Rozliczyć Rydzyka i Kościół!
Istnieje niemałe ryzyko, że w ferworze rozliczeń z PiS politycy i prokuratorzy zapomną o współrządzącym de facto Polską Kościele katolickim, który czerpał gigantyczne zyski ze swojego toksycznego sojuszu z partią Jarosława Kaczyńskiego. Bo w sprawie ładowania szuflami polskich pieniędzy do biskupich i księżych głębokich kieszeni żadne ugrupowanie polityczne nie jest bez winy.
Rozliczając PiS z dotacji dla Kościoła, których prawne podstawy są niczym listek figowy, który spadł w błoto, trzeba by uderzyć się również we własne piersi. A tego nikt nie lubi. Tym bardziej trzeba naciskać na nowy rząd, by odważył się zrobić porządny audyt transferów, wymiernych finansowo przywilejów i przewłaszczeń na rzecz Kościoła. Wiadomo, że są to w skali całej historii III RP wartości idące w setki miliardów złotych. Bardzo trudno oszacować, jaka część tych gigantycznych beneficjów może się obronić moralnie i prawnie. Moim zdaniem znikoma – co najwyżej jakieś dotacje na utrzymanie zabytkowych kościołów, a i to pod warunkiem pokaźnego współudziału funduszy kościelnych.
Ustawy pozwalające obdarowywać Kościół majątkami tytułem uprzywilejowanej reprywatyzacji, a tym bardziej ot tak, bez powodu (jak „sprzedawanie” majątków z 99-procentową „bonifikatą”), a także te nakazujące państwu składającemu w swej konstytucji deklarację religijnej neutralności finansowanie tzw. szkolnej katechezy, są nie tylko głęboko niemoralne, lecz po prostu niekonstytucyjne. Nie mają też żadnych podstaw konstytucyjnych wpisane do konkordatu (jawnie dla Polski upokarzającego) dotacje na rzecz uczelni wyznaniowych. Nie jest bowiem w interesie neutralnego religijnie, świeckiego państwa finansowanie instytucji propagujących którąkolwiek z religii.
Nowy rząd z pewnością nie zdejmie klapek z oczu państwa polskiego i nie zobaczy tych oczywistości. Na to liczyć nie można, skoro większość posłów znajduje się w konflikcie interesów, wynikającym z przynależności do Kościoła. Kto należy do Kościoła, ten czuje się zobowiązany dbać o jego interesy, nawet jeśli oznacza to szkodę dla majątku własnego państwa. Kościół jest bowiem dla katolików również ich własnym państwem, ich wyższą, lepszą ojczyzną. Dlatego kurek, a właściwie wielka kaskada pieniędzy nie zostanie zatamowana. Można ją będzie co najwyżej zmniejszyć i odrobinę ucywilizować. Nie, nie w tym sensie, aby Kościół otrzymywał pieniądze na takich samych, konkursowych zasadach jak inne stowarzyszenia, lecz przynajmniej pod warunkiem pełnej transparencji finansowej i stosownego udziału własnego w dofinansowywanych przez państwo polskie przedsięwzięciach. Spełnienie tego warunku oznaczałoby jednakże istną rewolucję w stosunkach między Polską a podmiotami kościelnymi i Stolicą Apostolską jako taką.
Cieszą, a jednocześnie niepokoją wiadomości płynące z kręgów koalicji demokratycznej, że częścią rozliczeń z PiS będzie zbadanie dotacji dla o. Tadeusza Rydzyka. Oczywiście, bardzo dobrze, jeśli zostanie wykonany bardzo staranny audyt tych transakcji. Ale przecież nie tylko pokazanie nadużyć jest ważne, lecz również odwrócenie ich skutków. I nie tylko o PiS, odpłacający się Rydzykowi za polityczne i medialne poparcie, tu chodzi, lecz również o samego Rydzyka i te pieniądze! Nieprawidłowo pozyskane, sprzeniewierzone, źle wydane i niepoprawnie rozliczone granty i dotacje dla firm i fundacji Tadeusza Rydzyka muszą zostać co do grosza zwrócone, zgodnie z zasadami odpowiedzialności finansowej!
Czy rząd Donalda Tuska znajdzie w sobie odwagę, by potraktować Lux Veritatis, Radio Maryja czy Wyższą Szkołę… tak jak traktuje się zwykłe fundacje i inne organizacje społeczne ubiegające się o państwowe dotacje i zobowiązane do ich starannego rozliczania na kolejnych etapach realizacji projektu i po jego zakończeniu? To jest pytanie otwarte. Mam nadzieję, że tak właśnie się stanie. Powiem więcej: oczekuję tego i domagam się tego.
Z ostatnich wyliczeń, przedstawionych przez „Gazetę Wyborczą”, a pochodzących z kręgów PO, wynika, że Tadeusz Rydzyk poprzez swoje rozmaite pompy ssące przystawiane do publicznych instytucji wyssał z polskiego państwa, a więc z naszych kieszeni, ok. 400 mln zł, czyli 100 mln dolarów. Nawet teraz „dwutygodniowy rząd” dokonuje ostatnich wielomilionowych przelewów, co tylko świadczy o skali bezczelności i bezwstydu tej ekipy. A także o pewności „pisowców”, że za przelewy dla Rydzyka „poza trybem i harmonogramem” nie zostanie się pociągniętym do odpowiedzialności. Oczywiście, pieniądze Rydzyk dostawał już wcześniej, i to pomimo grubych afer, na czele ze znikającymi darowiznami na „ratowanie stoczni”. Trwało to wszystko przez wiele lat i jeśli nawet dochodziło do wyłudzeń i innych przekrętów, to stare sprawy są już najczęściej przedawnione.
Dotyczy to również części dotacji otrzymanych przez firmy Rydzyka za rządów PiS. Tym pilniejszy jest audyt. Każde poświadczenie nieprawdy, każdy nieprawidłowo rozliczony rachunek, każdy brakujący dokument bądź informacja musi być potraktowany tak, jak w przypadku zwykłych, świeckich fundacji, rutynowo pociąganych do odpowiedzialności za nierozliczone dwa złote. Audytorzy i kontrolerzy powinni dosłownie zamieszkać w budynkach toruńskich redemptorystów.
Do odpowiedzialności powinni, rzecz jasna, zostać pociągnięci również funkcjonariusze państwowi, urzędnicy różnych resortów, za niezgodne z przepisami, czysto uznaniowe przekazywanie pieniędzy Rydzykowi. Nie tylko bez stosownych konkursów i procedur, niezgodnie z zasadami gospodarności i dyscypliny finansów publicznych, nietransparentnie, lecz w dodatku niezgodnie z interesem polskiego państwa. Polskie państwo nie ma mianowicie żadnych podstaw, aby wierzyć, że finansowane kosztem setek milionów Muzeum Pamięć i Tożsamość im. Jana Pawła II będzie prezentować dzieje Polski, a zwłaszcza stosunku Polski z Kościołem katolickim, w sposób obiektywny bezstronny. Nie ma też Polska żadnego interesu w finansowaniu mediów katolickich, prezentujących punkt widzenia Stolicy Apostolskiej, a także katolickiej uczelni o zerowym dorobku naukowym.
Dotacje dla o. Rydzyka muszą zostać zbadane nie tylko pod względem aspektów finansowo-księgowych, lecz również – i przede wszystkim – pod względem ich zasadności, legalności oraz prawidłowości procedur, w wyniku których do tych transferów doszło. Wykryte zaś nieprawidłowości powinny być surowo ścigane jako przestępstwa niegospodarności i nadużycia władzy (przekroczenie kompetencji, przestępstwa urzędnicze).
Sam Tadeusz Rydzyk, podobnie jak Jarosław Kaczyński, może spać spokojnie. Chroni go sutanna i wiek, tak jak Kaczyńskiego status polityczny, wiek i stan zdrowia. Smutne to, ale Tadeusz Rydzyk już wygrał. Zrobił to, co sobie zaplanował, i nie zapłaci żadnej ceny za szkody, jakie poczynił. Co najwyżej „na stare lata” zostanie zmuszony oddać parę milionów, co zresztą pozwoli mu zrobić z siebie męczennika za wiarę.
Cała historia tego człowieka, częściowo tylko znana i opisana w poświęconych mu książkach, to przypowieść o patologicznych relacjach państwa polskiego z Kościołem katolickim. Obrotny zakonnik rodem z Olkusza dostał się na karty współczesnej historii Polski. A dokładnie na jedną kartę – bardzo czarną. Zawsze to lepiej niż nic.