Będzie nowa Polska
Nie poddawajmy się tyleż euforycznemu, co naiwnemu myśleniu wedle życzeń, a nie rozumu. Wojna rozpętana przez Rosję potrwa jeszcze długo, a Ukraina, choć broni się zaciekle i bohatersko, nie może wygrać z kilkakrotnie potężniejszym przeciwnikiem. Nie znaczy to, że osiągnie swoje cele. Znaczy, że Ukraińcy nie są i nie będą w stanie o własnych siłach przepędzić Rosjan ze swego terytorium. Ani dziś, ani za rok, ani za pięć lat. Jeśli Rosjanie wyjdą, to dlatego, że zmuszą ich do tego okoliczności polityczne i gospodarcze, wśród których koszty okupacji będą tylko jednym z elementów. Nie wiemy, kiedy to będzie. Nie sądźmy również, że zapłacimy takie koszty, jakie dyktuje nam serce. Czeka nas wiele problemów. Prawdziwych problemów.
A jednak. Będzie nowa Ukraina, nowa Rosja i nowa Polska. Gdy za rok, dwa albo pięć upadnie reżim w Moskwie, a udręczona Ukraina odzyska wolność, nie będzie już powrotu do świata sprzed tej wojny.
Rosja brutalnie obudziła świat z pozimnowojennej drzemki. Okazało się, że powojenne „Nigdy więcej wojny!”, wzmocnione i spektakularnie uwiarygodnione przez rozpad ZSRR i powstanie demokratycznych republik na wschodzie Europy, nie jest hasłem kantowskiego „wiecznego pokoju”, lecz zaklęciem ustanawiającym tabu – zakaz użycia siły. A zaklęcia i tabu mają ograniczoną skuteczność. Kiedyś znajdzie się ktoś, kto oprze się zaklęciu i tabu naruszy. W końcu uczyniła to Rosja.
Dziś widać jak na dłoni, jakim błędem była rezygnacja przez Europę i Unię Europejską z tworzenia własnego systemu obronnego oraz uzależnianie się od Rosji w sferze surowcowej. Będzie trzeba to szybko zmienić – i oby stało się to dodatkowym bodźcem przyspieszającym transformację energetyczną, zwłaszcza w Polsce i innych krajach, gdzie wciąż masowo pali się węglem.
Pogłębienie integracji europejskiej i zwiększenie autonomii militarnej i gospodarczej Europy to jeden z kilku efektów wojny o znaczeniu globalnym, jakich możemy się spodziewać. Drugi to, rzecz jasna, uzależnienie Rosji od Chin i wzrost potęgi tych ostatnich. Po krótkiej epoce polityki „wielobiegunowej” powoli klaruje się obraz świata trójbiegunowego, w którym USA z Europą staną naprzeciwko Chin, wzmocnionych przez Rosję, a gdzieś pomiędzy nimi (gdzie?) usytuują się potężniejące z dekady na dekadę Indie.
Witajcie na koncercie mocarstw! Czy taki świat będzie zdolny powstrzymać globalne ocieplenie i zarządzać wielkimi migracjami klimatycznymi? Wydaje się to wątpliwe. Bez gigantów technologicznych i kluczowych wynalazków pozwalających zmniejszyć emisje gazów cieplarnianych bądź je unieszkodliwiać sprawa będzie przegrana. Nie pomagają też konflikty lokalne, a ostatnie lata nie przyniosły przełomu w żadnym z nich.
Wielkie zmiany czekają też Polskę. W krótkiej perspektywie czeka nas pogłębienie kryzysu związanego z nieudolnymi i skorumpowanymi rządami, tragicznym zarządzaniem pandemią, konfliktem w Unią, inflacją oraz napływem ogromnej liczby uchodźców z Ukrainy. Jak przez ten kryzys przejdziemy, to zależy od tego, czy reżim PiS spokornieje na tyle, aby powstały warunki do wypłacenia Polsce wielkich kwot z funduszy europejskich. Istnieje też szansa na obalenie PiS i powrót do cywilizowanych rządów, lecz „efekt flagi” niestety perspektywę tę raczej oddala.
Konflikty związane z nieuchronnym obniżeniem stopy życiowej Polaków oraz konkurencją o miejsca pracy i dostęp do infrastruktury medycznej, edukacyjnej i innej pomiędzy Polakami i Ukraińcami oraz pośród samych Ukraińców potrwają z pewnością kilka lat. Ułożenie sobie stosunków z pierwszą od czasów przedwojennych znaczącą liczebnie mniejszością narodową zajmie sporo czasu, choć ukraiński „pierwszy milion”, mieszkający z nami już od paru lat, doskonale funkcjonuje. Możemy więc być optymistami, choć rozmaite tarcia i spory są nieuniknione. Wiele zależy tu od rynku pracy i rynku mieszkaniowego, od zwiększenia wydolności służby zdrowia, a także od politycznej i społecznej samoorganizacji Ukraińców. Oczywiście wiele też zależy od postaw Polaków, polskiego rządu i samorządów, lecz i tutaj mamy powody do optymizmu. Ukraińcy są lubiani i nie budzą w Polakach lęku. Antyukraińskie nastroje wciąż występują i będą się z pewnością nasilać, lecz nic na razie nie wskazuje na to, aby mogły trwale przeszkodzić w budowie wieloetnicznej i wielonarodowej Polski.
Ano właśnie. Długofalowy efekt napaści Rosji na Ukrainę to narodziny nowej, dojrzałej politycznie, pluralistycznej Polski. Nowej Polski, podobnej do wielkich zachodnich demokracji, których systemy polityczne i instytucjonalne oraz duch panujących w nich praw wytworzyły tam prawdziwe narody polityczne. Narody polityczne – to znaczy oparte na poczuciu obywatelskim i szacunku dla państwa oraz jego konstytucyjnych wartości, a nie na wspólnocie krwi, języka i religii. Polski naród polityczny jeszcze się nie narodził (zmarnowaliśmy szansę, jaką dał nam w tej mierze rok 1989), lecz gdy staniemy w obliczu fundamentalnego faktu, że Polska nie jest „tylko dla Polaków”, a więc zaczniemy żyć w zróżnicowanym kulturowo i językowo społeczeństwie, nowoczesna świadomość polityczna ma szansę się wreszcie zakorzenić wśród mas. Jeśli tak się stanie, będzie to dla naszego narodu i państwa swego rodzaju dziejowa „matura”. Wierzę, że ją zdamy. A lekcję obywatelstwa, praworządności i antynacjonalistycznej wspólnotowości dadzą nam, siłą rzeczy, Ukraińcy.
Grafika ze strony edukacyjnej massolit.io.