Szkoła (online) jest naga!
W rodzicach narasta bunt przeciwko szkole. Może nawet bardziej niż pośród samych uczniów, którzy popadają w covidową apatię, pragnąc jedynie przetrwać w coraz bardziej oderwanym od rzeczywistości systemie szkolnym. Niespodziewanie zirytowani rodzice, widzący cały nonsens i bezradność szkoły wyraźnie jak nigdy dotąd, niejako twarzą w twarz, bo na ekranach komputerów swoich dzieci, mają dziś sojuszników w osobach nauczycieli, których nieznośna sytuacja pseudonauki online upokarza i frustruje do granic możliwości.
Rok 2020 jest dla uczniów zmarnowany. Nauka szkolna – i tak w większej części pozorna i bałamutna pod względem treści i formy – stała się prawie zupełnie nieproduktywna, a jednocześnie bardzo depresyjna dla młodzieży pozbawionej najważniejszej korzyści z chodzenia do szkoły, jaką jest socjalizacja w grupie rówieśniczej w kontekście mniej czy bardziej opresyjnej instytucji.
Szkoła przestała być już nawet szkołą życia… Może jednak nie będzie to rok zmarnowany dla samej instytucji, bo jak nigdy dotąd miała szansę przekonać się o swej żałosnej kondycji. Bo też zakłamanie systemu doszło w trakcie nauki online do takich rozmiarów, że już przed nikim nie da się go ukryć. Inaczej mówiąc, samooszukiwanie się doszło do kresu swych możliwości, dzięki czemu wszyscy widzą jak na dłoni, że w szkolnictwie potrzebne są zmiany fundamentalne.
Szkoła zawsze opierała się na fikcji. Zawsze mieszano wiadomości naukowe z propagandą polityczną, najczęściej o zabarwieniu nacjonalistycznym. Zawsze podawano do wierzenia rozmaite niemądre anachronizmy, jednocześnie wyznaczając klasie średniej wąskie granice bezpiecznego, standardowego dyskursu. Dość beznadziejny i bezkrytyczny oportunizm szkolnej kultury maskowany był fałszywymi zachętami do samodzielności myślenia i nonkonformizmu. Prowadziło to do komicznego wręcz efektu infantylnej obłudy.
I nawet byłoby z czego się śmiać, gdyby nie opresja biurokratyczna, której poddawani byli nauczyciele, a za ich pośrednictwem uczniowie. A gdyby tego było jeszcze mało, obrazu dopełnia błazeńskie kreowanie się przez nauczycieli i uczniów na „małych naukowców”, tak jakby szkoła operowała treściami naukowymi, teoriami naukowymi i w ogóle obracała się w kręgu krytycznej, naukowej kultury i umysłowości. Pisząc wypracowanie, nastolatek miał udawać polonistę albo krytyka literackiego, a ucząc się biologii, miał być niczym adept nauk biologicznych. W rezultacie nikt nie uczył się wybierać książek i czytać ich z własnej woli ani też nie dowiadywał się tego, czego tak pięknie uczą nas filmy przyrodnicze.
Tak było. I tak jest. Tylko że nauka online sprawiła, że to wszystko stało się nieznośne. Obłuda i zupełny absurd programów szkolnych, razem z całą szpetotą codziennego użerania się słabych nauczycieli ze słabymi uczniami (a taka jest większość), mogą sobie bezpiecznie trwać za szkolnymi murami. Jednak gdy to wszystko wlewa się ludziom do domów, to staje się nieznośne.
A tu nagle rodzice zauważyli, jakich bzdur uczy się ich dzieci, a w dodatku sami zostali zmuszeni, aby się ich uczyć, żeby pomóc swoim dzieciom. Sami więc stali się uczniami! Koszmar powrócił! Zobaczyli, jak bardzo męczone i dręczone są ich dzieci i jak niechętnie uczą się rzeczy, które w niczym ich nie rozwijają i których żaden człowiek nie uczy się z własnej woli, bo wie, że nigdy z tej wiedzy nie skorzysta.
Jednakże nie to jest najgorsze. Rodzice i dzieci narzekają przede wszystkim na smętek i jałowość tych wszystkich lekcji, podczas których niewiele jest wykładu, a za to mnóstwo użerania się z techniką, jałowych prób dyscyplinowania oszukujących, zadawania zadań i nieporadnego ich niby to sprawdzania, a i tak wiadomo, że wszystko to razem jest fikcją. Wszyscy przecież dostaną swoje zaliczenia i cenzurki.
W czasie pandemii szkolna zabawa w kotka i myszkę wykroczyła poza ramy kontrolowanej gry pozorów. Teraz to jest otwarta wojna. Wściekli nauczyciele kontestują system, rozsiewając ducha buntu, a całkowicie już pozbawieni motywacji moralnej uczniowie robią, co tylko mogą, aby uniknąć bezsensownej najczęściej i bezproduktywnej pracy. Głupie i niepotrzebne zadania, przykuwające dzieci na wiele godzin do komputerów, pozbawiając ich czasu na normalne życie, wywołują opór. Młodzież ściąga, kupuje gotowce, organizuje podpowiadanie, a nawet fikcyjnie się loguje bądź symuluje problemy techniczne. I właśnie to „kombinowanie”, czyli bezczelne oszukiwanie, jest najwyraźniejszym efektem nauczania w czasach pandemii.
Pal sześć, że dzieci stanęły z nauką na wiele miesięcy, oddając się jakiemuś tandetnemu i rapsodycznemu samouctwu do spółki z rodzicami – byleby zadowolić szkołę i nie dać się przyłapać na kłamstwie. Prawdziwy problem to demoralizacja, której poddawana jest młodzież.
Szkoła zawsze psuła. Uczyła obłudy i oszukiwania. Teraz jednakże czyni to w dwójnasób. Żenujące plagiatowanie, ściąganie, kupowanie prac i inne oszukańcze praktyki stają się masowe, a co gorsza – bezwstydne. Biorą w nich udział rodzice, stając się wspólnikami oszustwa, a tym samym tracąc moralny tytuł do wychowywania swych dzieci oraz wszelki autorytet.
Trzeba mocno podkreślić, że nie wszyscy tacy są, lecz – przykro to mówić – w Polsce skala demoralizacji tego rodzaju jest wprost ogromna, o czym wie każdy, kto uczy w szkole lub na uczelni. Z całą pewnością w taki czy inny sposób oszukuje większość. A wcale nie musi tak być, skoro w wielu krajach bynajmniej tak nie jest. Po prostu stoimy, jako wspólnota, na znacznie niższym poziomie moralnym niż wiele innych społeczeństw.
Nauczony przez głupią i bezsensowną szkołę oszukiwania (i to z udziałem rodziców!) młody człowiek wchodzi w życie jako osoba pozbawiona honoru i niegodna szacunku. Już samo w sobie jest to okropne. Jednakże jeszcze gorsze jest chyba to, że ucząc się oszukiwać i godząc się z tym, człowiek nie potrafi już się zatrzymać. Oszukuje dalej, w tym również swoich najbliższych. Tym samym odbiera sobie szansę na tworzenie dobrych związków i rodziny, której członkowie mogą sobie ufać i mają za co się wzajemnie szanować i kochać. A za co kochać cwaniaka i oszusta, który kupił maturę na targu, a magisterium w internecie?
Gdyby szkoła była mądra, dałaby sobie spokój w tym roku z programami i odpytywaniem, skupiając się na takim zorganizowaniu czasu młodzieży, aby było to dla niej miłe i pożyteczne, a dla rodziców stanowiło dowód pożyteczności szkoły. Pandemia to wspaniała okazja do oglądania filmów popularnonaukowych, wspólnego szukania w sieci ciekawych wiadomości, niezobowiązujących rozmów na ważne tematy.
Niestety, jak dotąd zmarnowano tę okazję. Bo szkoła, a już zwłaszcza resort edukacji tkwiący w łapach zadufanych w sobie szowinistów, nieuków i partyjnych karierowiczów, jest mistrzem w marnowaniu wszelkich okazji. Wciąż jednak jest czas na refleksję i wyciągnięcie wniosków. Może od września?