Kaczyński nas pałuje, a my się uśmiechamy
Trudno pojąć, że na naszych oczach reżim uderza w najważniejszą niezależną stację telewizyjną, uchwalając przepisy, których celem i skutkiem będzie jej likwidacja. Wciąż nie wierzę, że tak się stanie. Ale czy to mądrze z mojej strony? Wyobrażam sobie, że będzie weto, protesty w kraju i za granicą, bo wciąż pełga we mnie naiwna wiara, że Kaczyński do czegoś tam się nie posunie i nie przekroczy kolejnej granicy. Bo przecież jest w jakimś sensie „człowiekiem Sierpnia”, był „po naszej stronie”.
Tylko że to wszystko zaklęcia i złudzenia podobne do tych, jakie żywią mieszkańcy miast oddalonych nieco od wojennego frontu. Myślą sobie tacy, że skoro teraz jest tak miło i spokojnie, działają sklepy i kawiarnie, a w kranach płynie woda, to musi już tak pozostać. Inaczej mówiąc, front tu nie dojdzie. Przecież wojna to absurd, a tak w ogóle to, co jest dzisiaj, to musi być i jutro, gdyż ciągłość jest podstawą życia, zaś zmiana jest rzadkością.
To złudzenie, że „nasi” to nie tacy faszyści i dranie jak „tamci”, przypomina iluzję bitej żony, wyobrażającej sobie, że jej mąż to bije jakoś inaczej, nie tak bez powodu i brutalnie jak ci wszyscy z „patologii”. Negujemy, wypieramy nasze nieszczęście, bo to najłatwiejsza strategia obronna. Naiwna, infantylna, niewiele różniąca się od przysłowiowego chowania głowy w piasek.
Wolimy wierzyć, że nasz dyktator i jego pretorianie są „jednak inni”. Z tą „wiarą” doskonale się komponuje odwracanie oczu i niewidzenie tego, co się dzieje. Oto na granicy torturuje się i morduje ludzi – tylko po to, by przypodobać się takim, którym zabijanie „islamskich najeźdźców” odpowiada. Jednakże większość z nas myśli sobie, że to są może pojedyncze przypadki, że kogoś tam wyrzuca się do lasu i on tam umrze, ale tak naprawdę przemoc jest domeną Łukaszenki. A skoro dziennikarzom zabroniono wstępu na ten teren, to w sumie nie wiemy, co się tam dzieje, i nie powinniśmy formułować żadnych zdecydowanych ocen. Pięknie.
Gdy na komisariatach i w „izbach wytrzeźwień” katuje się ludzi na śmierć i nikt z tego powodu nie idzie siedzieć, to przecież wystarczy o tym nie myśleć i sprawa załatwi się sama. Ot, stary news. Pewnie ktoś się tym zajmuje, a takie rzeczy trwają. O zapierających dech w piersiach złodziejstwach, bezkarności polityczno-biznesowych mafii i kluczowej dla zdobycia i utrzymania przez Kaczyńskiego władzy współpracy ludzi reżimu z rosyjską agenturą szkoda już nawet wspominać.
Po cóż gadać po próżnicy, skoro nic na to nie poradzimy? Na władzę nie poradzę, więc cicho siedzę. A jak siedzę cicho, to właściwie wychodzi na to, że sprawy nie ma. A jak sprawy nie ma, to czemu oni sobie mają dalej nie rządzić, póki woda w kranie płynie i pieniądze przychodzą na konto? Że inni będą lepsi? A skąd to wiadomo? Moje konto i mój kran lubią spokój. Po co siać zamęt i zgorszenie? Z takiego podburzania to tylko rozruchy, a to nikomu niepotrzebne.
Taka jest logika małego człowieka, a takich jest większość. Było tak już kiedyś – w stanie wojennym. Teraz jest jednakże gorzej, bo naród się wyemancypował i bez skrupułów oddaje się najprostszej formie wolności, jaką jest amoralny, narcystyczny cynizm.
Kaczyński już wie, że znaleźliśmy się w epoce postmoralnej, w której schlebianie najniższym instynktom, podsycanie pychy, lęku i nienawiści, a przede wszystkim chciwości nie tylko popłaca, lecz może uchodzić za prawomocny publiczny etos. Można być bezwstydnym – byle się tego nie wstydzić. Byle tylko być konsekwentnym i spójnym w swojej bezczelności. Iść w niej w zaparte, jak Mejza, Obajtek, Macierewicz, Glapiński i tylu innych. Rechot „ch… nam zrobicie!” musi być głośniejszy od ośmiu gwiazdek. To bardzo proste, jak się tylko raz spróbuje. Przekroczysz granicę, spoza której nie ma odwrotu, i zaczynasz się ochoczo tam urządzać. Sztuka udawania przyzwoitości idzie w kąt – teraz trzeba się nauczyć bezwzględnego cynizmu i takiego chamstwa, które ludzi paraliżuje i odbiera im mowę. Kaczyński i Terlecki pokazują swojej zgrai, jak to się robi. Nauczyli się tego od Rydzyka.
Dzięki konsekwentnemu przyzwyczajaniu społeczeństwa do bezwzględnego cynizmu i bezczelności władzy, codziennego bezprawia i wulgaryzmu propagandy, stało się ono moralnie bezsilne i bierne. Zostało empirycznie udowodnione, że żadne szalbierstwa i podłości władzy – nawet poniewieranie pamięcią ofiar katastrofy w Smoleńsku, nawet zabijanie ludzi, nawet dziesiątki tysięcy ofiar pandemii, których można było uniknąć – nie ściągają na dyktatora i jego gang żadnych niebezpieczeństw. Protesty, choćby i bardzo liczne, są bezsilne, bo nie „przemakają” do głębszych warstw społeczeństwa, które od zawsze porozumiewają się z władzą jedynie językiem pieniądza. Praworządność, nawet na elementarnym poziomie, nie jest wpisana w kontrakt społeczeństwa z władzą. Umowa Kaczyńskiego z połową społeczeństwa, która popiera reżim, jest bardzo prosta: my gardzimy wami, wy gardzicie nami, ale dopóki wam płacimy, będziecie na nas głosować.
Tylko inflacja, a nie śmierć w lesie, na komisariacie ani tym bardziej na szpitalnym łóżku, może obalić Kaczyńskiego. Życie ludzkie bardzo się liczy – dla nielicznych. Pieniądz też bardzo się liczy – i to dla bardzo licznych. To takie proste, jak jest proste, jak mówią Anglicy.
Dlatego nie łudźmy się, że Kaczyński dla doraźnych korzyści nie pójdzie na wojnę z USA i cofnie się przed zniszczeniem TVN. Dla zadowolenia faszystów i własnej próżności faktycznie wyprowadził nas z UE i doprowadził do nieodwracalnej utraty ponad czterech mld euro pomocy covidowej. Zerwał stosunki z Izraelem, a postępowaniem z uchodźcami naraża nas na ataki terrorystyczne. Więc niby dlaczego ma nie zaryzykować wycofania żołnierzy amerykańskich z Polski? Zrobi to, bo skoro naród nie pozwolił mu zbudować kaczolandu z dwiema wieżami pośrodku, to musi za to zapłacić.
Kaczyński ma 72 lata i niczego się nie boi. Na siedzenie w więzieniu jest za stary, potrzeb osobistych nie ma, zdrowie słabe, więc pozostaje mu jedynie zemsta i rozkosz niszczenia. Dlatego przed odejściem będzie nas pałował, ile wlezie. I nic go nie powstrzyma. Ma już swoje bojówki, chętne do bicia i czekające na sygnał. Bo nie myślcie, że mówię o pałowaniu wyłącznie metaforycznie. Przemoc już się zaczęła, tylko że wciąż zamykamy na nią oczy.
A my co? A my sami sobie jesteśmy winni. Jesteśmy tchórzliwi, dziecinni i oportunistyczni. Taki TVN przez tyle lat uprawiał ugrzecznioną, poprawną publicystykę i dziennikarstwo, a i tak dostaje dziś kopniaka w krocze. I na co było się tak mizdrzyć, uśmiechać i udawać, że wszystko jest w porządku i to wszystko to tylko „różnice poglądów”? Zapraszać do studia pisowców i księży? Czy naprawdę zasady dziennikarskiej bezstronności obowiązują w relacjach z faszystami i gangsterami? Czy jest zgodne z etyką dziennikarską nagłaśnianie bezczelnych kłamstw ludzi pozbawionych śladów honoru i przyzwoitości?
To nie żadna etyka, tylko zwykły oportunizm, obliczony na przychylność masowej widowni oportunistów, którzy na zbrodnie mówią „nieprawidłowości”, a za walkę o wolność uważają polubienia na Facebooku. Taki infantylny, drobnomieszczański świat, hodowany przez TVN i inne tzw. media liberalne, stanowi doskonałe podglebie dla faszystów. Oportuniści zaciskają oczka i uszka, udają, że „wsio normalno”, i idą na świąteczne zakupy. A Kaczyński oczekuje od nich tylko jednego – mają mu w paradę nie wchodzić. Niech sobie tam kupują świecidełka w Ikei i gęgają przy wigilijnych stołach. Mogą sobie nawet głosować na Tuska. Bo wyborców reżim sobie załatwi gdzie indziej. I przyznacie, że spełniamy życzenia dyktatora z nawiązką.
Polska znalazła się w tragicznym momencie swojej historii – widzą to jednak tylko nieliczni, bo przecież mamy dobrobyt. A cóż to za tragedia, skoro nigdy nie było tu takich bogactw? A jednak. Bo – cóż za odkrycie! – pieniądze to nie wszystko. Po ćwierć wieku prób zainstalowania w Polsce standardów zachodnich ponieśliśmy klęskę i zostaliśmy z tą klęską sami, zdani na pastwę politycznych gangsterów i kleru. Nikt się nad nami nie ulituje, bo nikt nas już nie lubi ani nie szanuje. Lud się wypowiedział. I wypowiedział się na „nie”. Nie chce prawa, nie potrzebuje demokracji, nie interesuje go los mniejszości ani tym bardziej los ludzkości. Egoizm i pychę ma za cnotę, uważa się za wyjątkowy i bez skazy, gardzi państwem i klęczy przed personifikacją własnej urojonej chwały w postaci narodowego idola.
Jesteśmy o krok od utraty niepodległości i trwałego uzależnienia od Rosjan, Chińczyków i z kim tam jeszcze gotowi są zdradzić Polskę ci łajdacy. A w TVN wszystko będzie bardzo grzecznie i miło – do ostatniego dnia. Co złego, to nie my, zostańcie Państwo z nami. A, nie, zwijamy się? Oj, szkoda bardzo. Cóż, wszystko ma swój kres. No to do zobaczenia kiedyś w przyszłości!