Kościół się doigrał! Rusza antykatolicka rebelia!
To nie do wiary! Młodzież wchodzi do kościołów i gromadzi się pod kościołami, aby wyrazić swój gniew. Nie przychodzi dyskutować ani się skarżyć. Przychodzi, by wykrzyczeć w twarz znienawidzonym intruzom, aby się odczepili. Młodzież LGBT i jej sojusznicy, ale bynajmniej nie wyłącznie, bo agresja fanatyków skierowana dziś została na wszystkie młode kobiety i dziewczęta. Ludzi wściekłych jest dziś znacznie więcej niż miesiąc temu, gdy biskupi i dygnitarze władzy atakowali osoby LGBT.
Znamienna i niesamowita – nie do pomyślenia jeszcze kilka lat temu – scena rozegrała się w południe pod słynnym kościołem na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. Grupa fanatyków pod wielkim banerem z wizerunkiem katolickiej świętej Marii przez megafon odmawiała tzw. zdrowaśki, a blisko setka młodych ludzi przekrzykiwała ją gromkim „Wyp…ć!”. Bo, jak mówią młodzi, „to jest wojna!”. Żadne sztuczki z „porozmawiajmy” i braniem pod włos nie przejdą.
Jakimś niepojętym zrządzeniem młodzi ludzie, poddawani przez wiele lat praniu mózgów na lekcjach religii i w kościołach, otrząsnęli się z wyuczonej pokory i bojaźliwości względem księży, przerywając ciągnący się od stuleci szereg pokoleń niewolniczo podporządkowujących się rzekomo nadprzyrodzonej władzy „duchownej”. Zapewne od czasu, gdy katolicki reżim późnych lat 30. dla przypodobania się Kościołowi i fanatykom równał z ziemią cerkwie na kresach RP, nie zdarzyło się jeszcze, aby ludzie spontanicznie wylegli na ulice dla wyrażenia swojego oburzenia na Kościół.
I – co niezmiernie istotne – tym razem nie chodzi o sam Kościół, który się zdeprawował, lecz o religię katolicką jako taką. Obecne protesty w wielu przypadkach są nie tylko antykościelne, lecz antykatolickie. A to oznacza przełamanie wielkiego tabu.
Gdy piszę te słowa w niedzielne popołudnie, jesteśmy jeszcze przed wieczorną demonstracją pod warszawską kurią na ul. Miodowej. Może ona okazać się jeszcze bardziej spektakularna, lecz już to, co widzimy dziś w mediach – obywatele i posłowie stający w kościołach z kartonowymi tablicami – jest wystarczająco wymowne. Kto by pomyślał, że można naruszyć przestrzeń kościelną – jakoś instynktownie odczuwaną jako „święta” i eksterytorialna – i protestować na jej gruncie?
Kler nie wie, jak się zachować – w Poznaniu wezwano policję, lecz policja w kościele to również swego rodzaju profanacja. I to jest bardzo ważne: Kościół przekonał się, że nie jest nietykalny, a jego przestrzeń nie jest poddana jego kontroli w sposób absolutny.
Dla biskupów antykatolicka rebelia to nowa sytuacja, której zapewne w ogóle nie brali pod uwagę. Czy rozmaici „żołnierze Chrystusa” i ONR-owcy wystarczą, aby zdusić antykatolicki bunt? Wątpliwe. Również Kaczyński ma kłopot. Bo teraz biskupi zażądają od niego zdecydowanych działań, a on ma na głowie wielkie „Jeb…ć PiS!”. Przelicytował w swoim cynicznym zagraniu w „dziel i rządź!” i sytuacja wymyka mu się spod kontroli.
Do tego idzie potężny kryzys ekonomiczny, a wrogie frakcje w obozie władzy warczą na siebie i ostrzą szable. Mogę sobie tylko wyobrażać, jakie nastroje panują na salonach władzy i w biskupich pałacach. Kaczyński chciał skonsolidować obóz i skupić go wokół siebie, lecz takiego kryzysu nie przewidział. Pewnie mu powiedziano, że ludzie boją się wirusa i nie wyjdą na ulice. Otóż nie boją się. Nauczyli się już żyć ze świadomością, że prędzej czy później covid przechorują.
Piszemy o tym, co ważne i ciekawe
Wściekły pies
Picie w Polsce to temat rzeka. Rzeka to zresztą dobra metafora. W zeszłym roku branża zarobiła 50 mld zł. A mówimy o czymś, czego wyprodukowanie kosztuje grosze – mówi Ryszard, od ponad 20 lat związany z branżą alkoholową. Sam jest alkoholikiem, ma ojca alkoholika i żonę alkoholiczkę.
Można zakazać demonstrowania ustawą, lecz to niewiele da. Młodzi nie mają w sobie ani strachu, ani legalizmu. A więc przemoc? Bicie młodych kobiet nie wchodzi w grę. Aresztowania doprowadzą do tym gorętszych protestów. Może rozmawiać? Żadnej chęci ani pola do dialogu nie ma, a zresztą bunt nie ma wyraźnego przywództwa. Bo to nie jest protest obywatelski, lecz prosty odruch wściekłości prywatnych jednostek. Nad takim zjawiskiem nie można zapanować ani siłą, ani perswazją.
Pozostaje przeczekać. I to właśnie czas nam pokaże: czy wszystko się wypali, czy też nastroje będą się zaogniać, doprowadzając do dysfunkcji instytucji, a w konsekwencji do kryzysu rządowego. Ten drugi scenariusz nie jest wykluczony!