W obronie „obrońców życia”
Dziwi Was, że awangarda ideologiczna Kościoła katolickiego, działająca w formule rozsianych po świecie stowarzyszeń katolickich (a nie kościelnych osób prawnych), lecz pod czujnym okiem najbardziej integrystycznych i reakcyjnych biskupów, domaga się, aby nieszczęśliwe kobiety rodziły śmiertelnie chore i zniekształcone dzieci i aby potem patrzyły, jak umierają?
Dziwi Was okrucieństwo tych ludzi? A może przeraża Was, że nie wystarczy im to, co już osiągnęli w Polsce, bo domagają się 25 lat więzienia za aborcję oraz urzędowej kontroli ciąż? Skoro tak, to znaczy, że nie rozumiecie tych ludzi. Chciałbym Wam pomóc ich zrozumieć, bo bez tego trudniej z nimi walczyć.
Na początek musicie wiedzieć, że w logice archaicznego katolicyzmu cierpienie człowieka jest złem metafizycznym – nie trzeba go eliminować za wszelką cenę, a nawet trzeba umieć się z nim pogodzić i powstrzymywać odruchy współczucia, ma ono bowiem zawsze głębszy sens w Bożym zamyśle; trzeba wierzyć, że Bóg wie, co robi, bo ma swój Plan, który jest z natury Dobry. A sprawiedliwi, których powołał do raju, trafią tam nawet najbardziej krętą drogą, jeśli spodoba się Bogu ich doświadczyć cierpieniem i grzechem. Rolą człowieka jest odgadywać wolę Pana i gorliwie ją wykonywać.
Nawet najbardziej gorliwie oddani Panu muszą się liczyć z rzeczywistością. Dlatego stopniują żądania i stopniowo naznaczają sobie coraz ambitniejsze cele. Na końcu drogi jest jednak triumf Państwa Bożego, w które zstąpić zechce Pan, by w chwale, pośród ukorzonych przed Nim ludów ziemi, zająć miejsce na świętym tronie Królestwa. Dziś, gdy jesteśmy w połowie drogi do Królestwa Bożego, stać nas na karanie aborcji 25 latami więzienia. A w przyszłości? Czemu nie karać za aborcję śmiercią? Przecież napisano „oko za oko, ząb za ząb”?
Kto odważyłby się dokonać mordu na niewinnym dziecku, gdyby groziła za to „kara główna”? Nie bardzo widzę powody, dla których tzw. obrońcy życia mieliby nie domagać się w przyszłości zabijania morderców dzieci. Przecież prawdziwe, nieskłamane zrównanie aborcji z morderstwem do takiego prowadzi wniosku. Owszem, w polskim prawie nie ma kary śmierci, lecz czy słusznie? Biblia pełna jest przykładów karania śmiercią, a również Kościół do ostatnich dekad (zanim uległ wpływom Żydów i masonerii) jednoznacznie opowiadał się przeciwko zniesieniu tej kary. Przecież Bóg, pozwalając, by ktoś popełnił zbrodnię, sam daje znak, iż chciałby uczynić swych wiernych narzędziem, które przeniesie zbrodniarza w miejsce jego przeznaczenia. Tak jak są na ziemi znaki świętości, tak są i znaki potępienia.
Dziwne? No to posłuchajcie dalej. Opowiem Wam, co ma w głowie fanatyk religijny, w jaki sposób myśli i odczuwa. Wiem to, bo spotykałem takich wiele razy w życiu, zwłaszcza studiując na KUL, a poza tym nieobce mi są arkana zadziwiającej czasami, a zawsze ezoterycznej teologii. Teologii krystalicznie średniowiecznej, do dziś nieunieważnionej, lecz zaledwie przypudrowanej „modernizmem”. Dla części prawdziwych, świadomych katolików ten sztafaż to jedynie taktyczny kamuflaż, lecz dla większości „świadomie wierzących” to zdrada i zwycięstwo szatana. Interesują nas ci ostatni – wierzący, że duch chrześcijaństwa najpełniej zatriumfował w epoce Innocentego III i innych potężnych papieży późnego średniowiecza.
Otóż, jak powiedziałem, ludzie ci nie dopuszczają do siebie współczucia i czułostkowości. Są świadomi, że działają jako narzędzia Opatrzności i czerpią z tej świadomości niepojętą dla profana dumę i poczucie chwały. Dopóki natchnieni są wiarą, nie tylko nie muszą kierować się prawem ziemskim i ludzkimi zobowiązaniami, lecz nie wolno im mieć wątpliwości, że prawa ludzkie, takie jak konstytucje, mogą mieć inne znaczenie niż tylko wygodne dla Kościoła tymczasowe regulacje, zasługujące na akceptację tak długo i tylko tak dalece, jak są potrzebne misji Kościoła.
Prawa ludzkie nie wiążą wszak Boga, a przeto nie wiążą również Kościoła i tych, którzy działają w jego imieniu i dla jego dobra. Względy teologiczne bądź historyczny interes Kościoła mają bezwzględne pierwszeństwo i natychmiast, ipso facto, unieważniają wszelkie postanowienia świeckiej władzy, jeśli tylko wchodzą z nimi w konflikt. Władza świecka i jej potęga zasługują na cześć i posłuszeństwo dlatego, że są narzędziem Boga i od Boga pochodzą – jeśli narzędzie się zepsuje, musi być natychmiast zastąpione nowym. Nie ma tu miejsca na wahania. Lojalność i służba należą się wyłącznie Bogu – a człowiekowi i państwu tylko wtedy, gdy wpisują się w plan zbawienia. Jest rzeczą Kościoła, aby rozpoznać ten Plan i bez wahania wcielać go w życie.
Bóg nie objawił nam w Piśmie wszystkiego. Objawienie trwa. Jeśli Kościół sądził do niedawna, że stworzenie duszy w żywocie matki dokonuje się po 40 bądź 90 dniach od poczęcia, a spędzenie płodu jest zaledwie obsceniczną czynnością, która czyni zgorszenie, to dzięki naukowemu zrozumieniu zapłodnienia jako procesu, w którym powstaje unikalny genom, otrzymaliśmy od Boga ważną wiadomość: nowa istota ludzka powstaje w momencie zapłodnienia, a jej uśmiercenie jest zbrodnią. Jako że o człowieczeństwie decyduje cud stworzenia nowej duszy, nie ma znaczenia, na jakim etapie rozwoju jest płód. Od samego początku jest dzieckiem, a więc człowiekiem. W sensie fizjologicznym dziecko jest w procesie „stawania się”, czyli urzeczywistniania swej natury. Ten rozwój nie zmienia faktu, że od samego początku dziecko jest człowiekiem, wraz z pełnią przysługujących człowiekowi praw. Bóg bowiem nie tworzy duszy stopniowo, lecz jednym skutecznym aktem. Stopniowo rozwija się jedynie strona cielesna i umysłowa człowieka – dusza, stanowiąca o człowieczeństwie, jest i pozostaje w ciele w całej swej bytowej pełni, niezależnie od jego stadia rozwoju i stanu zdrowia.
Stworzenie duszy w łonie matki jest świętym aktem samego Boga. On bowiem w Swym miłosierdziu, pomimo grzechu pierworodnego i jego nieusuwalnych do czasu ostatecznego rozdzielenia sprawiedliwych i potępionych na Sądzie Ostatecznym skutków, utrzymał świętość ludzkiego życia i wybrał na jej sanktuarium miejsce, w którym najpełniej objawił się skutek owego Grzechu Adamowego. Dlatego jedynym miejscem godnym poczęcia jest pokalane grzechem pierworodnym łono kobiety, bo to właśnie tam, w miejscu grzechu, za każdym razem dokonuje się cud powołania nowego życia, zapowiadający ostateczny triumf dobra nad złem oraz życia nad śmiercią.
Wyrazem tego powiązania grzechu i odkupienia w cudzie rodzicielstwa jest ból porodu i rozkosz małżeńska. Bogobojna i wstydliwa miłość rodziców przesłania jakby woalem wiary i nadziei sromotę grzesznego łona, zapowiadając niebiańską czystość życia Wybranych. Dlatego każdy zamach na misterium płodzenia w małżeństwie – czy to przez stosowanie antykoncepcji, czy to przez zapłodnienie in vitro, czy to przez aborcję – stanowi bluźnierczą, acz bezsilną napaść na prawo Boże, oddalając wspólnotę wiary, miłości i nadzieli, czyli Kościół święty oczekujących Królestwa Bożego, od osiągnięcia jej świętego celu. Kto więc sprzeniewierza się prawu Bożemu i gwałci święte prawa przez Niego ustanowione, nie tylko sprowadza zgubę na siebie, lecz krzywdzi sprawiedliwych, zrzeszonych w Kościele świętym, odsuwając nadejście Królestwa.
Grzech ludzki nie jest więc jedynie jego sprawą, jaką ma on z Panem Bogiem. Jest sprawą całego Kościoła jako sakramentalnej wspólnoty grzeszników. Zgorszenie wymaga spowiedzi i pokuty – jeśli dokonuje się w łonie Kościoła. Jeśli zaś grzech dokonuje się pośród pogan, wymaga kary, która zetrze go z oblicza ziemi i zadośćuczyni Panu. Tam bowiem, gdzie chrześcijanin w pokorze pokutuje i błaga o miłosierdzie, poganin, a zwłaszcza ateusz nieznający ni skruchy, ni pokuty, musi zostać spętany i usunięty sprzed oczu wiernego ludu, jako że urągając Bogu swą pychą i zatwardziałością, czyni publiczne zgorszenie.
Czego jeszcze nie rozumiecie? Fundamentalizm religii monoteistycznej i mesjańskiej, a więc opartej na oczekiwaniu nadejścia Zbawiciela, którego panowanie nad światem wierni muszą przygotować, jest bezwzględnie logiczny. Nie ma w nim luk i nie ma w nim miejsca na żaden spór ani dyskusję. Jest tylko jeden Bóg, który jest Panem wszystkich ludzi. I jest jeden lud wybrany i kto nie chce się do niego przyłączyć, ten sam prosi się do piekła. Szafot jest dla niego łaską – boć lepiej zejść z oczu Pana w czeluści piekielne, niż nadal urągać Mu, pozostając pośród żywych na ziemi.
A więc kara śmieci za aborcję to w istocie żadne okrucieństwo, lecz łaska wyrządzona bluźnierczym zbrodniarzom. Piekło bowiem to miejsce, w którym grzech zamyka się jak w grobie i nie staje już więcej na przeszkodzie jasnemu triumfowi chwały Pana i wiecznemu szczęściu zbawionych świętych, którzy obcując ze sobą i doświadczając wizji uszczęśliwiającej Bożego Oblicza, radują swe serca widokiem piekieł, gratulując sobie wzajem, iż Mądrość Boża i Boże Miłosierdzie raczyły im oszczędzić wiecznego potępienia, które wszak mocą Grzechu Adamowego należy się wszystkim jego potomkom.
Tylko ofiara Chrystusa zdołała Grzech ten pokonać, zwyciężając śmierć i prowadząc wiernych z powrotem do raju. Kto zaś nie uwierzy Temu, który zmartwychwstał, niechaj na wieki wieków pozostanie w miejscu, które wszak sam sobie wybrał. Nie należy go żałować ani się za niego modlić. Kto bowiem modli się za nieszczęsnych w piekle, aby ich męki znalazły kiedyś kres, ten sprzeciwia się ostatecznym wyrokom Pana. I tak dalej. Mam nadzieję, że teraz już umiecie tak sami. Jeśli tak, to nadajecie się na dobrych katolików!