Bronię Polańskiego
Znów awantura wokół Romana Polańskiego. Jak wiemy, studenci Szkoły Filmowej w Łodzi protestują przeciwko wykładowi, jaki w sobotę ma tam wygłosić największy jej absolwent Roman Polański. Rektor Szkoły, prof. Mariusz Grzegorzek, spotkania nie odwołuje, uważając się za niepowołanego do wydawania moralnej cenzurki Polańskiemu.
Jeśli etycy mają coś do roboty w przestrzeni publicznej, to właśnie w takich przypadkach. Z ciężkim sercem wezmę w obronę Polańskiego, z pełną świadomością, że nie mam szans przekonać jego wrogów. Z ciężkim sercem również dlatego, że argumenty, które formułuje się na gruncie etycznego osądu konkretnej sprawy z życia wziętej są z puntu widzenia normalnych zasobów retorycznych, aksjologicznych i pojęciowych debaty publicznej „od czapy”, to znaczy dziwaczne, wydumane, nieprzekonujące. Ale cóż mam na to poradzić? Za to będę wyrażać się jasno.
Moja teza jest następująca: Roman Polański powinien wygłosić wykład w swojej macierzystej Szkole Filmowej w Łodzi. Powinien zostać przyjęty z szacunkiem, a protestujący powinni powstrzymać się od dalszych demonstracji, szanując decyzję rektora, nawet jeśli nie zgadzają się z jego argumentami. Przeciwnicy wizyty Polańskiego w szkole powinni uznać, że już dostatecznie wyraźnie zamanifestowali swoje racje, a dalsze działania byłyby jątrzące i nieproporcjonalne. Roman Polański po raz kolejny przeżył (nie ostatnie zapewne) upokorzenie z powodu popełnianych przez siebie w przeszłości czynów. Taki jest jego los. Ale we wszystkim musi być zachowany umiar – studenci powiedzieli swoje, rektor powiedział swoje. Dano wyraz sprzeciwowi moralnemu w sposób dobitny i skuteczny, niemniej władze podjęły decyzję. Przez szacunek dla porządku instytucjonalnego to powinno kończyć sprawę.
Inaczej niż rektor, nie mam żadnych trudności z moralną oceną czynów Romana Polańskiego. W świetle znanych faktów można stwierdzić, że w przeszłości nie tylko dopuszczał się występków przeciwko moralności, lecz również (co najmniej raz) poważnego przestępstwa na tle seksualnym. Nie sądzę, aby miało sens podawanie w wątpliwość winy Polańskiego. Sens ma za to pytanie, czy wina ta nakazuje przyzwoitym ludziom izolować się od niego i powstrzymywać się od wszelkiego honorowania jego osoby. I na to tylko pytanie chciałbym odpowiedzieć.
Mogłoby się wydawać, że godny pochwały moralny pryncypializm nakazuje ostracyzm w stosunku do przestępcy, niezależnie od jego zasług, tym bardziej, że ostracyzm jest jednocześnie sposobem manifestowania solidarności z ofiarami. Taki jest zasadniczy argument protestujących studentów. Nie ujmując powagi temu argumentowi, twierdzę, że przeważają argumenty za tym, aby ostracyzm zupełny zastąpić umiarkowanym protestem (który w danym przypadku już miał miejsce).
Roman Polański od bardzo wielu lat ponosi społeczną i psychologiczną karę za swoje postępki. Trudno jest zmierzyć jej rozmiar, jednak z pewnością cierpiał już wiele i swych czynów żałuje. Cierpiał też z powodu wielkich życiowych tragedii, w dzieciństwie i wieku dorosłym – i choć nie mają one związku ze sprawami nadużyć seksualnych Polańskiego, to muszą być brane pod uwagę. Zarówno wiek reżysera, jak doznane cierpienia nadają mu szacowność, której rzecz jasna popełnione przestępstwa nie usuwają całkowicie. Podobnie ma się rzecz z zasługami – są one w jego przypadku gigantyczne i niepodważalne. Roman Polański jest jedynym, obok Lecha Wałęsy, znanym i szanowanym w całym świecie Polakiem, a także jedynym polskim artystą, którego dzieła znane są miliardom (sic!) ludzi. Win człowieka nie wolno ważyć z zasługami i poprzez zasługi rozgrzeszać go z tychże win. Zasługi win nie wymazują i nie są tym samym, co zadośćuczynienie. Jednak czcigodność osoby, jej ranga i zasługi bynajmniej nie są bez znaczenia i nie mogą być całkiem pomijane; przy czym „nie pomijać” nie znaczy to samo, co uważać za środki usprawiedliwiające czy też ekwiwalenty win. Nie o to chodzi. Czcigodność, chwalebność życia, zasługi publiczne i zaawansowany wiek sprawiają, że w pewnych sytuacjach oddzielamy porządek winy od porządku rangi i zasług – człowiek bowiem istnieje nie wyłącznie jako ta oto, prywatna osoba, pełniąca różne role, lecz istnieje do pewnego stopnia osobno i autonomicznie jako osoba prywatna i osoba publiczna. Osoba publiczna Romana Polańskiego nosi na sobie skazę wywodzącą się z jego życia osobistego, lecz nadal jest wielką i ogromnie zasłużoną postacią. W niektórych okolicznościach – a należą do nich wystąpienia publiczne – musimy takie rozdzielnie porządków uznać. Dlaczego? Tytułem faktu – po prostu te porządki są od siebie realnie oddzielone. Żeby podać wymowny przykład – niemal każdy król z pomnika był mordercą. Nie obalamy z tego powodu pomników.
Nie jest prawdą, że w ocenie moralnej ludzkich czynów (oraz osób – bo osoby oceniamy również) żadnej roli nie powinien odgrywać upływ czasu, ogólne prowadzenie się czy zasługi danego człowieka. Nie ma takiej możliwości, aby te czynniki nie brały udziału w takiej ocenie i abstrahowanie od nich jest zawsze sztuczne, sugerując zakłamanie i pychę moralną oceniającego, który znajduje sobie okazję do napawania się swą sprawiedliwością i sędziowską prerogatywą. Już samo podejrzenie, że za surowością czyjejś oceny może stać taka pycha wystarcza, aby powściągnąć swój radykalizm. Nasze czyny, a także poglądy i oceny, które wyrażamy, muszą mieć czyste intencje. Kto pała świętym gniewem, nie bacząc na wszelkie niuanse i mając za nic dobre serce i wybaczenie, ten złe sobie wystawia świadectwo.
Dlatego podejmując radykalne działanie, mające na celu zademonstrowanie moralnego sprzeciwu wobec kogoś winnego występkom, trzeba się upewnić – w intymności szczerej refleksji nad samą/samym sobą – że ma się moralnie czyste motywacje oraz przemyślało się swoje postępowanie, nie chwytając się jednej tylko prostej idei. Uniesienia moralne, oślepiające nas na niuanse, porywające nas w imię rzekomej czystości pewnej moralnej idei sprawiają, że zamiast być mądrymi i rozsądnymi sędziami ludzkich uczynków (do czego mamy pełne prawo, jeśli tylko posiadamy dostateczną wiedzę), stajemy się naiwnymi, bezmyślnymi i pozbawionymi prawdziwej i szczerej wrażliwości pyszałkami. Wolno nam sądzić innych – mamy wręcz taki obowiązek. Wolno nam to czynić właśnie dlatego, że sami nie jesteśmy bez winy (stara żydowska maksyma „niech pierwszy rzuci kamień…” jest całkowicie błędna). Jednak właśnie dlatego, że to zawsze winni sądzą winnych, wielkim nakazem sądzenia jest umiar i miłosierność.
Roman Polański jest wielkim człowiekiem, prowadzącym życie tak odmienne od naszego, że wydawanie sądów na temat jego uczynków oraz osoby jest znacznie trudniejsze, niż osądzanie zwykłych ludzi. Jest też człowiekiem starym i ciężko doświadczonym przez los. Mimo niewielkiej postury, dla każdego z nas jest budzącym podziw gigantem – nawet jeśli oburzają nas jego seksualne ekscesy z dalekiej przeszłości. Mimo tej wielkiej dysproporcji osobowego i życiowego formatu, jaki dzieli zwykłych ludzi od kogoś takiego jak Polański, mamy pełne prawo do swoich ocen. Jednak ocena a stosowanie kar to dwie różne rzeczy. Jeśli ktoś nie może wybaczyć Romanowi Polańskiemu, niechaj nie idzie się z nim spotykać i niechaj mówi głośno, dlaczego. To już naprawdę wiele. Sankcje zostawmy bardziej uprawnionym.