Zandberg, Jaśkowiak – wow!
Ostatnie dni przyniosły bardzo dobre wiadomości. Wystąpienia nowych posłów pokazują nową jakość, a zgłoszenie się prezydenta Poznania Jacka Jaśkowiaka do walki o nominację PO na kandydata do prezydentury może zmienić całą grę. Jeśli tego nie spieprzycie, koleżanki i koledzy politycy, to ten pisowski bastion na Krakowskim Przedmieściu może zostać zdobyty. A stąd już tylko krok do obalenia reżimu.
Lewica podjęła już decyzję o wystawieniu własnego kandydata w wyborach prezydenckich. Skoro do odpowiedzi na exposé Morawieckiego (żenada, którą wstyd komentować) wystawiono Zandberga, to można zakładać, że właśnie on zostanie kandydatem. I bardzo dobrze – jest znakomitym mówcą i świetnie nadaje się do propagowania idei lewicy w czasie wyborów. Ma szansę na wynik lepszy niż SLD – Lewica w wyborach parlamentarnych, dzięki czemu stanie się liderem, odciążając Czarzastego, który świetnie kieruje z tylnego siedzenia, ale na masowe poparcie i sympatię milionów z różnych względów nie może liczyć. Wygląda na to, że pragmatyzm jak dotąd wygrywa na lewicy z narcyzmem liderów i jeśli to się utrzyma, jest szansa na rząd z udziałem lewicy za cztery lata. A jest to prawdopodobne o tyle nawet bardziej, że w samym PO są lewicowe lub zbliżone do lewicowości przyczółki – Inicjatywa Polska, Zieloni i Jachira.
Żeby dobry scenariusz się zrealizował, trzeba działać odważnie i racjonalnie, wystrzegając się małostkowości, megalomanii i cwaniactwa.
Zakładając, że Jaśkowiak startuje na serio, trzeba dać jasny sygnał, że w razie nominowania go przez PO Lewica w drugiej turze na sto procent zaangażuje się w popieranie go. Bo trzeba sobie jasno powiedzieć – Jaśkowiak to niemalże lewica i jeśli stanie do wyborów, to stworzy niepowtarzalną szansę na to, że ktoś naprawdę postępowy zostanie prezydentem Polski. Taka szansa może się już bardzo długo nie powtórzyć. Lewica musi postawić na tego konia! Przekazanie elektoratu z rąk Zandberga Jaśkowiakowi powinno być jednoznaczne i uroczyste. To tak „na zaś” piszę…
Jednoznaczność Lewicy w sprawie wyborów prezydenckich to jedno. Jeszcze ważniejsze jest jednakże budowanie wizerunku lewicy jako stronnictwa poważnego i kompetentnego. Niestety, socjaliści z Razem czasami mają z tym kłopoty. Zresztą sieroty po Biedroniu i SLD-owcy (starzy i młodzi) nieraz też. Trudno – ważne, żeby teraz, gdy jest się w Sejmie, trochę się podciągnąć. Nie będę wypominał Zandbergowi wysoce kontrowersyjnych tez i z nim polemizował. Inni robią to lepiej. Jako zdeklarowany zwolennik lewicy wolę za dużo nie krytykować, gdy jest dobrze. Zamiast tego pozwolę sobie sformułować kilka przestróg, wypunktowując w ten sposób typowe błędy lewicy, z którymi musi się ona borykać w całej Europie, a nie tylko u nas. Bardzo liczę na to, że nasi politycy postępowi znajdą sposób, żeby ich unikać i z czasem ich wypowiedzi będą coraz bardziej profesjonalne i oparte na dobrze przeanalizowanych danych naukowych i statystycznych. Bo właśnie racjonalność i odwołanie do rzetelnej wiedzy czyni polityka opozycji poważnym, a polityka władzy – sprawnym i skutecznym.
Przede wszystkim lewica nie może ścigać się z populistami na obietnice! Radosne rozdawanie pieniędzy, których nie ma, to największy grzech lewicowych trybunów ludowych. Lewica musi mówić o priorytetach i dobrych politykach społecznych w ramach możliwych do uzyskania środków i akceptowalnego ekonomicznie zadłużenia.
Lewica musi być odważna. Nie może schlebiać wszystkim tylko dlatego, że są liczni i niezamożni. Musi umieć krytykować nie tylko bogatych i wpływowych, lecz również tych, w których imieniu występuje, czyli uboższych. Polityk lewicy powinien być odważny. Populista jest jak juhas idący z kijkiem za stadem, które tym kijkiem kieruje i pogania. Polityk postępowy musi iść o krok przed społeczeństwem, bo na tym właśnie polega przywództwo.
Lewica nie może zamykać się w problematyce socjalnej. Łatwo jest mówić o żłobkach i płacy minimalnej – trudniej o świeckim państwie i praworządności. Ale trzeba! Prawdziwy lider nie może bać się tematów, które dla jego własnego elektoratu są drażliwe i kontrowersyjne.
Każda ideologia ma swoje mity, fiksacje i urazy. Lewica również. Lecz rozum musi zwyciężać. Nie można wciąż uprawiać antykorporacyjnej retoryki – firmy muszą działać i trzeba się z nimi dogadywać, zamiast im dokuczać. To podcinanie gałęzi, na której wszyscy siedzimy. Zresztą postęp bardzo często rodzi się właśnie w łonie korporacji, które w wielu przypadkach dają wzór szacunku dla praw człowieka i pracownika. Innym obszarem, na którym na lewicy miłość przesłania rozum, jest energetyka. Nie wszystko da się załatwić fotowoltaiką i wiatrakami. Niezbędny jest również atom. Nie można powtarzać dawno już zdezaktualizowanych nonsensów o rzekomo niebezpiecznej i drogiej energii jądrowej. Trzymajmy się danych naukowych! Bo komu mamy ufać, jeśli nie naukowcom? To samo z GMO, które jest wielką szansą na utrzymanie bezpieczeństwa żywnościowego ludzkości. Czy naprawdę wypada powtarzać te wszystkie horrendalne sekciarskie brednie anty-GMO? Walenie promieniowaniem po nasionach i rozsiewanie po polach wielogenowych mutantów jest OK, a precyzyjne edytowanie genów w laboratorium jest zbrodnią na przyrodzie? Litości, lewico!
No i ostatnia, bardzo drażliwa sprawa. Lewica musi być empatyczna, tolerancyjna i stawać po stronie słabszych i pokrzywdzonych. To jest poza dyskusją. Ale obrona słabszych nie może polegać na niszczeniu silniejszych. Istnieje coś takiego jak racja stanu oraz interes państwa, a nawet coś takiego, jak prawo społeczeństwa do zachowania pewnej integralności i ciągłości kulturowej. Trzeba wielkiej mądrości, aby te nieraz bardzo skonfliktowane ze sobą względy wyważyć i skoordynować. Mądra lewica nie może ustępować pola konserwatystom, którzy z łatwością zagospodarowują lęk społeczny i szerzą ksenofobię. Jednak przejęcie inicjatywy wymaga czegoś więcej niż krzewienie tolerancji i walka z uprzedzeniami.
Żeby lewica stanęła dziś na wysokości zadania, musi podjąć wewnętrzne postanowienie, aby spoważnieć i stać się formacją w pełni odpowiedzialną i racjonalną. Oznacza to, że sprawy bieżącej taktyki i retoryki staną się wtórne i służebne wobec imponderabiliów i rozumu. Lewica będzie wielka, gdy będzie słuchać mądrych mentorów i ekspertów. Bo nie jest tak, że polityk i jego kolega ze studiów, który zrobił doktorat, oraz książka na nocnym stoliku wiedzą najlepiej. To nie tak łatwo. Świat jest wielki i skomplikowany. Trzeba słuchać wielu znawców i wielu głosów. Trzeba mieć pokorę i czas na uczenie się. Inaczej będzie na łapu-capu, czyli słabo. A przecież oczekujemy nowej jakości w polityce. A więc, lewico, do boju i do refleksji!