Duda ma słomę w butach
„Gratulacje”, jakie Andrzej Duda złożył Josephowi Bidenowi, są dla nowego prezydenta USA obraźliwe, a dla nas są powodem do wstydu i zażenowania. Mam nadzieję, że w powodzi korespondencji śmieszny i do bólu nieprofesjonalny „tweet” Dudy nie dotrze do adresata.
Może jednakże być i tak, że za kilka miesięcy, gdy Polska będzie miała swoje pięć minut podczas narady z sekretarzem stanu w gabinecie owalnym, raportujący urzędnik przypomni, co napisał Duda. Wprawdzie niewiele to już zepsuje, bo nikt w Waszyngtonie nie ma wątpliwości, że Polska ustawiła się w pozycji pazika w orszaku pochlebców operetkowego Ubu-Trumpa, niemniej doskonale zilustruje całą mierność, prowincjonalizm i organiczną nieważność Polski jako kraju zacofanego, zapiekłego w swych kompleksach i mitomanii, pozbawionego godności w relacjach z USA.
Przypomnijmy, co napisał Duda. Nie pokuszę się o dosłowne tłumaczenie, bo zła angielszczyzna (choć lepsza niż w zasadzie nieistniejąca angielszczyzna Dudy – pisał to pewnie jakiś asystent) wymuszałaby umyślne robienie okropnych błędów po polsku, w co nie chciałbym się bawić. W korygującym przekładzie brzmi to tak: gratulacje z okazji sukcesu kampanii. Jako że oczekujemy nominowania Pana [as we await the nomination] przez Kolegium Elektorskie, Polska pragnie podtrzymać [upkeep – użyte nie jako rzeczownik, lecz czasownik] wysokiej jakości strategiczne partnerstwo PL-USA na wysokim poziomie dla jeszcze silniejszego sojuszu.
Proszę wybaczyć, że czytacie bełkot. Ale takie właśnie – bełkotliwe – są gratulacje Dudy. Nie tylko z powodu błędów językowych i rzeczowych (Kolegium Elektorskie wybiera prezydenta, a nie nominuje go), lecz przede wszystkim z powodu oczywistej nieszczerości, która przekłada się na niekontrolowane, bezmyślne użycie zbanalizowanych frazeologizmów zaczerpniętych z dyplomatycznej retoryki.
To jest obłudna ględa, z której aż wylewa się rozczarowanie i niechęć. Gdyby choć napisał tak: „wprawdzie oczekujemy jeszcze na głosowanie elektorów, lecz już dziś pragnę podkreślić, że zależy nam na…”; albo chociaż: „w oczekiwaniu na ostateczny wybór Kolegium Elektorów…”. Ale nie – zabrakło kultury i szczerości, a za to zwyciężyła pewność jakiegoś kancelisty, że umie z wielką lapidarnością posłużyć się angielskim oraz zna wszelkie niuanse znaczeniowe wyrażenia „as we wait”. Przykro mi, nie umie i nie zna.
Jeśli ktoś gratuluje zwycięzcy, że dobrze walczył, to znaczy, że nie cieszy się z jego zwycięstwa. W przeciwnym razie gratuluje się właśnie wygranej i tylko wygranej. Owszem, Duda może się nie cieszyć, lecz zdecydowanie nie wypada mu niedwuznacznie tego sugerować, a więc de facto komunikować. Co więcej, podkreślanie, że Biden jeszcze nie jest wybrany (bo czeka go głosowanie elektorów), oznacza, iż Duda ma wciąż nadzieję na zwycięstwo Trumpa, co przecież jest niemożliwe.
Tym samym biedny Duda pokazuje, że działają na niego kłamstwa Trumpa o rzekomych fałszerstwach wyborczych. A to już jest po prostu żenujące. Bo to nawet nie jest asekurowanie się na wypadek mało prawdopodobnego zwrotu akcji, lecz zwykła naiwność niedojrzałego człowieka, który nie umie odróżnić swoich pragnień i marzeń od rzeczywistości.
Wasz świat, świat Trumpów, Łukaszenków, Kaczyńskich i Orbánów, się kończy. Owszem, wciąż dobrze trzymają się potężni dyktatorzy na Wschodzie. Jednak ofensywa klerykalnego ciemnogrodu w USA i Europie została powstrzymana. Zmiecie was epidemia, z którą nie umiecie sobie radzić. Bo i jak, skoro jesteście tylko sitwą kolesiów z podwórka, bez wykształcenia, bez talentu i bez kultury? Czas gangsterów w garniturach i sutannach, bezczelnie okradających państwo, psychopatów robiących z prokuratury i sądu sadystyczny teatrzyk marionetek, żałosnych karierowiczów oraz groteskowych bigotów natartych świętymi łojami – już się wypełnia. Pakujcie się i szybciutko się oddalcie – zanim naród poczuje się zmuszony wam w tym pomóc.