Jan Paweł Biden… Co za żenada!
Klamrą przemówienia Joe Bidena 26 marca 2022 r. w Warszawie było słynne „Nie lękajcie się!” Jana Pawła II. To nie jest typowy dla Amerykanów nietakt i popis ignorancji – to policzek dla nas, Polaków walczących o wolną Polskę. To odrażający i żenujący eksces!
Miało być historyczne przemówienie, a wyszło jak zwykle – rutynowe amerykańskie bla, bla, bla, przygotowane przez niedouczonych pismaków z zakalcem paskudnej gafy. Czy po wynalezieniu patefonu amerykańscy prezydenci nie mogliby sobie nagrać jednego wspólnego przemówienia o wolności i innych szlachetnych wartościach, oszczędzając nam czasu i pieniędzy? Każdy, kto miałby chcicę, mógłby je sobie puścić z YouTube albo przeczytać w McDonaldzie. A tak trzeba ciągle na nowo słuchać tych siermiężnych i pompatycznych XIX-wiecznych mantr, strzygąc uszami, czy nie padnie coś ważnego i konkretnego. Na szczęście padło. Biden nie tylko ostrzegł Putina, że każda próba zaatakowania państwa NATO spotka się z militarną odpowiedzią, lecz w dodatku złożył obietnicę dostarczania Europie gazu w dobrej cenie, tak aby mogła przestać kupować go od Rosji. Ba, niemalże wezwał Rosjan do obalenia reżimu Putina. Cieszę się bardzo – Amerykanie to nie łagodne kotki i jak straszą, to trzeba się bać.
Absolutnie nie mam żadnych krytycznych uwag co do politycznego meritum warszawskiego przemówienia Bidena. Nie mam też wątpliwości, że jest ono ważne, bo zmniejsza obawy, że USA mogłyby machnąć ręką na wojnę w Ukrainie, gdyby ta nieco przygasła. Cóż, trzymamy wujka Sama za słowo. Może pójdzie mu lepiej niż w Kabulu. Natomiast od strony retorycznej przemówienie na Zamku Królewskim było katastrofalne i obraźliwe dla tych, którzy w Polsce walczą o demokratyczne wartości. I nie wiem, czy winna jest temu amerykańska ambasada w Warszawie, jakiś debil z Wydziału ds. Zadupia w Sekretariacie Stanu, czy też ramolowata głowa sędziwego Joe Bidena, któremu Polska kojarzy się z katolickim grajdołem, zaczadzonym przez kult Jana Pawła II i katolickiej „Solidarności”. Tak mu się zakonotowało 40 lat temu i się nie zmieniło. A że każdemu trzeba powiedzieć coś miłego, to „tym Polakom” najlepiej zacytować „Nie lękajcie się!”. A że może coś się jednak w Polsce zmieniło i zza ciężkich kurtyn brutalistycznego kultu jednostki z trudem, dzięki wysiłkom setek dzielnych działaczy na rzecz wolnej, świeckiej Polski, przebijają się do świadomości młodszych pokoleń promyki wiedzy o tym, kim był Karol Wojtyła i jaka była rola Kościoła katolickiego w dawnej i niedawnej historii Polski i świata – o! Takimi drobiazgami nie będą sobie ani wielki pan, ani jego pisarczykowie głów zawracać.
Obłuda i arogancja to wszak najbardziej przekonujące dowody siły i znaczenia. Protekcjonalizm i poklepywanie po plecach – oto American style. A że przy tym wycierają sobie gęby frazesami o prawdzie, to cóż, „masz prawo do własnego zdania – na tym właśnie polega wolność”.
Bardzo to było miłe, że Biden – na złość reżimowi – wspomniał Wałęsę, lecz miało to miejsce w ramach tej samej absurdalnej i załganej kliszy, upowszechnianej przez klerykalnych szowinistów, jakoby upadek komuny był zasługą Kościoła i Wojtyły, a Wałęsa, natchniony przez papieża Polaka, poprowadził naród ku wolności. I nawet nie w tym rzecz, że to piramidalna, złośliwa bzdura, ordynarna subwersja i bezczelne „odwracanie znaczeń”. Boli arogancja i ignorancja Amerykanów, którym nawet nie chce się sprawdzić, jak się sprawy mają, bo w końcu co to ma za znaczenie…
No i wyszło na to, że szefa najbardziej wrogiej wszelkiej wolności instytucji, która ciemiężyła w krwawym totalitarnym ustroju – matce wszystkich totalitaryzmów – ludy Europy i Ameryki przez kilkanaście długich wieków, prezydent USA z gębą pełną liberalnych frazesów czyni patronem swojego wolnościowego przemówienia! I to tylko dlatego, że mu się wydaje, iż będzie się to podobało mieszkańcom egzotycznego kraju, w którym je wygłasza. Nieważne, kim był Wojtyła i ile ma na sumieniu. Ważne, że cytowanie go zostanie tu dobrze odebrane…
Otóż nie. Niektórzy, tak jak ja, odbierają to jako policzek. I takich jak ja są – na szczęście – miliony. To właśnie ta kilkumilionowa mniejszość walczy dziś o wolność, bo największym dla tej wolności zagrożeniem jest dziś, przynajmniej w Polsce, klerykalny reżim strzegący „zdobyczy” zdradzieckiego zamachu na wolną, demokratyczną i praworządną Polskę, jakiego dopuściła się rządzona przez Karola Wojtyłę i jego agentów monarchia absolutna, o krwawej historii i haniebnej, przestępczej współczesności. Walczymy z brutalnym upokorzeniem do cna sklerykalizowanej Polski, zupełnie bezwolnej wobec panoszących się w niej, ponad prawem stojących nuncjuszów i biskupów, czyniących wszystko, co w ich mocy, aby ten kraj w niczym nie przypominał zachodnich demokracji, a za to był klerykalnym ciemnogrodem, bezwzględnie posłusznym Watykanowi i lokalnym „książętom Kościoła”, a przede wszystkim aby bez szemrania oddawał im ziemię i wszelkie dobra, których tylko przyjdzie im chętka zażądać.
Walczymy, narażamy się, a tu aroganccy urzędnicy zza wielkiej wody i ich wielki Szef ot, tak sobie rzucają nam kłody pod nogi. No pewnie, co ich to obchodzi, że ktoś tutaj walczy z kultem jednostki i chamską bigoterią będącą zasłoną dla złodziejstwa i faszyzmu uprawianego przez populistyczny reżim. Oni tu tylko na chwilę. Wpadli, zostawili prezent najbardziej antywolnościowej i niebezpiecznej sile, jaką zna Zachód, organizacji, z którą od pół tysiąca lat walczą demokraci i wolnościowcy, oddając w tej walce życie, i sobie pojechali. I to tylko dlatego, że im do „konstrukcji przemówienia” tak pasowało.
I co? Jak mamy teraz mówić o zaciekłym bronieniu przez Wojtyłę każdego biskupa kryjącego pedofilów, o jego staraniach, aby pedofilia była bezkarna, o potwornościach, których dopuszczał się Kościół w Ruandzie, o masowej kolaboracji z mafią i tak dalej, i tak dalej? Przecież nam odpowiedzą: no wiesz, nawet sam prezydent Biden cytował Ojca Świętego. Dzięki Ci, Panie Prezydencie! Udało Ci się w pięć minut cofnąć nas w walce o wolną, świecką Polskę o dobre pięć lat. Słoń w składzie porcelany ruszył grubą d…, potłukł jakieś filiżanki, narobił bałaganu i sobie poszedł. I nie przeprosił, bo nawet nie ma pojęcia, jaką uczynił szkodę.
Nie wiem, czy urzędnik odpowiedzialny w ambasadzie USA za prasówkę czyta po polsku. Jak czyta, to z pewnością zagląda również do „Polityki”. Może więc coś zrozumie, gdy dotrze do tego nic nieznaczącego poszczekiwania nic nieznaczącego „sfrustrowanego radykała”. Niechby i zrozumiał piąte przez dziesiąte – zawsze to coś. Niechaj więc się dowie, że najbardziej wymownym dokumentem zdrady Kościoła jest tzw. konkordat, który wedle własnych słów jest hołdem dla papieża Jana Pawła II i spisem przywilejów Kościoła na terenie RP. Wymuszenie go (z pomocą zgrai zdrajców) na Polsce przez Karola Wojtyłę jest tylko małym przypisem do długiej historii krzywd, jakie ta przerażająca organizacja uczyniła Polsce. Ale przypisem dla nas akurat kluczowym. Bo my w poniżonym przez ten haniebny, wiernopoddańczy traktat kraju musimy żyć.
Wojtyła nie krył swoich wrogich wobec Polski i polskiej wolności zamiarów. Był uczciwy. Od razu po swoim tragicznym i niesłychanym akcie objęcia władzy w państwie od zarania będącym ciemięzcą jego ojczyzny i jeszcze kilka dekad wcześniej gorliwie współpracującym z Hitlerem w dziele mordowania Żydów (dyktator oddanej w zarząd Kościołowi przez Hitlera Słowacji ksiądz Tiso!) oraz ratowania nazistowskich oprawców (jak Stangl) jego współobywateli przed odpowiedzialnością karną Karol Wojtyła wygłosił te oto słynne słowa: „Nie lękajcie się, drodzy bracia i siostry, przyjąć Chrystusa i Jego władzy. Dopomóżcie papieżowi; dopomóżcie wszystkim, którzy chcą służyć człowiekowi i całej ludzkości. Nie lękajcie się – otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi, otwórzcie drzwi Jego zbawczej władzy, otwórzcie jej granice państw, systemów ekonomicznych, systemów politycznych, szerokie obszary kultury, cywilizacji i rozwoju”.
Słowa te w sposób jednoznaczny – a zwłaszcza w kontekście „Apelu Jasnogórskiego” Wyszyńskiego – wskazują polityczny cel Kościoła. Było nim zapobieżenie powstania wolnej, demokratycznej Polski i ustanowienie w to miejsce kościelnego protektoratu. Bo czy ktoś jest tak głupi bądź załgany, żeby bronić tezy, że system polityczny „otwarty na Chrystusa” to wolny, demokratyczny i świecki kraj, a nie teokracja, w której prawa stanowi się w oparciu o doktryny kościelne i pod kościelną kuratelą? Wojtyła nigdy nie namawiał nikogo do obalenia komuny. Podobnie jak wszystkich innych papieży obchodziło go tylko jedno – maksymalne wpływy Kościoła i jego skrajnej, antyliberalnej ideologii. I chyba nie trzeba nikomu tłumaczyć, że o takie wpływy i przywileje łatwiej jest w zblatowanych z Kościołem krwawych, faszystowskich dyktaturach niż w praworządnych, demokratycznych republikach?
Dlatego takie krwawe dyktatury – we Włoszech, w Hiszpanii, w Portugalii, w Chorwacji, w Argentynie, Słowacji i wielu innych krajach – z całym zapałem, ręka w rękę z psychopatycznymi, zbrodniczymi tyranami tworzył. I w każdym z tych krajów jego antyludzka, dzieląca świat na godnych zbawienia katolików i diabelską resztę ideologia, zwąca samą siebie „religią miłości”, była religią państwową i oficjalną. Czy Joe Biden zdaje sobie z tego sprawę, czy też zapamiętały od pół wieku w przyziemnym politycznym rzemiośle i codziennej młócce w ogóle już stracił wrażliwość? A może to własny katolicyzm zaciągnął jego oko i sumienie nieprzepuszczalnym dla prawdy bielmem?
Załgana propaganda zdołała odwrócić kota ogonem i wycinając ze złowieszczej wypowiedzi Wojtyły tylko pierwsze słowa, będące ewangelicznym cytatem, przedstawiła światu ową wypowiedź w sposób przewrotny jako wolnościową i do wyzwolenia wzywającą. Czy Amerykanie i Biden też dali się nabrać na chamską manipulację, dzięki której grzecznego i ostrożnego wobec partii Wojtyłę uczyniono niemalże herosem walki z komuną, niemalże drugim Kuroniem? Otóż nie! Żeby dać się nabrać, trzeba się najpierw zainteresować. Tymczasem ich to w ogóle nie interesuje, kim był Wojtyła i jaki był sens oraz kontekst jego przerażających słów. Liczy się tylko, że fajnie się komponują w przemówieniu i mogą się spodobać polskiemu nation.
Biden okazał pogardę naszej walce o wolność. Wolność od ciemięzcy, którego od czasów reformacji, poprzez wszystkie, trwające przez stulecia rewolucje wolnościowe, bohaterowie moralni naszej cywilizacji zwalczali za cenę życia. Ale co mu tam! W USA Kościół nie miał zbyt wielu okazji mordować, palić na stosie, gwałcić i przechwytywać władzy. Dlatego Amerykanie mogą sobie pozwolić w kwestii katolickiej na cyniczny populizm i obojętność na prawdę i krzywdę ofiar. Z całą dezynwolturą Joe Biden wzmocnił zdradzieckich klerykałów i ciemnogrodzian „z dalekiego kraju”, i to w czasie, gdy watykański Franciszek kręci i kluczy, niezdolny potępić Putina i rosyjskiej agresji. Jan Paweł Biden… Wstyd, żenada i rozczarowanie.