W łapach prostaków
Właśnie zatrzymano dziennikarza Włodka Ciejkę, który chciał nadać relację spod domu Kaczyńskiego, gdzie demonstrowało kilka osób. Wszystkich zgarnęli, łącznie z dziennikarzem. Po kilku godzinach wypuścili. Jeszcze wypuszczają. Ale już wsadzają. Nawet dziennikarzy. Tyle tytułem wstępu.
W czasie kryzysu chciałoby się wierzyć, że nawet skorumpowana i niesprawna władza podporządkowuje się najbardziej fachowym siłom, do jakich ma dostęp, działa w miarę racjonalnie i z dobrą wolą, odsuwając na bok interes polityczny i ekonomiczny rządzącej sitwy. Są jednakże przesłanki, by sądzić, że polski reżim nie podlega tej regule.
Kilka większych i mniejszych incydentów pokazuje, że ta władza nie ma żadnych hamulców moralnych, a jej nadrzędnym celem jest trwanie za wszelką cenę. Temu rządowi nie można ufać w żadnej mierze i w żadnej sytuacji. Zaprowadzony obecnie stan dyktatury (epidemiokracji, jak zaczęliśmy to nazywać) będzie utrzymywany, jak długo się da – a da się długo, bo zagrożenie potrwa co najmniej do czasu wprowadzenia skutecznych szczepionek i leków, zaś kryzys gospodarczy sprzyjać będzie powszechnemu poczuciu trwania sytuacji nadzwyczajnej.
Ideologia zwana w nauce o zdrowiu publicznym kwarantannizmem na dobre rozgości się w dyskursie władzy, na równi z katolicyzmem i pychą narodową, które wdzięcznie uzupełni. Daleko idące ograniczenia, jakim będą przez co najmniej kilkanaście miesięcy podlegać osoby starsze, staną się węzłem praktyk dyscyplinarnych, rozgałęziających się na wszystkie dziedziny życia. Nie ustanie rządzenie dekretami, nie wrócą zawieszone prawa obywatelskie, a inwigilacja będzie powszechna. Po kryzysie przyjdzie stagnacja i smuta, jaką pamiętamy z połowy lat 80.
W ciągu minionego miesiąca partyjno-kościelny reżim wielokrotnie pokazał swą odrażającą gębę bezmyślnego i bezwstydnego prostaka. Chciałbym przypomnieć te incydenty, aby nikt nie miał wątpliwości, z kim mamy do czynienia.
Wybory. Nocna nowelizacja kodeksu wyborczego, umożliwiająca głosowanie zdalne osobom starszym niż 60-letnie oraz przebywającym na kwarantannie pokazuje, że ci ludzie naprawdę biorą pod uwagę zorganizowanie wyborów. Mimo że byłoby to brutalne złamanie konstytucji, a niewątpliwie zwycięski Duda byłby przez zagranicę i przez większość Polaków de facto nieuznawany. Im to nie szkodzi. Liczy się tylko zachowanie władzy. Jesienią Duda by już przegrał, bo kryzys będzie już wtedy widoczny, a bezmiar nieudolności i bezradności tej władzy stanie się jasny dla większości ludzi. Co im tam, że miliony ludzi idące do lokali wyborczych w jeden dzień zniweczą dwa miesiące kwarantanny, a tysiące ulegną zakażeniu. Nie takie ofiary musi czasami ponieść naród, prawda?
Jeśli Kaczyński ma jeszcze władzę (nie ma co do tego pewności), to postępuje tak jak przed dekadą: macie lądować i już, a jak coś, to będziemy wmawiać ludziom, że Tusk z Putinem zorganizowali zamach na prezydenta. Gdy w wyniku przeprowadzenia wyborów 10 maja dojdzie do zachorowań i zgonów, to powie się, że winni są Budka i Chińczycy. Kto ma uwierzyć, uwierzy.
Ksenofobia. Od dziś osoby pracujące w miejscowościach przygranicznych i przekraczające codziennie granicę w celu udania się do pracy na stronę niemiecką mają do wyboru albo zrezygnować z pracy, albo zamieszkać po drugiej stronie. Jeśli bowiem udadzą się do pracy, to po przekroczeniu granicy w Polsce zostaną uwięzione na dwutygodniowej kwarantannie. To czysta szykana i epidemiologiczny absurd.
Nie ma żadnych przesłanek, by uważać osoby pracujące w Niemczech za bardziej narażone na zakażenie niż osoby pracujące po polskiej stronie. Niemcy proszą i apelują do polskich władz – na próżno. Polak wie lepiej od Niemca. Nie będzie nam tu Niemiec naszych zakażał. Wiadomo nie od dziś – zaraza to nie my, zaraza to plaga idąca od obcych. Zamknąć się, święty obrazek wystawić i kadzidłem Złego wypędzić – taki jest, jak świat światem, sposób na zarazę. Niemało tej dzikiej magii wyczuwa się jeszcze we współczesnych reżimach sanitarnych. Czymś zdumiewającym jest odmówienie przez Polskę pomocy obywatelom państw nadbałtyckich, którzy chcieliby wrócić przez Polskę do swoich krajów. Zatrzymuje się ich na granicy niemieckiej i nie wpuszcza do Polski! To czyste draństwo, którego nam sąsiedzi nie zapomną.
A Ukraińcy? Muszą czekać w gęstym tłumie na granicy, aż ich łaskawie nasi wypuszczą, a swoi wpuszczą. Zresztą za chwilę przestaną wpuszczać… Bo co to za Ukrainiec, co to teraz z Polski wraca? Zaprzaniec i trędowaty! Czym dalej na wschód, tym więcej tej pogardy i codziennego faszyzmu. Wszyscy widzieliśmy policyjnych pałkarzy bijących ludzi na ulicach gdzieś w Azji. Ten świat nie zaczyna się jednak za Bugiem. My, Europa Wschodnia, łącznie z Polską, stanowimy wprawdzie jego zachodnie rubieże, lecz wciąż jesteśmy jego częścią. Zachód kończy się na Odrze.
Kościół. Kościół nie zawiódł – zgodnie z przewidywaniami nie zamknął swego teatrzyku i używa wszelkich środków, by ochronić swoje dochody i nie dopuścić do odzwyczajenia się przez osoby mniej wrażliwe na pedofilię i inne przestępstwa od uczęszczania na msze. Państwo zaś płaszczy się, jak zwykle, przed tą organizacją, uprzywilejowując ją na każdym etapie zaostrzania restrykcji. Gdy zakazano zgromadzeń powyżej 50 osób, minister Szumowski pochwalił bezczelne wezwanie biskupów do zwiększenia liczby mszy. Dziś, gdy zakazane są wszelkie zgromadzenia, do kościołów może wchodzić do pięciu osób.
I tego im mało – któż z nas nie słuchał szaleńczego wystąpienia Macierewicza, który apeluje do Szumowskiego, aby w imię roztropności (sic!) przywrócił swobodę organizowania mszy. Kto wie, jak jeszcze z tym będzie. Oni naprawdę chcą to wymusić na rządzie. Na razie dostali – jako jedyni – trzymiesięczne zwolnienie ze składek na świadczenia emerytalno-rentowe. Jakże trzeba być bezczelnym, aby tę ulgę dać właśnie im!
I jakże oni są bezczelni, że w tych okolicznościach wyciągają łapę po kolejne pieniądze! Bezprzykładna pycha i niczym nieograniczona chciwość kleru doskonale pokazują, jaki poziom reprezentuje to środowisko mafijno-partyjno-kościelne, w którego lepkich łapach znalazła się dziś Polska.
Czy ludzie to widzą? Widzą, nie widzą. Widzą, że jęki i zawodzenia oraz potrząsanie tacą to nie jest sposób na epidemię, a przywileje dla Kościoła, gdy trzeba pomagać najsłabszym, to jednak wstyd. Jednakże, z drugiej strony, ludzie przecież nie spodziewają się, że chciwcy przestaną być chciwcami, a ksenofobia i egoizm nagle przeistoczą się w uniwersalistyczny humanizm. W Polsce zdemoralizowana jest nie tylko władza i środowiska, z których się wywodzi, lecz ogół społeczeństwa znajduje się w moralnej depresji, objawiającej się ostentacyjnym egoizmem i cynizmem.
Populistyczna, jawnie nacjonalistyczna władza, otwarcie autorytarna i klerykalna, odpowiada przynajmniej połowie społeczeństwa. Ludzie nie chcą słuchać żadnej Angeli Merkel – wolą załganego, zakałapućkanego w piętrowe konstrukcje cynicznych, egoistycznych banałów Mateusza Morawieckiego. Wiedzą, że najważniejszy jest dziś głos nauki, a nie pokrzykiwania zadufanych w sobie ignorantów z PiS ani tym bardziej obmierzłe, wciąż tak samo jałowe wymądrzanie się kleru i jego zawodzenia, za które trzeba coraz więcej płacić.
Ale od wiedzy do działania daleka droga. Za miesiąc czy dwa ludzie zaczną brzydzić się tą władzą, bo poczują pustkę w portfelu i lęk. Nie znaczy to jednak, że będą chcieli szybko się tej władzy pozbyć. Społeczna inercja, czyli impossybilizm, jest dokładnie tym, na co liczy dziś reżim. Cyniczne i depresyjne społeczeństwo, ciułające miedziaki i karnie słuchające katolicko-nacjonalistycznej ględy, przekonane, że i tak niczego nie można już zmienić, to właśnie owo marzenie o Wielkiej Polsce – marzenie tych wszystkich zakompleksionych Dmowskich, Kaczyńskich i Gowinów. Jak już wszyscy będą nami gardzić i nas nienawidzić, a my ze szczętem znienawidzimy cały świat i samych siebie, wtedy nareszcie Polska będzie Polską, a Polak Plakiem. Vive la Pologne!