Seksualny terror PiS i Kościoła
Tak, terror, który pod pozorem poczciwej kołtunerii i pruderii w istocie jest agresywną obroną pedofilii kleru i zemstą za próby jej piętnowania i stawiania jej oporu przez organizacje społeczne, dziennikarzy i filmowców, jak również nielicznych polityków i pojedynczych księży.
Opinia publiczna i komentatorzy dali się nabrać, idąc grzecznie na pasku cynicznych manipulatorów, opłacanych z mętnych okołokościelnych funduszy, których cała sieć oplata najrozmaitsze kościelne biznesy i interesy. Infantylizm komentarzy wyrażających oburzenie na próbę wprowadzenia bezwzględnego zakazu edukacji seksualnej w szkole tyleż smuci, co irytuje.
Naprawdę nie wiecie, o co chodzi? Nie widzicie związku między tą „akcją legislacyjną” a ujawnianiem skali pedofilii kleru oraz koronkowego, diablo zmyślnego systemu jej ukrywania i chronienia pedofilów przez biskupów i instytucje kościelne? Nie widzicie tej dzikiej „obrony przez atak”, dla której tępy fanatyzm i obłudny „święty gniew” tudzież załgana „troska o dzieci” jest tylko przykrywką?
Tak, Sądzie Najwyższy, Koalicjo Obywatelska i wy wszyscy, którzy oburzacie się na ten wybryk, który, kto wie, może i dojdzie rezultatu, czyniąc z Polski bastion najczarniejszej obłudy i nieskrępowanej pedofilii kościelnej, jesteście jak dzieci we mgle. Procedowana ustawa niby to penalizująca namawianie dzieci do seksu, lecz w uzasadnieniu otwarcie odnosząca się do edukacji seksualnej w szkole, ma szanse przejść, i to nie dlatego, że PiS i jego posłowie wiedzą, co jest grane, i to popierają, lecz dlatego, że nie wiedzą – i jako ludzie prości poddają się duchowi pruderii i tym wszystkim przewrotnym łgarstwom i najpodlejszym oszczerstwom, które księża i biskupi w typie Jędraszewskiego oraz chamskie uliczne szczekaczki spod znaku „Stop Pedofilii” szerzą wśród ludu dla odwrócenia uwagi od zwyrodnialstwa krzewiącego się na niespotykaną nigdzie indziej skalę w ich organizacji.
Ustawa może przejść nie dlatego, że Kaczyński i ci wszyscy jego ludzie są tak samo przewrotnymi diabłami jak ci, którzy drą się na ulicach, że homoseksualizm i edukacja seksualna to wstęp do pedofilii, bo ich zdeprawowane serca i umysły podsunęły im pomysł, aby odwrócić uwagę od pedofilów w sutannach, szkalując edukatorów seksualnych, lecz dlatego, że są po prostu głupi i podatni na manipulację.
Niestety, podatna jest również tzw. liberalna opinia publiczna, dziennikarze i politycy, którzy opowiadają oczywistości o tym, że edukacja seksualna jest konieczna i chroni dzieci przed nadużyciami ze strony dorosłych oraz przed chaosem seksualnym, zamiast podnosić alarm, że cała ta diabelska akcja jest zemstą za tykanie sprawy pedofilii i służy odwróceniu uwagi publiczności od zboczeńców i zbrodniarzy oraz skierowaniu społecznego gniewu na ludzi całkowicie niewinnych.
Doprawdy trzeba być głupcem, aby dopuszczać choćby myśl o dobrej woli przedkładających projekt ustawy, którzy powołują się na zebrane z całego świata kilka przypadków nadużyć ze strony edukatorów seksualnych, a przemilczają masowe, idące w grube dziesiątki tysięcy udowodnione przestępstwa seksualne księży opiekujących się dziećmi. Czy ktoś jest tak zakłamany, że mógłby otwarcie przypisać Fundacji Pro-Prawo do Życia, składającej projekt, troskę o zagrożone dzieci? Przecież gdyby tak było, celem ustawy musiałoby być przede wszystkim uniemożliwienie kontaktu księży z dziećmi, bo to przecież księża stanowią statystycznie wielokrotnie większe zagrożenie seksualne dla dzieci niż nauczyciele historii i matematyki, nie mówiąc już o nauczycielach edukacji seksualnej.
Ja wiem, że obłuda jest zaraźliwa i obezwładniająca. Ale od tego chodziliśmy do szkoły, żeby nie być bezbronnymi idiotami, czyż nie? Więc nie róbmy z siebie idiotów.
W powszechnym obiegu dostępne są świadectwa dowodzące, że co najmniej kilkunastu biskupów popełniało wielokrotnie przestępstwo polegające na niepoinformowaniu organów państwa o znanych sobie przypadkach przestępstw seksualnych swoich podwładnych. Czy którykolwiek prokurator na te informacje zareagował? Czy choć jeden biskup ma proces?
Nie, bo biskupi stoją ponad prawem i biada prokuratorowi, który choćby palcem którego tknął. I wiecie to wszyscy równie dobrze co ja. Od dwóch lat polscy biskupi zobowiązani są przez Watykan do raportowania o pedofilii księży do centrali w Rzymie (czego i tak prawie nie robią). I to jest przedstawiane w polskiej prasie jako postęp!
Postęp w czym? Co nas obchodzi, czy pan Jędraszewski donosi na Fidżi albo do Watykanu? Pan Jędraszewski jest – mimo zdradzieckiej przysięgi na wierność obcemu państwu i jego autokracie – obywatelem polskim i jego obowiązkiem jest powiadamiać o przestępstwach polskie ograna. To doprawdy obezwładniające, że pozwala się na funkcjonowanie w przestrzeni publicznej tych wszystkich wszetecznych łgarstw, jakoby biskupi, po dziesiątkach lat krycia pedofilii, wreszcie zaczęli z nią walczyć.
No, gdzie te doniesienia do prokuratur? Gdzie te dokumenty z archiwów kościelnych? Śmiesznym byłoby oczekiwać od wspólników, kryjących przestępców seksualnych, że będą się sami denuncjować. Lecz dlaczego pozwala im się w ogóle wypowiadać w kwestiach moralnych i nagłaśnia te wszystkie ich haniebne wypowiedzi o LGBT i gender? Skąd to prawo obywatelstwa w przestrzeni publicznej ludzi tworzących tak przerażającą organizację, przeżartą w tak niesłychanym stopniu przestępczością seksualną?
Wszystko bierze się z chłopskiego lęku przed księdzem, zakodowanego w umysłach mieszczańskich elit. Co ludzie naprawdę gotowi są myśleć, że ten być może istniejący Bóg może być w sumie dość nieprzyjemny, jak to władza, i może faktycznie ci wszyscy mocno antypatyczni księża i biskupi to „jego ludzie”, z którymi lepiej nie zadzierać. Tak na wszelki wypadek, gdyby jednak „coś tam było, po drugiej stronie”. A poza tym występowanie przeciwko księżom nie podobałoby się mamie, cioci, babci.
No i przecież człowiek światły unika radykalizmu i zawsze chce dobra. Nie może więc „w czambuł potępiać”, a jego krytyka musi być „konstruktywna”. I na tym właśnie gruncie wyrasta odrażające, pleniące się w Polsce bezkarnie KŁAMSTWO PEDOFILSKIE, powtarzane bezmyślnie za biskupami przez media i zwykłych mieszczan, żałosnych „symetrystów” wierzących, że „prawda leży po środku”, a umiarkowanie jest znakiem samodzielności w myśleniu.
Te infantylne wyobrażenia, powiązane z atawistycznym lękiem i zwykłym oportunizmem, sprawiają, że ludzie w Polsce nadal w to kłamstwo wierzą, to znaczy są przekonani, że pedofilia występuje wśród księży nie częściej niż w całkowitej populacji mężczyzn i że Kościół od jakiegoś czasu przestał ją tolerować i zwalcza ją solidarnie z organami państwa.
Na nic mnożące się raporty z kolejnych krajów, wskazujące, że co najmniej 4 proc. duchownych katolickich to pedofile. Na nic 2 proc., do których przyznaje się papież. Na nic. Kłamstwo pedofilskie jest wygodne – pozwala zamknąć oczy. A teraz pozwala na tolerowanie tej odrażającej „kontrrewolucji”, opartej na dzikiej kampanii oszczerstw i zniesławień przeciwko działaczom LGBT i edukatorom seksualnym.
Prędzej Jezus przyjdzie na Ziemię po raz wtóry, niż Kościół i jego ludzie zbliżą się poziomem moralnym do środowisk, które mają czelność tak ordynarnie lżyć i znieważać. Swoją drogą biada biskupom, gdyby prawdą było, że kiedyś zejdzie na ziemię Mesjasz. Ale to już inny temat.
Jeśli uczestnicy życia publicznego będą nadal tak obłudnie „umiarkowani”, uciekając przed prawdą, przed nazywaniem rzeczy po imieniu, to Kościół i jego satelickie organizacje będę nadal zawłaszczały nasz kraj i wodziły za nos tak naród, jak elity. Zaczyna się od infantylnej podatności na kłamstwo pedofilskie, potem knebluje się usta ludziom mówiącym prawdę o Kościele i ideologii katolickiej, a kończy się na wsadzaniu do więzień ludzi, którzy chcieliby uczyć dzieci, jak bronić się przed pedofilami.
Więc wiedzcie: każdy poseł, który podniesie rękę za ustawą eliminującą tematykę seksualną ze szkół i pozostawiającą Kościołowi monopol na jej „obsługiwanie”, podniesie rękę na polskie dzieci, nie mówiąc już o tym, że przyczyni się do kolejnego ośmieszenia Polski w świecie – jako kraju cofającego się do średniowiecza i kompletnie pogubionego moralnie i politycznie.
Swoją drogą, gdy kiedyś wreszcie zaczniemy dbać o bezpieczeństwo seksualne dzieci, będziemy musieli pomyśleć o zakazie zbliżania się księży do dzieci, nie mówiąc już o tych wszystkich seksualnych obrzydliwościach, które ci ludzie bez sumienia serwują dzieciom na katechezach i podczas spowiedzi. To jest dopiero „seksualizacja”!
Czy mamy się na to godzić? Internet aż kipi od opisów tych świństw i bzdur, które wygadują księża, i ohydnych pytań, jakie zadają dzieciom. O, tego to naprawdę trzeba by zakazać. Księży pedofilów jest w Polsce najprawdopodobniej ok. 400 (przy założeniu zapewne dwukrotnie zaniżonych danych kościelnych mówiących, że 1 na 50 księży jest pedofilem). Czy ktokolwiek zainteresował się wynikającym z tego zagrożeniem dla dzieci?
Nie? A dlaczego? Ano dlatego, że po pierwsze, mało kto w to wszystko wierzy, a po drugie i najważniejsze, mało kogo to w ogóle tak naprawdę obchodzi. Póki moje dziecko nie jest zagrożone, to cóż mnie może obchodzić, że gdzieś tam jakiś ksiądz gwałci inne dziecko? Przecież nasz ksiądz jest dość miły i na pewno by czegoś takiego nie zrobił. Kropka.
Pedofilia jest wielkim tabu i wielką grozą, lecz tylko na poziomie symbolicznym. Nikt się nią realnie nie przejmuje. I dlatego Kościół może sobie szaleć do upojenia – bezkarnie, bezczelnie, bez przeszkód. W roli „młota na pedofilów”, czyli wilka w owczej skórze, pierwszego w „zwalczaniu pedofilii”. A lud i głupia elita mają uwierzyć, że skoro ten Kościół taki pryncypialny w tych sprawach, to pewnie faktycznie pedofilii nie toleruje, a te wszystkie wieści o księżach pedofilach są albo nieaktualne, albo przesadzone.
Wiecie co najbardziej frustruje filozofa w roli komentatora i publicysty? Głupota, z którą się mierzy. Głupota, z której biorą się obłuda, zakłamanie, podatność na podszepty podłości, a na końcu wspólnictwo w złu. Walka z nią jest zawsze przegrana. Mimo to walczyć trzeba, bo dzięki temu ratuje się od zidiocenia i demoralizacji przynajmniej jednostki.