś stracić. Nie bójcie się mówić prawdy. Nie bójcie się ich piekła, ich szantażu moralnego, ich egzaltacji, ich długich rąk, ich „strażników”. Kto walczy o dobro swojej ojczyzny, nie musi się bać. Nie ochroni go (jej) ani nie wynagrodzi Bóg – zostawmy te sprytne rachuby katolikom. Nam musi wystarczyć pewność, że dla kraju warto czasem uczynić coś bezinteresownie.