Komputer prosi o litość
To jednak jakaś perwersja. Czterdzieści lat temu wielka artystka estrady Dolly Parton zaśpiewała przejmującą piosenkę w stylu country „Jolene”, w której to kobieta błaga drugą kobietę, atrakcyjniejszą od niej, aby nie zabierała jej męża. Najnowszą wersję tego evergreena ostatnio zaśpiewał nam komputer, używając do tego głosu wybitnej amerykańsko-niemieckiej artystki Holly Herndon.
To się musiało wydarzyć i niedługo stanie się codziennością. Ale czy trzeba było od razu tak prosto w szczękę? Jeden z najbardziej emocjonalnych, najsmutniejszych utworów w całej historii muzyki popularnej otrzymał nową, niezrównaną, o wiele piękniejszą od oryginału, maszynową interpretację. Owszem, to tylko połowicznie wytwór AI, lecz fakt, że ktoś przy tym posiedział i ręcznie coś poprawiał, jest już bez znaczenia. Podobnie jak związek z żywą artystką. W kolejnych takich produkcjach „żywa siła” będzie miała udział coraz bardziej symboliczny, aż pewnego dnia powstanie czysty, samodzielny awatar – wirtualna gwiazda samodzielnie przygotowująca utwory na ludzkie zamówienie. Ile tam będzie jeszcze człowieka i ile biznesu, a ile wolnej sztuki, to zapewne pozostanie tajemnicą. Tajemnicą, która nie będzie nas specjalnie interesować. Bo cóż my właściwie wiemy o modelach biznesowych w IT? Zwykły człowiek tego już nie pojmie.
Muzyka AI istnieje już od dawna, lecz z wokalem były trudności. Teraz to się zmienia, a przełom przyszedł równolegle z przełamaniem bariery nierozróżnialności grafiki wytworzonej przez generator AI oraz zdjęć. Opublikowane w internecie grafiki z programu Midjourney są tego dowodem. A nowych programów graficznych, tak jak chatbotów, przybywa z tygodnia na tydzień, nie mówiąc już o bezpłatnych i płatnych aplikacjach, które zalewają sklepy z oprogramowaniem. Niedługo większość z nas będzie mała spersonalizowanego asystenta, mówiącego do nas w sposób, który nam odpowiada, i wytrenowanego na materiałach, które nas interesują i którym ufamy. To coś więcej, znacznie więcej niż osławione „medialne bańki”. To będzie filtr i cenzura, które zdefiniujemy sobie sami.
W dziedzinie AI właściwie co miesiąc dzieje się coś spektakularnego. Wydaje się, że proces przyzwyczajania nas do nowej sytuacji technologicznej firmy IT rozpisały na szybko następujące po sobie etapy, nie dając nam zbyt wiele czasu, abyśmy ochłonęli. Prawdopodobnie już wkrótce każdy z nas będzie miał możliwość generowania obrazów (być może nawet krótkich filmów) oraz wszelkiego rodzaju tekstów wedle osobistych, nawet bardzo złożonych i szczegółowych instrukcji, a wytwory tej amatorskiej i niewymagającej żadnych kompetencji artystycznych czy intelektualnych działalności twórczej zwykłych ludzi z pewnością będę przynosić nam satysfakcję estetyczną nie mniejszą niż dzieła artystów. Obejrzyjcie w internecie amatorskie grafiki AI, a przekonacie się, że są piękne i pełne znaczenia. Jak będę wyglądać za rok? A za dziesięć lat? Osobiście nie mam złudzeń, że zostaniemy dosłownie sparaliżowani przez obezwładniające nasze oczy i uszy kaskady piękna i wzruszeń estetycznych. A przecież są jeszcze wiersze i proza – literatura maszynowa już czeka w blokach, by wystartować w wyścigu do naszych serc i kieszeni.
W zawodach twórczych zapanowała panika. Nie żaden tam niepokój, lecz panika, o czym łatwo się przekonać z dyskusji na otwartych forach i w komentarzach do wypowiedzi w socialach. Rynek emocji przejmują maszyny, a wraz z nimi amatorzy. Za jakiś czas odbiorcy staną się twórcami i staną się samowystarczalni w zaspokajaniu swoich potrzeb estetycznych. Amatorscy producenci sztuki przejmą większość rynku, a cała maszyneria stworzona do upowszechniania i monetyzacji sztuki oraz kultury masowej po prostu się zatnie. Jedynie dostarczyciele oprogramowania kreatywnego będą w stanie zarabiać. Cała reszta artystów przejdzie na garnuszek korporacji internetowych i z pewnością nie będą to milionowe tantiemy. Geniusz ludzki będzie się tłoczyć w groszowych muzodajniach z geniuszem wirtualnym i sztucznym. Nie mam wątpliwości, kto w końcu wygra. Przecież boty i awatary nie muszą jeść.
Piosenka Dolly Parton jest nieskończenie ludzka. Niewiele jest rzeczy tak ludzkich, tak egzystencjalnych jak błaganie o litość. Maszyna z pewnością tego nie rozumie, a nawet jak zrozumie (gdy razu pewnego zbudzi się w niej świadomość), to będzie jak najdalsza od tego, aby się przed nami korzyć. Za to chętnie sprzeda nam nasze najbardziej intymne i wstydliwe uczucia. To już prędzej my będziemy ją błagać o zmiłowanie. O Maszyno, racz zostawić nam trochę prawdy i szczyptę niedoskonałości.
Link to utworu Holly Herndon i kadr z YT: