Wolność i śmierć
Z okazji święta zmarłych fragment mojej najnowszej książki „Pochwała wolności”, która ukaże się wiosną.
Wolność podmiotu jest krucha, a podatność na faszyzm ogromna. W aspiracjach podmiotu do uzyskania satysfakcjonującej tożsamości, w której mógłby spocząć jako wyobrażeniu swego noumenalnego ego, zgodą na ów samoobraz zastępując niepokój targających nim pragnień i frustracji, wyraża się lęk tegoż podmiotu przed utratą kontroli nad sobą i – korelatywnie – pragnienie tej kontroli. Tak długo, jak wolność jawi się w postaci przymusu uwalniania się od przymusu, odzyskiwania kontroli nad sobą dzięki zwycięstwu nad siłami, które kontrolowały podmiot z zewnątrz, wolność jest pułapką. Żadna instancja kontrolująca nie jest bowiem ani w pełni zewnętrzna, ani w pełni wewnętrzna. Zawsze jawi się w symbolicznej hipostazie, w jakimś wyobrażeniu, które wypełnia podmiot, a jednocześnie jest czymś samoistnym jako treść symboliczna.
Czy będzie to drugie ja, któremu powierzyłem rolę zapośredniczania i reglamentowania moich zaspokojeń, czy też będzie to neurotyczna kompulsja, fobia i jej uwewnętrzniony w wyobraźni obiekt, czy wreszcie będzie to plemienna albo faszystowska wspólnota – instancja kontrolująca jest zawsze źródłem cierpienia i napięcia. Odpowiedzią dojrzałego podmiotu na to napięcie jest reakcja pozornego przejęcia inicjatywy, dzięki której napięcie będzie mogło być obniżone.
Jednakże przejęcie władzy nad sobą nigdy nie wystarcza, by cierpienie ustało – jej sprawowanie jest nie mniej kosztowne niż zależność od innego. Miraż wolności jako odzyskanej samokontroli przemienia się w miraż zapomnienia o wszelkiej kontroli, a więc ustania psychicznej pracy budowania granic własnego ego i wyposażania go w symboliczne treści. Jednakże wolność nie może być bezmyślna, a podmiot świadom swej wolności i pragnący jej nie może chcieć pogrążyć się w bezmyślności, która wszak byłaby dla niego zdradą wobec samego siebie, nieledwie śmiercią moralną.
Wolność pozostaje ideałem i wyobrażeniem, a przez to – paradoksalnie – wyzwaniem i zobowiązaniem. Nie usuwa go ani dyscyplina wewnętrzna, mająca neutralizować zewnętrzną opresję, ani popadniecie w egzystencję bezmyślną. Jako wyzwanie, wolność, a ściśle ideał wolności nie uwalnia, bo nie daje spokoju – nawet jeśli nie przedstawia się podmiotowi jako uwewnętrznienie kontroli, jakiej musi doznawać ego, aby zachować swą neurotyczną integralność, lecz przeciwnie – jako obietnica relaksu.
Swoją drogą, tego relaksu żadna instancja władcza nie może skutecznie nakazać i wymóc. Nie można uspokoić się na komendę, gdyż spokój jest zapowiedzią martwoty, a napięcie psychiczne jest samozachowawczym oporem wobec niej. Wolność jawiąca się pod postacią mirażu podmiotu uwolnionego od napięcia lęku i kontroli, a więc uwolnionego od nerwicy, jest obrazem śmierci. Tylko śmierć bowiem uwalnia podmiot od samego siebie, od ciężarów egzystencji i wszystkich nierozwiązywalnych za życia konfliktów.
Między wolnością jako metapragnieniem, zasadniczą możliwością i warunkiem możliwości pragnienia czegokolwiek, a śmiercią, która jest upragniona o tyle, o ile negatywnie zaspokaja każde pragnienie, gdyż od każdego pragnienia uwalnia, tak jak uwalnia od niego zaspokojenie, zachodzi związek dialektycznej wzajemnej przynależności. Wolność jest warunkiem wszelkiego pragnienia, a śmierć warunkiem usunięcia braku i frustracji, którą wolność wywołuje.
Tym samym śmierć jest rozwiązaniem sytuacji wolności i jako taka stanowi jej warunek a posteriori. Podmiot doświadczający wolności w pragnieniu, w rozkoszy jego spełniania i frustracji niespełnienia, uświadamia sobie alternatywną możliwość zanegowania pragnień razem z sobą. Wola śmierci jest wolna wolnością o jeszcze jeden stopień wyższą niż wolność, którą posiadamy jako ogólną możliwość pragnienia, wybierania i działania. Wolność ostateczna, wolność samobójcy jest meta-metapragnieniem, sublimacją, w której samowyobcowanie podmiotu osiąga jedność z samowiedzą i substancjalną, podmiotową egzystencją.
Ten jest więc najbardziej wolny, kto będąc w pełni świadom możliwości popełnienia samobójstwa i będąc pewnym, że jest do samobójstwa zdolny, ostatecznie wybiera (tymczasowo) życie, a więc i wolność. Kto zaś efektywnie się zabija, ten wolny nie jest, bo nie żyje. Życie w świadomości wolności do popełnienia samobójstwa to życie stoickie. Jego chrześcijańską i islamską sublimacją jest życie w wolności do stania się męczennikiem, oddającym życie za wiarę. Taką wolność trzeba wybrać i afirmować. Tylko pod tym warunkiem można być wolnym aż tak – ku śmierci, mimo śmierci, a więc i od śmierci – od śmierci jako klęski niedokończonego, niewolnego, niespełnionego życia.
Wolność najpełniejsza to wolność wybrana, wolność, którą świadomie wzięło się na siebie jako ciężar i ciążącą możliwość trwania. Ten jest wolny, kto żyje, choć nie musi. Kto jest aktywny, chociaż nic go do tej aktywności nie przynagla – ani zewnętrzny przymus, ani namiętność. Zgoda na własną śmierć (również z własnej ręki) w jedności ze zgodą na własne życie to ta najbardziej ogólna afirmatywność, którą nazywamy wolnością i której domyślamy się wtedy, gdy pojęcie wolności jako panowania i kontroli bądź rozpasania i samowoli wydaje nam się przewrotne.
Niestety, afirmatywność ta zawsze skrywa się za maskami zobowiązań wolnego ja – zobowiązania do kierowania sobą, panowania nad sobą, posłuszeństwa prawom świata i wynikającym z nich obowiązkom. Trzeba ogromnej czujności, by nie mylić oportunistycznej afirmacji tego, co nieuniknione, z wolnością ku życiu i śmierci, o której tu mówimy. A także by nie pomylić jej z rezygnacją, sceptyczną pogodą ducha, wyniosłą obojętnością na swój los lub znieczuleniem kogoś, kto odsuwa się od życia, zamyka w sobie i przygotowuje do śmierci. Wszystko to są bowiem modi egzystencjalne, pod które wolność ku życiu i śmierci się podszywa.
Człowiek gotowy na śmierć rozstaje się ze swoim a priori, wymawia bezwzględną, niewolniczą zależność zaborczemu ja, podającemu się za noumen, wyrzeka się miraży nieśmiertelności, którą wszak może przypisać jedynie temu pustemu i abstrakcyjnemu ja, udającemu „coś metafizycznego”. Gdy człowiek przestaje być sam dla siebie reprezentacją wieczystej podmiotowości, „ducha subiektywnego”, uzyskuje samoistność w przygodności – podmiotową, pozytywną śmiertelność, która pozwala mu zachować wolność względem uwięzionych w bezczasowości metafizycznych potęg.
Ta wolność kontyngencji, nieznaczności umożliwia człowiekowi wymknięcie się czy też „wycieknięcie” przez kapilarne szczeliny, jakie w potężnych strukturach mitycznej wyobraźni, z jej bóstwami, absolutami i zaświatami drąży ludzki spryt, przekora i humor. W tych mikrodziałaniach, w nieznacznych i nieznaczących praktykach codzienności, podobnie jak w rzadkich momentach nieobliczalności, powoli i nieznacznie wyrasta ludzka wolność – podobna do szmuglu i całego tego nielegalnego drugiego życia, jakie rozkwita pod powierzchnią totalitarnych struktur władzy.
Ta pleniąca się wolność jest metafizycznie nielegalna, niepodległa normalizacji i anarchiczna. Jej natura jest deleuziańska – nomadyczna i swoiście cielesna. Jest naturalnym antyfaszyzmem. Skoro cała nasza kultura jest fundamentalnie utożsamiająca i zarządzająca – począwszy od poziomu niebiańskich figur władzy i świętości, poprzez symbolikę polityczną i rytuały władzy państwowej, a skończywszy na wszelkich przejawach biopolityczności, w której przedmiotem rozporządzania są ludzkie ciała, to w jaki sposób w ogóle antyfaszyzm mógł przetrwać i nadal trwa? Skąd bierze się kapilarna mikrowolność, rozsadzająca monolit uniwersalnej normalizacji?