Kościół a prawo do mitu
Niedawno w katastrofie autokaru jadącego do Medjugorie zginęło dwanaście osób. Pisałem wtedy o odpowiedzialności spoczywającej na Kościele katolickim, aby w obliczu takiej tragedii przyznać otwarcie, że ci ludzie zginęli z powodu poddawania się iluzjom i brania na serio legend i fikcji, do czego namawia ich Kościół. Nie zostałam zrozumiany i dlatego chciałbym raz jeszcze, nieco szerzej, odnieść się do tego dość niezwykłego zagadnienia moralnego, jakim jest odpowiedzialność za niechciane i może nawet przypadkowe ofiary moralne dwuznacznej działalności, która akurat sama przez się nie stwarza ryzyka śmierci, lecz przypadkiem do śmierci się przyczyniła.
Pomyślmy tylko: czyż nie jest absurdalne, aby wciąż oddawać się w górskich wioskach Bałkanów rojeniom o wielkich boginiach dziewicach, które mogą coś człowiekowi dać, ale i odebrać, jeśli je rozgniewa? Zupełnie jak przed trzema tysiącami lat? A jeśli jest to niepojęty anachronizm, podtrzymywany przez rozmaite podmioty religijne, które co najmniej nie stronią od materialnych zysków z krzewienia tego rodzaju rojeń i nadziei, to czym jest przypadkowa śmierć pielgrzymów oddających się w opiekę swojej boskiej Pani, pełnych zaszczepionej w nich przez kapłanów ufności w jej moc chronienia przed złem i zjednywania u jeszcze potężniejszych istot wszelkich darów i łask? Czyż taka śmierć nie jest absurdalna piramidalnie? Czyż nie jest ekscesem tragicznej ironii losu, która dotknęła niewinne ofiary mitu? W dodatku mitu pełnego słodyczy i dziecięcej tęsknoty do matczynej opieki!
W pierwszej chwili pomyślałem, że mit ma swoje miejsce w świecie nowoczesnym, mimo że jedyną z oznak dojrzałości i autonomii obywatela wolnego, oświeconego i demokratycznego społeczeństwa jest właśnie wyemancypowanie od archaizmu mitu i magicznego obrzędu. Wolność to wolność. Kto chce, niech będzie skamieliną z czasów plemiennych. Jest w tym zresztą jakaś wartość – tacy ludzie łączą nas z przeszłością. Byle tylko dostali szansę sami dokonać wyboru. To zaś zakłada, że ktoś – na przykład nauczyciel w szkole – powiedział im, czym są mity, jak powstają i jak wędrują od religii do religii. Są i tacy, którzy wiedząc, skąd się wzięła Maryja i jakie ma „konkurentki”, jednak pozostają jej wierni. Ich sprawa.
Czym innym jest jednakże osobista wiara w mit, a czym innym systematyczne i profesjonalne krzewienie mitu. Czy samemu się wierzy, czy nie, obowiązkiem wynikającym z imperatywu intelektualnej uczciwości jest porzucanie bezpiecznej iluzji mitu i wiary wtedy, gdy realia nakazują trzeźwą racjonalność. Każdy ma prawo do wiary w mit, lecz nikt, kto żyjąc we współczesnym świecie, otrzymał „dobrą nowinę”, czyli wykształcenie, dzięki któremu wie, czym są mity i religie, a czym wiedza i rozeznanie w faktach, nie ma moralnego prawa do bezwzględnego odrzucenia dobrodziejstwa racjonalności. Odrzucić można, owszem, każdy mit, lecz w sytuacji nakazującej powagę nie można odrzucić wiedzy, w tym wiedzy o tym, że mit jest mitem, a religia na micie, czyli legendarnej opowieści, się opiera.
Sytuacja, gdy giną ludzie, jest właśnie tego rodzaju, że brnięcie w mit staje się niestosowne. Nie można reagować na śmierć ludzi, którzy zginęli wprawdzie przypadkiem, lecz w powiązaniu z tym, że dali się wciągnąć w świat mitu, dalszym snuciem mitycznej opowieści. Pielgrzymi jechali do Medjugorie, modląc się do Maryi i uciekając się pod jej obronę, a skoro zginęli, to rzeczą właściwą nie będzie przecież powielanie modłów do tej samej mitycznej postaci, lecz wzięcie za to straszne wydarzenie odpowiedzialności moralnej – przynajmniej w tej mierze, aby powstrzymać się od odgrywania tej samej gry i przyznać, co się wydarzyło naprawdę. A naprawdę wydarzyło się to, że zginęli w ramach pewnego teatru iluzji, jakim jest „obecność mitu” we współczesnym świecie.
Gdyby ci ludzi jechali na koncert albo mecz i po drodze zginęli, to organizatorom owego koncertu czy meczu, a także organizatorom wyjazdu powinno być bardzo przykro, a nawet więcej – powinni poczuwać się do otoczenia rodzin ofiar i rannych opieką. Wprawdzie był to tylko wypadek i nie ma winnych (załóżmy taki scenariusz), lecz mimo to pojawia się tu moralna odpowiedzialność i wynikające z niej obowiązki. W takiej sytuacji nie byłoby jednakże mowy o oszustwie, wprowadzaniu w błąd czy manipulacji. Każdy by wiedział, czym jest koncert albo mecz. Dojechawszy na miejsce, dostałby dokładnie to, na co liczył.
Tymczasem w sytuacji tragicznie przerwanej pielgrzymki jest inaczej. Ktoś namawiał tych ludzi, żeby uwierzyli w legendę o Maryi orędującej w niebie za wiernymi, a w następstwie tego długoletniego oddziaływania ludzie ci zdecydowali się zapłacić i powierzyć swoje bezpieczeństwo instytucjom związanym z ośrodkiem krzewienia tej legendy, czyli Kościołem katolickim. Dygnitarze tego Kościoła są ludźmi współczesnymi. Korzystają z prawa do wiary, lecz obowiązek, o którym wspominałem wyżej, czyli obowiązek nieignorowania wiedzy, również na nich spoczywa. Nie mogą wiecznie udawać, że nie wiedzą, iż Maryja jest mitem. Kiedy, jeśli nie w obliczu ludzkiej tragedii i w obliczu moralnej odpowiedzialności za osoby, które wzięło się pod swe skrzydła, objawia się ów obowiązek? To przecież właśnie w obliczu majestatu śmierci Kościół ma obowiązek moralny przyznać, że ci ludzie zostali zachęceni do odbycia tragicznie przerwanej pielgrzymki, sądząc, że jadą po łaski boże, a tymczasem są to tylko legendy.
Nie jechali po coś, co dostaną (jak koncert), lecz po coś, czego nie ma. Jechali wiedzeni iluzją. Iluzją tym razem (przypadkiem) tragiczną w swych następstwach.
Jednakże Kościół nie jest zdolny tego przyznać. Jego show always must go on. Nie posiada moralnej zdolności do czegoś, co sam nazywa patetycznie „stanięciem w prawdzie”. Trzeba to robić za niego. W imię godności ofiar katastrofy trzeba za Kościół powiedzieć głośno: Maryja w niebie jest legendą i mitem, a Kościół, który nawet w obliczu katastrofy nie jest w stanie ani na chwilę przestać snuć swoich baśni, zasłaniając się tym, że w nie wierzy, nadużywa prawa do mitu. Wiara religijna nie daje nikomu prawa do udawania, że nie odróżnia legendy od prawdy i realiów. Sumienie Kościoła jest poza nim.