Kaczyński – cyniczny, obłudny nihilista
Trudno sobie wyobrazić coś bardziej nihilistycznego od władzy, która mordą sejmowego prominenta szyderczo śmieje się w nos narodowi, mówiąc mu, że rynsztok, którym uczynił instytucje państwa, martwi może 500 osób, a zdemoralizowany minister sprawiedliwości o cechach psychopaty, którego liczni faworyci w roli sędziów i członków ciał etyczno-dyscyplinarnych zajmują się chamskim „trollingiem”, śmie się nie podawać do dymisji.
Trudno o coś podlejszego niż okradanie narodu i karmienie zdeprawowanego kleru miliardami (sam Rydzyk dostał blisko ćwierć miliarda!), by kupić za ich sprawą głosy wyborców. Trudno o coś bardziej cynicznego niż obstawianie się najgorszego autoramentu szumowinami i wulgarnymi karierowiczami z czasów PRL na przemian z młodymi faszystami.
Trudno o większą ohydę, niż wyłudzać od kontrahenta kasę na łapówkę dla jakiegoś księdza, a potem spuścić go po brzytwie i poradzić, by sobie poszedł do sądu.
Mam wymieniać dalej? Boli przerywać tę wyliczankę, żeby ktoś nie pomyślał, że inne rzeczy się wybaczyło i puściło w niepamięć. Nie wybaczyło się i nie puściło w niepamięć! Historia rozliczy Kaczyńskiego, który w swej głupocie i pysze roztrwonił polską demokrację, oddał kraj już bez reszty w pacht watykańskich bonzów i uczynił igraszką Kremla.
A z czego ta głupota i to zepsucie sfrustrowanego dyktatorka? Ano z samej esencji ruchu endeckiego, którego jest nieodrodnym synem. A esencją tą jest cyniczny nihilizm i bezwzględna żądza władzy. Dla tej formacji naród to prymitywna masa, którą trzeba ukształtować i podporządkować wszelkimi dostępnymi środkami – wychować tak, aby stała się jednolita, posłuszna i bezwolna.
Skoro masa jest zabobonna, trzeba przejąć jej zabobony i kontrolować – najlepiej przekupstwem – jej kapłanów. Skoro łaknie dumy, trzeba ją zarazić szowinizmem. Skoro masa nie ma na kogo zrzucić winy za swą nędzę, trzeba jej wskazać Żyda, ateistę, liberała, bolszewika albo innego nihilistę jako wroga. Byleby słuchała i podziwiała tych, których wskaże się jej jako emanację i ucieleśnienie jej siły i godności.
A po co to wszystko? Dla władzy. Bo nic się nie liczy w świecie oprócz władzy. Można i trzeba jej podporządkować wszystko, a na początek można sobie gębę wypełnić frazesami o prawdzie i moralności – jak wygłodniały żul słoniną i czosnkiem. Można udawać kretyna-bigota, można kraść, można łgać, w końcu można wszystko. Bo nic się nie liczy, nic nie jest prawdziwe ani święte. A jak zaboli sumienie, to zaraz można je zagłuszyć, kłamiąc samemu sobie do poduszki, jaką to ma się „misję” i jak to jest się „nierozumianym”.
Oto mentalność i moralność wiecznych Kaczyńskich nowoczesnej Europy. A jeśli do tego dodamy osobiste obsesje tego naszego – prywatną nienawiść do Michnika, Wałęsy i Tuska, nieleczone kompleksy i blokady oraz paranoję na punkcie Smoleńska – mamy gotowy obraz naszego straszno-żałosnego despotka.
Ile ten jeden człowiek wyrządził krzywdy narodowi i ile jeszcze zła uczyni? Jakie jeszcze kanalie osadzi na stolcach państwa? Co jeszcze zniszczy, co jeszcze wytnie nam z duszy, jak wyciął Puszczę Białowieską i lasy Mierzei Wiślanej? I to wszystko z podniesionym czołem.
Nawet za najgorszej komuny nie było takiego bezwstydu i takiej pogardy dla starego dobrego zachowywania pozorów. Lud Kaczyńskiego nie potrzebuje pozorów. Potrzebuje pieniędzy i poczucia, że rządzą „swoi”. Nic więcej. Żadne łajno, żaden rynsztok mu niestraszny. Paranoicy, psychopaci, patologiczni Narcyzowie i ograniczone umysłowo prymitywy mogą się czuć bezpiecznie. To ich czas. Ich Polska. Ich racja i ich triumf. A co sobie do skarpety odłożą, to też ich. Nikt im już tego nie odbierze – tak jak zadowolenia z siebie.
Kaczyński jest przywódcą tego stada troglodytów, bo jest inny. Trzyma to wszystko za pysk, samemu nie będąc jednym z nich. Jego trzymają lekarze, a on resztę. Taki ciekawy łańcuszek zależności. A wokół wasale – w większości nędzni i tchórzliwi, ale paru bardziej możnych i sprytnych. Tu Rydzyk, tam Ziobro, Macierewicz czy Gowin. Sejfy z hakami, brudne powiązania biznesowe, przejęte spółki i „wałki”, ruscy szpiedzy, gangsterzy i inne cwaniaczki. Szantaże, lewizna, prywatne wojenki i urazy, duże deale na dużą kasę, ruscy, lobbyści z przemysłu i z Watykanu, cyniczni doradcy, intryganci i zdrajcy, taśmy, zdjęcia, romanse i znowu gangsterzy.
Takie to sobie jest bagienko – w sumie banał. O czym tu gadać? No ale pomyślcie, jaki musi być człowiek, który od rana do nocy unurzany jest w tym całym syfie i w ogóle nie ma żadnego innego życia?
Dyktator nie jest głupcem, żeby wierzyć, że wstanie z grobku i będzie w raju śpiewał alleluja z aniołkami przez całą wieczność. Doskonale wie, na czym polega biznes ze sprzedawaniem ludziom bajeczek o nieśmiertelności i raju. Jak każdy inteligentny człowiek trochę pogardza, trochę podziwia… No i stara się brać przykład i uczyć się, jak to nie siać, nie orać, a władzę i kasę mieć.
I choć jego wiedza o świecie jest bardzo ograniczona i czerpie ją z najbardziej załganych źródeł, to przecież zdaje sobie sprawę, że ostatnią rzeczą, którą można powiedzieć o Kościele katolickim, to że choćby stał koło jakichś wartości. Wie dobrze, kto heilował tak gorliwie, kto na nas napadł w 1939 r., kto po wojnie ukrywał nazistowskich zbrodniarzy itd. Wie dobrze, jak bezwzględnie Kościół kradnie i wyłudza ziemię i pieniądze, bez żadnego wstydu ni skrupułów. Wie, że chronił pedofilów i notorycznie popełniał przestępstwo niezawiadamiania organów państwa o czynach pedofilskich. Wie, że do dziś bezczelni biskupi śmią mówić, że wśród kleru pedofilia nie występuje częściej niż gdzie indziej.
Wszystkich tych bezeceństw Kaczyński jest tak samo świadomy jak każdy średnio rozgarnięty biskup czy inny doktor habilitowany albo i nie. Nie w tym rzecz, że ktoś czegoś nie wie – rzecz w tym, że osobom o mentalności i moralności Kaczyńskiego to najzwyczajniej nie przeszkadza. Skoro „oni” mają władzę, to trzeba z nimi trzymać i z nimi „handlować”. I to wystarczy. Nic innego się nie liczy. Taka postawa to czysty cynizm, a jej źródłem jest właśnie nihilizm, o którym tak chętnie Kaczyński wspomina w swych przemówieniach.
W piątek 7 września w Lublinie znów powiedział Kaczyński, co wiedział. Kolejny raz te same niemalże słowa:
Chrześcijaństwo jest częścią naszej tożsamości narodowej, Kościół był i jest głosicielem i dzierżycielem jedynego, powszechnie znanego w Polsce systemu wartości. (…) Poza nim, poza może jakimiś bardzo niewielkimi partykularnie funkcjonującymi systemami, mamy tyko nihilizm. (…) Każdy dobry Polak musi wiedzieć, jaka jest rola Kościoła, musi wiedzieć, że poza nim jest – jeszcze raz to powtarzam – nihilizm. I ten nihilizm my odrzucamy, bo nihilizm niczego nie buduje, nihilizm wszystko niszczy.
I kto to mówi? I o kim? Ileż trzeba mieć w sobie pogardy dla moralności, jakże trzeba być wypranym z sumienia, żeby pluć na 5 mld ludzi, wyzywając ich od nihilistów, stawiając jednocześnie za wzór organizację i ideologię, której historia i oddziaływanie to tysiącletnie dzieje niewolniczego totalitaryzmu i ludobójstwa „niewiernych”, a ostatnie dekady to masowa pedofilia, współpraca z gangsterami, bezprzykładne złodziejstwo i niekończące się kampanie pogardy i nienawiści, których jakże wymownym wykwitem było wezwanie Jędraszewskiego do ochrony biologicznego dziedzictwa białej rasy.
Czyżby Kaczyński nie znał tej nazistowskiej tyrady pana na Wawelu? A może nie wie, że za nagonką na gejów i lesbijki kryje się homoseksualizm większości katolickich biskupów, którzy cynicznie zasłaniają się kampanią nienawiści, bo mają ze swoją seksualnością (całkiem niepotrzebny) problem bądź chcą przykryć swoją rozwiązłość, o której skądinąd tak chętnie opowiadają dziennikarzom, gdy dobrze się im z nimi pije?
A o jakim „systemie wartości” się tu mówi? Może ktoś go w końcu opisze… Że niby „miłość bliźniego”? A czyżby to chrześcijanie ją wynaleźli? A może ją praktykowali? Tak skutecznie, że wymordowali miliony przez półtora millenium swej władzy. A może jakaś „świętość życia”? Chyba taka, że za wyżynanie „niewiernych” zostawało się właśnie świętym. A może chodzi o aborcję? Do końca XIX w. była zupełnie pomniejszym grzeszkiem, jak pedofilia była nim w świetle prawa kanonicznego do końca XX w. Masturbacja, o! To był dopiero grzech w tym waszym „jedynym systemie wartości”.
Nie znam czegoś równie niemoralnego jak etyka katolicka, stojąca na fundamencie przekonania, że tylko ochrzczeni mogą być zbawieni, a chrzest wyposaża wiernych w specjalne cnoty innym niedostępne. A to tylko początek gorszących anachronicznych niedorzeczności, które do dziś ośmiela się głosić Watykan i jego ludzie.
Nie będę się tutaj rozpisywał o absurdach tej „etyki”, która żadną etyką nie jest, lecz systemem archaicznych, magicznych rytuałów, taniej sofisterii i retorycznych szantażów, służących budowaniu absolutnej hegemonii Kościoła nad ludzkimi sumieniami. Dość powiedzieć, że cała ideologia kościelna zbudowana jest na bezwzględnym zakłamaniu i pogardzie dla logiki. Weźmy kilka tego przykładów.
Kościół twierdzi, że posiada pewną i niezawodną wiedzę o tym, jak – i w szczegółach – powinno być zorganizowane społeczeństwo, to jest ludzkie życie osobiste i wspólnotowe, a jednocześnie twierdzi, że jego doktryny nie są żadną ideologią. Nie, wcale nie mówi ludziom, jak mają żyć, a państwom, jaki powinny mieć ustrój…
O co chodzi w tym zakłamaniu? Ano o to, że słowo „ideologia” odnosi się wyłącznie do cudzych poglądów, a katolickie są „prawdą objawioną” i nie wolno ich stawiać w jednym rzędzie i porównywać z czymkolwiek. Przecież oni mówią w imieniu Boga i objawiają bożą wolę! Czy słowo „pycha”, pytam, obejmuje swym zakresem taką postawę, czy też jest to już patologia, do której trudno stosować kategorie etyczne?
Kościół twierdzi, że Bóg jest jeden i jest bezcielesny, a jednocześnie upiera się, że jest naprawdę podzielony na trzy osoby, a jedna z nich „przebywa w niebie wraz z ciałem”. Twierdzi jednocześnie, że chrześcijaństwo jest „monoteizmem”, a sprzeczności te są „tajemnicą”. Jaką moralność mają ludzie, których nie razi sprzeczność własnych fundamentalnych przekonań?
Kościół twierdzi, że wyznaje religię, ale co to za religia, która oddaje boską cześć człowiekowi i twierdzi, że człowiek stworzył świat? Przecież religia – w odróżnieniu od parareligii i form zdegenerowanych – czci Boga jako kogoś radykalnie innego niż człowiek, czyż nie? Tymczasem chrześcijanie (na szczęście nie wszyscy) uważają pewnego człowieka za Boga! Twierdzą, że jego boska i ludzka natura są w nim jednością.
Wynika z tego, że to człowiek (będący wszak odwiecznie Bogiem w osobie Jezusa, który to jest Bogiem i człowiekiem jednocześnie i od zawsze) stworzył świat. I bardzo pięknie! Ale oni są gotowi (łatwo to sprawdzicie) przeczyć, jakoby to właśnie utrzymywali. Są zdolni do tego, żeby powiedzieć, że człowiek jednak świata nie stworzył… (nie dziwota, bo cóż bardziej absurdalnego?). A nawet twierdzą, że Boga i człowieka oddziela nieskończony dystans ontologiczny. Logika, jak widać, nic dla nich nie znaczy. Cóż więc może znaczyć dla nich moralność? Bez szacunku dla logiki człowiek jest załganym głupcem, a tym samy istotą premoralną, niezdolną do ponoszenia moralnej odpowiedzialności.
To nie my jesteśmy nihilistami, panie Kaczyński! To pan nim jest – bezwstydnie promując zakłamaną u samych swych podstaw ideologię i opluwając wszystkich, którzy – mimo namolnej i masywnej propagandy – mają odwagę jej nie ulegać. Pańskie załganie i cynizm – będące najwidoczniejszymi znakami nihilizmu właśnie – sięgają tak daleko, że mając w pogardzie swoich kościelnych kontrahentów, z którymi robi pan swoje deale (głosy za kasę, głosy za ustawy), jest pan zdolny wełgać w samego siebie mgliste przeświadczenie, że ta wstrętna i amoralna działalność ma jakieś głębsze racje „historyczne” i może być moralnie usprawiedliwiona.
Wie pan, co jest najgorsze w nihilizmie? Właśnie to, że zdolny jest usprawiedliwić każde draństwo. Nawet niszczenie Polski i oddawanie jej, kawałek po kawałku, odwiecznym wrogom naszej ojczyzny.