Ciężarne zdradzone o świcie
Szpital, który w zamian za dane mu przez Kościół prawo do noszenia imienia Jana Pawła II składa obietnicę niewykonywania aborcji, łamie prawo, a Kościół katolicki domagający się ignorowania przez personel medyczny ustawowego prawa kobiety do przerwania ciąży w razie zagrożenia życia nie tylko bierze na siebie odpowiedzialność za śmierć kobiet, lecz buntując i podburzając lekarzy przeciwko obowiązującemu w RP prawu, pokazuje się jako siła wroga i buntownicza.
W sprawach kobiet krzyżowanych w szpitalach rządzonych przez fanatyków religijnych i osoby takowych udające nie chodzi o żaden konflikt sumienia, o żadne prawa pacjenta ani „spory światopoglądowe”. Chodzi w nich o suwerenność Polski względem Kościoła (Stolicy Apostolskiej), a ściśle o brak tej suwerenności. Rozpanoszenie Kościoła i anarchiczne wichrzycielstwo jego funkcjonariuszy i jego sług zbiera śmiertelne żniwo. Nic dziwnego – brak niepodległości zawsze kosztuje ludzkie życie.
Oto znów szpital doprowadził do śmierci ciężarnej kobiety, 33-letniej pani Doroty Lalik, odmawiając (nie zalecając) jej terminacji ciąży (w piątym miesiącu) bezpośrednio zagrażającej jej życiu. Podhalański Szpital Specjalistyczny im. Jana Pawła II w Nowym Targu, depozytariusz relikwii tego świętego, kierowany przez związanego z ugrupowaniem Zbigniewa Ziobry Marka Wierzbę, postawił ideologię Kościoła katolickiego ponad prawem do życia, ponad lekarskim obowiązkiem, ponad zwykłym człowieczeństwem. Nie informując pacjentki i jej rodziny o zagrożeniu jej zdrowia i życia, personel skrycie czekał z niezbędnym w obliczu bezwodzia i narastającego zakażenia ogólnego usunięciem płodu. Dopiero gdy stało się nieuniknione, czyli gdy w końcu dziecko zmarło, lekarze chcieli je usunąć z ciała nieprzytomnej, umierającej kobiety, a i to z „podkładką” od wojewódzkiego konsultanta w dziedzinie ginekologii i położnictwa.
Nie znalazłem potwierdzenia, że ten skrajnie spóźniony zabieg się w ogóle odbył. W każdym razie p. Dorota zmarła dwie godziny po śmierci swojego dziecka. Haniebne i zdradzieckie wobec pacjentki tchórzostwo lekarzy, sterroryzowanych przez obezwładniającą zatrudniających ich szpital okrutną i bezmyślną ideologię, doprowadziło do tragedii. Kolejnej.
Człowiek jest naiwny. A przynajmniej ja. Po okrutnej, absurdalnej śmierci w 2021 r. Izabeli z Pszczyny, a zaraz potem Agnieszki z Częstochowy, wydawało mi się niemożliwe, aby coś podobnego jeszcze mogło się w Polsce wydarzyć. Przyznajmy, że wielu miało nadzieję na zmianę postawy oddziałów położniczych i patologii ciąży, gdzie antyaborcyjne ustawodawstwo zasiało wśród lekarzy taki popłoch i moralną dezorientację, że dopuszczali się łamania najbardziej elementarnego prawa pacjenta i prawa człowieka – prawa do ratowania zagrożonego życia. A takim stanem zagrożenia życia jest sepsa ciężarnej. Czekanie z aborcją na obumarcie płodu nie jest tylko błędem lekarskim, zaniedbaniem, naruszeniem praw pacjenta. To wszystko oczywiście ma miejsce, lecz istota zła tkwi gdzie indziej. Polega ono na połączeniu skrajnego oportunizmu i tchórzliwości zastraszonych przez ideologię i partyjno-kościelne zwierzchnictwo lekarzy z mętnym przekonaniem, że przysługuje im coś w rodzaju „świętego prawa” do stawiania porządku religijnego ponad porządkiem prawa stanowionego.
To odrażająca amoralna mieszanka dwóch form demoralizacji. Jedna ma swoje korzenie w ideologii egoizmu, nakazującej stawiać własne bezpieczeństwo i spokój ponad obowiązkami i dobrem (a nawet życiem) pacjenta, a druga w ideologii fanatyzmu religijnego, przebranej w nowoczesny kostium groteskowo wypaczonej wolności sumienia, wolności religijnej czy innej pseudofilozofii jakoby świeckiego i „nienegocjowanego” „prawa naturalnego”. Cały ten splot niecnoty, głupoty i amoralizmu nie wisi jednakże w próżni. Spoczywa na purpurowej poduszce władzy kościelnej, panoszącej się w polskiej edukacji i ochronie zdrowia. Władzy uzurpatorów wyposażonych w tępą, ociekającą pychą ideologię rodem ze średniowiecza, dodatkowo zniekształconej przez całkiem współczesne idiosynkrazje i obsesje Watykanu.
Prawa pacjenta i porządek moralny nie zależą od tego, jakie imię nosi polski szpital. Zależą od polskiego prawa i międzynarodowych standardów bioetycznych, do przestrzegania których zobowiązani są również polscy lekarze. Standardy te wykluczają, by jakikolwiek pacjent mógł nie otrzymać należnego mu z mocy prawa i wskazanego przez sztukę leczenia świadczenia z powodu osobistych przekonań członka sprawującego nad nim opiekę personelu czy też osoby zarządzającej placówką leczniczą. Prawo lekarza do nieponoszenia negatywnych konsekwencji odmowy świadczeń z powodu konfliktu sumienia nie może ograniczać praw pacjenta i musi być wykonywane w taki sposób, aby z powodu przekonań bądź odczuć lekarza czy pielęgniarki prawo do otrzymania świadczenia przez pacjenta nie zostało uszczuplone. Odmowa wykonania aborcji w sytuacji istnienia wskazań medycznych jest ciężkim naruszeniem praw pacjentki, a jeśli prowadzi do jej śmierci – jest ciężkim (bo mającym skutek śmiertelny) przestępstwem.
Dlaczego do tego rodzaju przestępstw wciąż dochodzi? Przyczyna jest jasna: lekarze są pewni bezkarności w razie złamania prawa i niewykonania należnej, a nawet niezbędnej terminacji ciąży, gdyż sądzą, że w takim przypadku stanie za nimi potęga Kościoła oraz jego politycznych akolitów. I odwrotnie: mają dobre racje, aby obawiać się, że w razie postąpienia zgodnie z prawem i sztuką leczenia, a więc wykonania aborcji w sytuacjach przewidzianych ustawą, spotkają ich bezprawne szykany. A dzieje się tak dlatego, że Polską rządzą ludzie, którzy lojalni są nie wobec polskiego państwa i polskiej konstytucji, lecz wobec obcego państwa, którego agencjami są działające na terenie kraju podmioty kościelne.
I bynajmniej nie chodzi tu u religię i konflikt lojalności rozdzierający wierzącego obywatela pomiędzy państwo i Kościół, prawo świeckie i prawo religijne. Doktryna katolicka przez 1700 lat, do połowy XX wieku, nie uznawała aborcji za poważny występek ani nie twierdziła, że płód otrzymuje duszę i człowieczeństwo wraz z poczęciem. Radykalizm w kwestii aborcji, posunięty czasami aż do dręczenia i torturowania kobiet zmuszanych do noszenia śmiertelnie uszkodzonych płodów, a nawet do ich zabijania pod wezwaniem „świętego imienia”, jest zjawiskiem nowym i osobliwym. Należy je tłumaczyć narastającą frustracją Kościoła, tracącego wiernych, władzę i dochody.
Dorotę, Izabelę, Agnieszkę i tysiące innych kobiet ukrzyżowano na szpitalnych łóżkach katolickich szpitali, aby mogła powstać z martwych potęga Kościoła. Nie powstanie. Tysiące kobiet umierających na całym świecie z powodu odmawiania im prawa do aborcji przez katolików są jak męczennice oddające swe życie za wyzwolenie ludzkości od nieludzkości. Ich ofiara kiedyś wyda plon. A zdrajcy i okrutnicy kiedyś poniosą karę.