A więc wojna! Tylko tak pokonamy Dudę i PiS!
Polityka miłości i budyniowe uśmiechy to droga donikąd. Żeby pokonać Kaczyńskiego i Dudę, trzeba przyjąć walkę w polu. Na śmierć i życie. Borys Budka musi podjąć kobiecą decyzję: idę na całość! A inni kandydaci muszą pomóc. Bez ich pomocy się nie uda.
Trzeba sobie jasno powiedzieć, że Małgorzata Kidawa-Błońska nie jest mocną, wyrazistą kandydatką na fotel prezydenta RP. Sama, to znaczy sama ze swym sztabem i Platformą Obywatelską, nie da sobie rady. Przewaga organizacyjna i finansowa PiS jest ogromna. Władza kontroluje główne media, które docierają do połowy społeczeństwa, codzienna działalność Andrzeja Dudy jest jedną wielką kampanią, a elektorat rządzącej partii jest niemal zupełnie obojętny na kwestie praworządności i wszelkie względy kultury politycznej i osobistej. Afery go nie wzruszają, a za to dobra koniunktura gospodarcza (kończąca się, lecz wciąż trwająca) skutecznie przekonuje do dalszego głosowania na reżim Kaczyńskiego.
PiS do spółki z Kościołem wciąż kontrolują mentalnie i emocjonalnie połowę społeczeństwa. Co więcej, obie te siły, jadące dziś na tym samym wózku i powiązane braterskimi więzami win i interesów, nauczyły się dość skutecznie mobilizować ludzi do udziału w wyborach, strasząc utratą korzyści socjalnych, imigrantami, „gender” i czym się tylko da. Walka o prezydenturę będzie bezpardonowa.
Czy Budka i Kidawa-Błońska będą zdolni do brutalnej rozgrywki w politycznym ringu? Jeśli nie wyzbędą się skrupułów, przegrają. Jeśli poddadzą się retoryce „prezydentury dla wszystkich Polaków”, okażą się mięczakami i polegną. Wygrają, jeśli będą twardzi i nieustraszeni, przyjmując warunki starcia. W polu stoją naprzeciw siebie dwie połowy polskiego społeczeństwa – kto nie przyjmie tego do wiadomości, ten nie ma w tej wojnie nic do ugrania.
Na dziś Duda może liczyć na poparcie zwolenników PiS i samego siebie (co daje łącznie jakieś 45 proc.) oraz na przepływ elektoratu „narodowców”, a dodatkowo jakiejś części wyborców Hołowni, który mimo wszystko jest kandydatem chadeckim, by nie powiedzieć – katolickim. Razem ma dobrze ponad 50 proc. w drugiej turze.
Żeby to zmienić, potrzebne są dwie rzeczy. Po pierwsze, trzeba podkopywać PiS, czyli osłabiać bazę Dudy w ogólnym elektoracie PiS. Jeśli w sondażach będzie dołować i zejdzie poniżej 35 proc. w marcu-kwietniu, to jest szansa. Aby tak się stało, Polacy muszą sobie uświadomić, że ceny naprawdę wzrosły i „lepiej już było”, a poza tym muszą się przestraszyć, że Unia faktycznie się wkurzy i odbierze nam dotacje.
Po drugie, pozostali kandydaci do prezydentury muszą współpracować z Platformą – nie tylko zwracając się po pierwszej turze do swych wyborców o poparcie Kidawy-Błońskiej, lecz prowadząc skoordynowaną z PO kampanię przed pierwszą turą oraz aktywnie pomagając przed drugą.
Kidawa-Błońska nie będzie w stanie być wszędzie. Biedroń, Hołownia i Kosiniak-Kamysz oraz ich ugrupowania muszą zachowywać się lojalnie i odpowiedzialnie, nie poprzestając na powstrzymywaniu się przed wzajemnymi atakami, lecz również uzgadniając swoje kalendarze. Naprawdę nie ma znaczenia, czy Hołownia dostanie więcej głosów niż Biedroń, a Biedroń więcej niż Kosiniak-Kamysz. Znaczenie ma coś zupełnie innego, a mianowicie to, jak wielu ludzi kandydaci wspierający (tak, tak) będą mogli wyciągnąć z domów w pierwszej, a zwłaszcza w drugiej turze.
Jeśli chcą pomóc i tym samym ponieść polityczne zasługi, niech działają w porozumieniu ze sztabem PO i w miarę na bieżąco koordynują swój polityczny przekaz. Bo nie wystarczy grzecznościowe wymienianie się grafikami wyjazdów i imprez – choć jest to niezbędne. Trzeba codziennego kontaktu i pewnych uzgodnień w zakresie „przekazu dnia” oraz programu.
A gdy nadejdą te rozstrzygające dwa tygodnie po pierwszej turze – dla Hołowni, Biedronia i Kosiniaka-Kamysza nadejdzie czas próby. Albo zaangażują się w poparcie Kidawy-Błońskiej (owszem, stawiając swoje warunki), albo przegrali jako politycy – bez względu na to, ile procent dostaną w pierwszej turze. To będzie dla nich wielki test odpowiedzialności. Tylko stający ramię w ramię z PO i Kidawą-Błońską kandydaci mniejszych partii mogą „wesół w zespół” PiS i Dudę zmóc. Jest szansa, że im się to uda – i będzie to wielkie zespołowe zwycięstwo opozycji, a także osobiste zwycięstwo startujących liderów. Tylko czy wystarczy im wielkoduszności i wizji? Czy będą w stanie odrzucić urazy i poskromić typowy dla polityków narcyzm?
Podsumowując. Los prezydentury, a w konsekwencji PiS i Polski, zależy dziś od mądrości i determinacji kilku osób: Borysa Budki, Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, Szymona Hołowni, Roberta Biedronia i Władysława Kosiniaka-Kamysza. Jeśli zdecydują się na realną współpracę i podejmą walkę, zamiast grać na siebie bez wiary w możliwość prawdziwego zwycięstwa, mają jeszcze szansę pokonać Andrzeja Dudę i dokonać prawdziwego przełomu. Jeśli jednak mało ich obchodzi obalenie PiS, bo dobrze im z tym, co jest, to… niech ich diabli.