U Rydzyka znów o Żydach
Jadąc samochodem, przerzucam stacje radiowe i przy takich okazjach zdarza mi się słuchać Rydzykowego radia. Za każdym razem jest to przeżycie. Pamiętam radiowy wykład mojego byłego profesora od średniowiecznej filozofii żydowskiej Stanisława Wielgusa, który w gorączce perorował o czyhającym na nas zewsząd szatanie. Czułem, że jestem jednym z jego narzędzi – wszak ks. prof. Wielgus, naonczas rektor KUL, darzył mnie względami i nawet wysłał mi po latach jedną ze swych książek. A potem tak bardzo go zawiodłem, gdy opadła ze mnie maska dobrego Żyda i okazało się, że jednak jestem zwykłym Żydem – ulubionym naczyniem Złego.
Byłem „dobrym Żydem” przez całe lata. Dostawałem czułe listy od Bendera i innych antysemitów, którzy dzięki komuś takiemu jak ja – lojalnemu, jak sądzili, wobec katolicyzmu polskiemu Żydowi – mogli swemu odbiciu w lustrze i całemu światu dowodzić, że wcale nie są antysemitami. A niebycie antysemitą było i nadal jest katolikowi bardzo potrzebne, i to aż z trzech względów. Po pierwsze, katolik powinien kochać wszystkich ludzi, Żyda nie wyłączając. Po drugie, czasy są takie, że być rasistą i antysemitą w dobrym towarzystwie już nie wypada (przed wojną wypadało – i to bardzo!). Po trzecie wreszcie, przeprowadzenie dowodu na to, że nie jest się antysemitą, sprawia, że wszystko złe, co mówi się odtąd o Żydach, nabiera wiarygodności – bo skoro źle mówi o Żydach wcale nie antysemita, lecz w pełni obiektywny i o prawdę zatroskany katolik, to musi to być prawda.
Retoryka antysemitów trąbiących o swoim nie-antysemityzmie jest doskonale znana i zgrana. Jednakże Radio Maryja uczyniło z niej diaboliczną strategię sączenia nienawiści i pogardy dla Żydów, podnosząc zwykłe pospolite „ja tam do Żydów nic nie mam, ale…” na poziom profesjonalny. Audycja, na którą trafiłem, była wstrząsającym przykładem tej przebiegłej profesjonalizacji.
O, to już nie jest jakieś tam puszczanie oka – to twarde przejmowanie dyskursu. Tak jak z Torą, którą chrześcijanie ogłosili własną świętą księgą, dając sobie jednocześnie prawo do jej radykalnego przeinaczania. Co im szkodzi, że Jahwe zakazał czcić innych bogów, a za to nakazał świętować sobotę? Oni sobie zmienią sobotę na niedzielę, a Jahwe zmienią w Trójcę? Kto im zabroni? A kto zabroni Rydzykowi na prochach ofiar Zagłady uprawiać bachanalia na cześć wielkiej miłości masowo ratujących bohaterów katolików do niewdzięcznych Żydów? Wycieranie sobie gęby (żeby już poprzestać na tym organie) Sprawiedliwymi przez urządzanie kaplicy, która sławi Polaka katolika, a Żyda traktuje jedynie jako sposobność po temu się nadarzającą, to jedna z tych podłości, których natura jest zbyt przewrotna i złożona, aby ludzie mogli to sobie uzmysłowić. Frustracja i bezsilność inteligentnych i wrażliwych ludzi jest tym większa. A kto frustrat, ten „przegryw”. I tak się koło zamyka. Rydzyk harcuje, Żydzi siedzą cicho, pod włos wzięci i wykiwani, a jak pisną, to tylko potwierdzą swą odwieczną wredność i niewdzięczność. Taka ich już przecież zdradziecka natura.
Cóż to była za audycja – te „Rozmowy Niedokończone” z 21 grudnia! Oto zatroskanym, księżym głosem pan dyrektor gdańskiego Muzeum II Wojny Światowej, członek rady naukowej Żydowskiego Instytutu Historycznego prof. Grzegorz Berendt snuł pełną chrześcijańskiej troski o drugiego człowieka opowieść o wielkiej krzywdzie, jakiej doznali Żydzi z rąk niemieckich, a przy okazji o złożonych niewątpliwie relacjach polsko-żydowskich przed wojną i w czasie jej trwania. A nie mniej zatroskani słuchacze dzwonili, żeby podzielić się swoim wielkim szacunkiem do Żydów, którzy, niestety, nie zawsze umieli uszanować to całe dobro, z jakim się w gościnnej Polsce spotykali.
Berendt jest historykiem od Żydów i na Zagładzie zna się doskonale. Z pewnością również wie, czym jest antysemityzm. Doskonale rozumie, że radio Rydzyka jest antysemityzmem przesiąknięte i że antysemitą jest prosty ksiądz, który prowadził z nim wywiad. Ale nie! Berendt jest przecież wielkim przyjacielem Żydów, angażującym się nawet w upamiętnianie ofiar. Pod pewnymi wszakże warunkami. Najważniejszy jest taki, aby nigdy, przenigdy nie oskarżać Polaków, a za to widzieć ich wyłącznie w roli pomagających. Owszem, można mówić o negatywnym stosunku Polaków do Żydów, ale wyłącznie w kontekście konfliktów na tle interesów ekonomicznych, co czyni ów niechętny stosunek całkowicie zrozumiałym. Było wprawdzie wiele do zrobienia w zakresie polsko-żydowskiego pojednania, lecz przyszli źli Niemcy i wszystko to zniweczyli. A powód, dla którego mordowali Żydów, jest prosty – nie mieli Boga w sercu. Po prostu: kto wierzy ten, pomaga, a kto nie wierzy, ten staje się mordercą. Polacy, jak wiadomo, wierzyli, więc nic wspólnego z żadnym mordowaniem z natury rzeczy mieć nie mogli.
A Żydzi mieli kłopoty sami ze sobą. Ziomkowie przysyłali im używane ubrania z USA, przez co upadały rodzime żydowskie zakłady krawieckie. Tak że żydowska kwestia ekonomiczna to nie jest tylko kwestia rywalizacji katolików z Żydami na polu gospodarczym. Sami dla siebie Żydzi bywali problemem.
Oczywiście to bardzo źle, że Niemcy wymordowali Żydów. W tym radiu nie mówi się zresztą o Holokauście ani Zagładzie. Pan Kostro zgodził się na rozmowę o „Akcji Reinhardt” (zagłada Żydów w tzw. Generalnym Gubernatorstwie) – ten termin wskazuje wyłącznie na Niemców i w ogóle jest na tyle mało znany, że może sugerować, iż było to jedno z wielu ludobójstw niemieckich, a nie jakaś tam wyjątkowa i mityczna Zagłada.
Nie, nie, nie ma mowy o jakimkolwiek negacjonizmie! Ale przecież trzeba pamiętać, że eksterminowanie były również inne grupy, a i Polacy byli „następni w kolejce”. Sytuacja Żydów była gorsza, lecz tylko przejściowo. W pewnym sensie, a mianowicie „zaocznie”, Polacy byli takimi samymi ofiarami jak Żydzi. Zresztą nie należy przecież wartościować ofiar, dzielić ich na lepsze i gorsze.
Tak, tak, doskonale to znamy. Ludzie ludziom zgotowali ten los. Nie żadnym tam Żydom. To ludzkości, a nie samym tylko Żydom przysługują prawa ofiary. A winowajcy mają narodowość – ale wyłącznie jedną. Niemiec morduje jako Niemiec, a inni – jako „czarne owce”.
Słuchacze doskonale rozumieją przekaz swego Radyja. Niczym chór w greckiej tragedii dopowiadają swoje kwestie. Najpierw ta najważniejsza: my nie jesteśmy żadnymi antysemitami i nasi dziadowie też nie byli! Dowód koronny jest taki, że matki i ojcowie opowiadali, jak to się z żydowskimi dziećmi bawili i w żydowskim sklepie kupowali. Bo bywali przecież i dobrzy Żydzi! Nie da się temu zaprzeczyć. Ale byli i tacy, co się panoszyli, nieuczciwie postępowali, zły towar, a drogo sprzedawali. Czy Pan Profesor to czytał już tę książkę, w której tłumaczą, dlaczego Polacy nie lubili Żydów? A babcia wspominała, że na orzeszki ziemne mówili żydki i jak poszła do sklepu, do Żyda, kupić te żydki, to się temu Żydowi nie spodobało. Ale czemu, skoro tylko u Żydów to można było kupić?
Bardzo współczujemy Żydom, ale nie da się ukryć, że ich kłopoty częściowo wynikają z ich własnej winy. W końcu przecież uparli się być inni i nie przyjmować Pana Jezusa. W tym jest ostateczna przyczyna. Ale każdy jest człowiekiem i ratować go trzeba – choćby nie wiedzieć kim tam był. To chrześcijański obowiązek – i Polacy wzorowo ten obowiązek spełniali. A że zdarzało się, że ktoś się wyłamywał, to cóż, źli ludzie zdarzają się wszędzie, pośród Żydów też.
Wiecie, co tam jest dalej, prawda? Ano że ci Żydzi nie umieli się bronić i szli jak barany na rzeź. I że nie umieli być wdzięczni i wciąż plują na Polaków, którzy przez stulecia udzielali im schronienia i tolerowali. I że za dużo się mówi o tym „holokauście”, a zapomina się o tym, że inne narody, a przede wszystkim Polacy, też cierpiały.
Prof. Berendt nie mówił o antysemityzmie. Nie ma czegoś takiego, że najpierw są antysemici, których jest coraz więcej i coraz odważniej sobie poczynają, a potem z tego wyrasta Zagada. Gdyby miała istnieć taka zależność, to przecież te wszystkie dzieci Rydzyka – aż trzęsące się z tremy, aby tylko nie dać się przyłapać na antysemityzmie, który im wprost dymi z uszu – musiałyby zostać wirtualnie wplątane w tę historię i obwinione. A przecież niewinność polska i katolicka jest dogmatem równym niepokalanemu poczęciu!
Odrażający i obrzydliwy jest ten polski wcale-nie-antysemityzm. Ta obłuda obłudna tak dokumentnie, że zakłamująca samą siebie. To udawane współczucie i ta bezkompromisowa podatność na każdy przesąd i pomówienie w stosunku do Żydów i na każde kłamstwo o stosunkach polsko-żydowskich, które wybiela Polaków. Ta totalna nieświadomość tego, co się tu działo, i absolutna odmowa dostrzeżenia zjawiska antysemityzmu pośród katolickiego ludu i katolickich elit oraz całej grozy, która z niego wynikła.
W morzu ignorancji i narcystycznej mitomanii, w którym pławi się ludowa i Rydzykowa Polska, to okrutne załganie sprawy żydowskiej i Zagłady jest odmętem najzimniejszym i najciemniejszym. Jednakże jeszcze gorsza od tego ludowego i drobnomieszczańskiego okrucieństwa ducha jest przemyślana, świadoma przewrotność wysługujących się Kościołowi oraz wstrętnej, zdemoralizowanej władzy profesorów funkcjonariuszy, sączących letni jad idiosynkrazji, zaprawiony fałszywą troską i wybiórczą, usłużną erudycją.
Ale czy taki prof. Berendt w ogóle rozumie, jaką krzywdę robi prostym ludziom swoimi manipulacjami? I jak okropną jest rzeczą przyjmować zaproszenie do Radia Maryja, aby rozmawiać tam właśnie o Żydach? Bardzo możliwe, iż wyobraża sobie, że czyni to dla wielkiej sprawy narodowej i katolickiej. Tym gorzej dla niego, jeśli tak właśnie myśli.