Kurszczyzna, Martyniuk i samobójstwo elit
Trwający od kilku lat, a ostatnio przybierający groteskowe rozmiary państwowy kult tzw. disco polo, który lękają się krytykować autorytety liberalno-lewicowe, to wyraz najgłębszej degrengolady moralnej i intelektualnej elit. Udając, że wszystko jest w porządku, bo wszelkie gusta zasługują na akceptację, wspięliśmy się na szczyty zakłamania i ogłupienia.
Stąd można już tylko skoczyć w przepaść. Jeśli elity się nie opamiętają, za kilka lat polskie społeczeństwo zostanie zdekapitowane. Pozbawione głowy, stanie się tylko szarym, bezkształtnym cielskiem, bezmyślnie trawiącym i wydalającym, od czasu do czasu pobudzanym niskimi podnietami seksualnej rytmiczności chamskich przyśpiewek, faszystowskimi tromtadracjami cynicznych uzurpatorów dzierżących władzę oraz rzewnymi podróbkami świętości i mysterium tremendum, serwowanymi przez speców od biznesu religijnego.
Dokładnie tego życzą sobie rządzący nami cyniczni populiści. Niestety, znajdują wsparcie i uzasadnienie dla swej niszczycielskiej działalności w nihilistycznych teoriach liberałów i lewicowców z bożej łaski, przymilających się do tzw. populizmu, w którym widzą bezpieczną dla siebie formę Wielkiej Rewolucji. Szlachetny relatywizm – jak sobie wyobrażają ćwierćintelektualiści, których najwyższym osiągnięciem mądrościowym jest powiedzonko „o gustach się nie dyskutuje” – staje się paliwem dla nieustającej ofensywy chamstwa, prostactwa i wulgarności pustoszącej nasz kraj.
Już niemal wszędzie triumfuje trywialność i pospolitość, a wszelka wyższa kultura musi chować się po kątach, drżąc w oczekiwaniu na bolszewika lub faszystę, który wyciągnie ją stamtąd za włosy, postawi na środku placu apelowego i oskarży o elitaryzm, szkalowanie narodu, obrazę religii, odchylenie nacjonalistyczne, rewizjonizm albo pornografię – wedle gustu i przebrania zakompleksionego troglodyty wydającego tu wyroki.
Perwersyjne samobiczowanie elit wyniosło do roli bożyszcza narodu niejakiego Zenka Martyniuka, a Jacka Kurskiego, szefa propagandy PiS, uczyniło prorokiem i pierwszym kapłanem nihilizmu. Nasz Pan Zielonooki! Wszystko to dzieje się zgodnie z nową teologią, w której Boga zastąpiła Klasa Ludowa. Jak za Stalina, tylko gorzej, bo wtedy z resentymentem i pogardą dla tego, co wybitne, konkurował jeszcze jakiś atawistyczny szacunek dla geniuszu i wielkiej kultury.
Dziś natomiast, pod pozorami demokratyzmu, agresja wobec wszystkiego, co wyższe i swoją wyższość uznające, nie napotyka żadnych ograniczeń. Figurę „wroga klasowego” w tym neobolszewizmie zastąpił „dziaders”, który śmie upominać się o szacunek dla kultury i hierarchii – można nim pogardzać i znieważać go bezkarnie, jakoż sam sobie jest winien, naruszywszy tabu polegające na zakazie wartościowania. To on jest homo sacer tej naszej drobnomieszczańskiej postkultury. To wielki zaszczyt być z niej wykluczonym!
Mieszczański oportunizm wiele ma twarzy. A raczej masek. Dziś wygląda jak wyuzdany satyr, który własną impotencję przykrywa pozą bluźnierczego świętoszka. Ponad tłumem zakłamanych, tchórzliwych oportunistów, drżących ze strachu przed napiętnowaniem i wykluczeniem ze stada, unosi się duch przewrotności, bezwstydu i szyderstwa – to miazmaty wydalane z tysiąca zakłamanych mózgownic. Duch ten ma w każdym kraju swoje bożyszcza i wcielenia. W Polsce bożkiem przewrotności, żerującym na hipokryzji i tchórzostwie drobnomieszczańskiej masy, stał się Jacek Kurski. To bóstwo Polski drobnomieszczańskiej, naszych rodzimych „ostatnich ludzi”, ma pod kontrolą ludowego bożka Zenka. Wszystko wedle przepisowych hierarchii historii i socjologii.
Chwała Kurskiemu za to, że siłą swego charakteru pokonał pomniejszych cyników, stając się geniuszem kłamstwa, istnym Lucyferem w małomieszczańskim pandemonium strasznych bożyszcz. Dobrze wam tak! Zjednoczone siły poprawnictwa, resentymentu i kompleksów doprowadziły do tej zdumiewającej epifanii Wielkiego Upadku, sprowadziły jeźdźca kulturowej apokalipsy, który niczym Antymesjasz wstąpił z piekieł i nawiedził nas, by zaprowadzić wieczne królestwo chamstwa i prostactwa na ziemi. Chwała Ci, Jacku Kurski!
Kurski, jak każdy lucyferyczny bożek, jest inteligentny. Nie można jego słów pozostawiać bez odpowiedzi. Oto co napisał o słynnym telewizyjnym sylwestrze z Zenkiem Martyniukiem w roli głównej: „Trzeba mieć w sobie pokorę i słuchać tego, co chcą widzowie. Doskonale czujemy, już kilka lat prowadząc telewizję, czego chcą Polacy, jakiej chcą telewizji publicznej. To musi być telewizja publiczna, która nie wstydzi się swoich widzów i nie wstydzi się tego, czego ci widzowie pragną. Trzeba mieć w sobie pokorę i słuchać tego, co chcą widzowie”. „Ta muzyka, która przez lata była wypychana z mainstreamu, pogardzana, stygmatyzowana jako coś gorszego, muzyka taneczna – zwana potocznie disco polo – okazuje się, że jeśli jest dobrze zbalansowana z innymi gatunkami muzycznymi, to tworzy to idealną mieszankę dla naszych widzów. Zaspokaja wszystkie gusta, wszystkie wrażliwości. Nikt nie czuje się odrzucony, nikt nie czuje się gorszy. (…) Przepis jest taki: balans, słuchać widzów i równoważyć. Nikogo nie wykluczać, wszystkich zapraszać. Szanować ludzi”.
Te słowa powinny pozostać w annałach retoryki cynizmu i przewrotności, które osiągają tu takie wyżyny, że zwykli oportuniści z wyższym wykształceniem dostają zawrotu głowy i tracą rezon. Kto śmiałby być przeciwko „pokorze” i „szacunkowi”? Kto zaprzeczy, że demokratyczne media publiczne powinny się wystrzegać elitaryzmu i dbać o to, by ich program odpowiadał potrzebom i gustom różnej publiczności, również tej masowej?
„Balans” to prawie że „demokratyczny konsensus”, prawda? Zenek Martyniuk dla jednych, Maryla Rodowicz dla drugich, Mozart dla trzecich.
I gęby będą zamknięte na takie dictum, aż ktoś odważy się powiedzieć, że umpa umpa Zenka Martyniuka i jemu podobnych to prostacki chłam, od którego każda szanująca się instytucja, a zwłaszcza już legitymowana przez państwo i ustawę – jak TVP – powinna trzymać się z daleka. Otóż taka właśnie jest prawda. Disco polo to rynsztok kultury, a raczej szlam, który pozostaje po jej zupełnym odpływie. Protekcjonalne schlebianie temu, co w człowieku i narodzie najpierwotniejsze i najprymitywniejsze – dla władzy, dla pieniędzy, dla zadowolenia własnej próżności – nie jest żadnym objawem szacunku dla protego człowieka, lecz przeciwnie! Jest zamaskowaną, przewrotnie zakłamaną pogardą i zdradą wobec tych ludzi.
To, że dla celów propagandowych Kurski sprzeniewierza publiczne pieniądze i wypacza ideę kulturowej misji mediów publicznych, to jedno. O wiele gorszy jest ten obłudnie przymilny protekcjonalizm względem gawiedzi, który pod pozorami szacunku i tolerancji jest niczym innym jak ponowionym gestem klasowego poniżenia i wykluczenia. Niechaj prostacy siedzą sobie w swych kulturowych norach, jak zwierzęta w rezerwatach. Niechaj piją wódkę, tłuką się, wrzeszczą wulgarne słowa i tańczą disco polo. To wszak ich „kultura”. Taką mają „tradycję”. Będziemy im jeszcze dogadzać, hołubić ich, żeby czuli się tym pewniej.
Niech się chamstwo i prostactwo panoszą – bylebyśmy je mieli pod kontrolą i na swoje usługi. Poklepany po plecach, wódką napojony i disco polo ubawiony, propagandą ogłupiały i podniecony lud będzie pośród igrzysk i walającego się po ziemi chleba wznosił pijackie okrzyki na cześć panów. I nie skapnie się, w co tu się gra. Ciemny lud kupi Zenka Martyniuka, a razem z nim Jacka Kurskiego, Andrzeja Dudę i Jarosława Kaczyńskiego. I o to chodzi. Za to się płaci judaszowe srebrniki prezesowej wypłaty.