PiS odgrywa komedię – nie błaznujmy w burlesce Kaczyńskiego!
Ze zdumieniem patrzę na operetkowe harce PiS, który usiłuje wejść w buty Komitetu Obrony Demokracji i urządza hucpiarskie brewerie przedrzeźniające naszą ośmioletnią walkę o powstrzymanie populistycznego autorytaryzmu rządzącej partii Jarosława Kaczyńskiego. W żywe oczy kpią sobie z nas, strojąc się w szatki obrońców demokracji i praworządności, a że są zakłamani doszczętnie, to i gotowi są uwierzyć, iż są nimi naprawdę.
Niby wiedzą, że brutalnie łamali konstytucję i inne prawa, bezpardonowo podporządkowywali sobie niezależne instytucje, łącznie z mediami publicznymi, a mimo to są zdolni wykrzesać z siebie emocje analogiczne do tych, jakie odczuwają ludzie protestujący przeciwko autorytarnemu reżimowi. Śmieszne to i żenujące. Żałosne i przerażające. Bezczelne, a jedocześnie histeryczne.
W sumie nie ma nawet zbyt wielu „pisowców” błaznujących w ten sposób, a znaczna większość społeczeństwa puka się w czoło, patrząc na te harce, niemniej zawsze ktoś się przecież da na to nabrać. A z zaczynu tej komicznej i bezczelnej jeremiady w przyszłości będzie można zrobić sobie legendę na użytek wyborów. PiS jak KOR! Etosowa opozycja!
Niestety polityczne błazeństwa mają to do siebie, że wciągają widzów w „alternatywną rzeczywistość”, którą fantazja mitomana wytwarza. Symptomy takiego zarażania się szaleństwem i mitomanią pobudzonych i oszalałych ze strachu polityków PiS widać dziś na każdym kroku. A Kaczyńskiemu w to graj! Ilekroć będziemy prowadzić pseudoetyczne i pseudoprawnicze spekulacje w kwestiach prostych i jasnych dla zdrowego rozumu, nasze siły umysłowe i zdolność do racjonalnego działania będą słabły.
Przykładu dostarcza ponowne rozważania rzekomo paradoksalnego ułaskawienia przez Andrzeja Dudę dwóch przestępców, zanim zostali skazani. Dziś są już skazani i jeśli nie zastaną w jakimś paroksyzmie amoralnego wzmożenia ułaskawieni przez Andrzeja Dudę, będą musieli iść do więzienia, a mandat poselski już utracili (i w razie udziału w głosowaniach powinni być wydaleni z terenu Sejmu jako chuligani).
A tu znowu odzywają się uczone głosy, mącące nam w głowach i odwracające nieistniejące koty ogonami, i to do góry (jak chciał Cat Mackiewicz). Nie! Nie ma tu żadnej kontrowersji ani zagadki prawniczej! Sąd nie może rozwieść pary, która nie jest małżeństwem, wujek z Ameryki nie może skutecznie zapisać majątku byłej kochance, jeśli ta już wcześniej umarła, a prezydent nie może ułaskawić nikogo, kto nie został jeszcze skazany przez sąd. To nie jest kwestia prawnicza, lecz logiczno-semantyczna. Jedyne, co Duda mógł zrobić (aczkolwiek byłby to szczyt bezczelności), to zapowiedzieć, że w razie skazania Wąsika z Kamińskim ułaskawi.
Tymczasem akt łaski wobec nieskazanych jeszcze osobników jest wyłącznie tworem literackim, a nie żadnym dokumentem. Jest po prostu bezprzedmiotowy. Tak jak bezprzedmiotowy jest nakaz zwrotu długu, który nie został zaciągnięty, rozwiązanie nieistniejącej spółki albo dział nieistniejącego spadku. Papier wszystko zniesie, lecz innym nie wolno udawać, że nonsensy mają sens, bo podpisał się pod nimi prezydent. Nie, nikt nie ma takiej władzy, żeby obalić prawa logiki. Nawet gdyby istniał Bóg, nie mógłby ułaskawić Kamińskiego z Wąsikiem przed zapadnięciem skazującego ich wyroku. Swoją drogą, dostępne jest w sieci nagranie, w którym młody dr Andrzej Duda wyjaśnia, na czym polega ułaskawienie.
Analogicznie ma się sprawa z przejęciem telewizji. TVP działała w stanie tzw. przestępstwa ciągłego, w oparciu o sprzeczne z konstytucją (jak orzekł w 2016 r., czyli sprzed epoki p. Przyłębskiej, Trybunał Konstytucyjny) prerogatywy ustawowe i wynikające z nich bezprawne działania Rady Mediów Narodowych. Ponadto przez cały czas rządów PiS media publiczne bezspornie pozostawały na usługach rządzącej partii i działały na jej zlecenie, co samo w sobie jest bezprawne, nie tylko gwałcąc ustawę o mediach publicznych, lecz również konstytucję. I bynajmniej nie jest to kwestia interpretacji czy jakichś incydentów, lecz stała i oczywista dla każdego, kto oglądał „Wiadomości” TVP, kondycja telewizji (dawniej) publicznej. A gdy ma miejsce oczywiste i bezsporne przestępstwo, interweniować musi policja.
Nowy rząd, mając za swój podstawowy obowiązek przywracanie stanu praworządności, musiał zapobiec trwaniu owego przestępstwa ciągłego, którym było nadawanie programu propagandowego partii politycznej przez nadawcę publicznego. A sprawa bynajmniej nie jest błaha, bo przestępstwo polegające na przywłaszczeniu przez PiS mediów publicznych miało za skutek nielegalne udzielenie kandydatowi na urząd prezydenta Andrzejowi Dudzie setek godzin tzw. czasu antenowego na reklamy wyborcze, i to przygotowane za publiczne pieniądze przez ekipy publicznych mediów, co skutkowało wygraniem przez niego wyborów. Dlatego nowy rząd miał prawo i obowiązek natychmiast przerwać nadawanie programu propagandowego partii Prawo i Sprawiedliwość – choćby za pomocą interwencji policyjnej i wyłączenia nadajników.
Wybrano inną metodę, opartą na decyzjach ministerialnych, których prawomocność pewnie można kwestionować. Czy były legalne, czy może bezprawne, o tym zapewne dowiemy się kiedyś od sądu. Nie ma natomiast żadnych wątpliwości co do tego, że TVP musiała zostać natychmiast – choćby siłą – odebrana partii politycznej, która ją zawłaszczyła. A czy taki akt podlegałby zaskarżeniu w sądzie? Pewnie, że tak! Byłaby to nawet znakomita okazja, aby opinia publiczna usłyszała z ust autorytetu państwowego, jakim jest sędzia, że działalność TVP była formalnie (z powodu swego wadliwego umocowania w obalonym przez TK prawie) oraz materialnie (z racji treści programów informacyjnych i publicystycznych) działalnością przestępczą.
Gorąco namawiam wszystkich zaangażowanych w podejmowanie decyzji oraz komentatorów, aby nie dali się uwieść urodzie i urokowi prawniczych spekulacji tam, gdzie są one całkowicie niedorzeczną sztuką dla sztuki. Takie bujanie w obłokach pod pretekstem prawniczej uczoności i roztropności czy innego „nie wolno chodzić na skróty!” prowadzi do utrzymywania się bezprawia i pozostawania na wolności licznych przestępców, którzy pławiąc się w luksusach, grają na nosie polskiemu państwu i błaznują, poprzebierani za „kodziarzy”.
Jako ktoś, kto we krwi ma zawiłe spekulacje i tym bardziej przez to ceni sobie logikę i rozsądek, wzywam polityków, profesorów prawa konstytucyjnego i dziennikarzy do powściągliwości, samokrytycyzmu oraz odpowiedzialności. Wymądrzanie się i zaciemnianie spraw prostych nie jest dowodem mądrości i roztropności, lecz zwykłym kunktatorstwem, które działa jak hamulec, gdy potrzebujemy zdecydowanie i z impetem wjechać na powrót do świata prawa i sprawiedliwości.