System maturalny jest niegodziwy i niegodziwości uczy
Przed laty ktoś dokonał sabotażu w systemie maturalnym, wprowadzając tzw. „prezentacje” na egzaminach z polskiego. Czy nie wiedział, że będzie to zaproszenie do oszustw na masową skalę?
Oczywiście, że wiedział. Po prostu mu to nie przeszkadzało. Życie w kłamstwie i fikcji uważał zapewne za najnormalniejszą rzecz pod słońcem. Trudno sobie nawet wyobrazić, jakiego spustoszenia moralnego w społeczeństwie dokonał ten jeden akt sabotażu. Można to tylko porównać do społecznej zmowy polskich prokuratorów, uparcie nieścigających procederu (masowego!) pisania prac magisterskich i doktorskich przez ghostwriterów.
Wydawało się, że to draństwo się już skończyło. A jednak nie. Nie wiem, kto wymyślił, że warunkiem zdania matury jest przystąpienie do egzaminu na poziomie rozszerzonym, lecz wcale nie zdanie tego egzaminu. Ktokolwiek to jest (a zapewne odpowiada za to kilka osób), nie wie, a raczej wie doskonale, że wprowadzając taką fikcję, nie tylko dopuścił się niegodziwości i ośmieszył egzamin państwowy, a razem z nim wystawił na szwank autorytet państwa, lecz przede wszystkim dokonał zamachu na wychowanie młodzieży. Trudno bowiem o coś bardziej niemoralnego i demoralizującego niż bezczelne oddanie pustej kartki z egzaminu jako sposobu spełnienia warunku koniecznego zdania matury. A kto chciałby się zasłaniać własną naiwnością i wiarą w ambicję młodych ludzi, po których takiego niehonorowego postępowania nie należało oczekiwać, ten jest proszony, aby lepiej milczał i nie robił z nas idiotów.
Przepis zachęcający do bezczelności jest dowodem głębokiej patologii systemu przekładającej się na patologię wychowawczą. Szkoła nie tylko od wielu dekad (a właściwie od zawsze) robi młodzieży wodę z mózgu taką czy inna propagandą, nie tylko niczego pożytecznego nie uczy, wypuszczając istne tabuny niepokalanych ignorantów, na pograniczu analfabetyzmu, lecz przede wszystkim uczy cynizmu i cwaniactwa. To absolwenci szkół średnich oddają na maturze puste kartki, zgłaszają się w złej wierze na pięć kierunków studiów, zapisują się w złej wierze na studia, na które nie zamierzają wcale chodzić, bo zależy im tylko na wyłudzonej w ten sposób legitymacji studenckiej, a gdy już ewentualnie studiują, to nie wstydzą się zaliczać przedmiotów na podstawie plagiatów i chatów GPT (czy jak ich tam zwał). Niepokalana amoralność jest dewizą sytemu edukacyjnego, czego skutkiem jest dziewiczość moralna młodzieży, najczęściej niezdającej sobie nawet sprawy, jakiego draństwa dopuszcza się oszukując, wyłudzając przywileje, zaliczenia i dyplomy. I tak to tworzymy sobie społeczeństwo bez honoru, bez zasad i bez wstydu. Bo kto wychowywał się w cwaniactwie i załganiu, ten w wieku 20 lat nawet nie wie, co te słowa znaczą i w ogóle „o co chodzi”. Nic dziwnego – wszak przy okazji nie wie też niczego innego. Bo dziewictwo moralne oraz niepokalana ignorancja są jak anielskie rodzeństwo – dwa niewiniątka, które nawet nie słyszały o innym świecie i nie spotkały się z żadną naruszającą ich niewinność krytyką.
Oto więc mamy za sobą kolejną niemoralną maturę, której wręcz nie sposób nie zdać. Osoby, które nawet przed sobą nie udają, że umieją cokolwiek ani też się tego nie wstydzą, za dwa miesiące zapełnią ławy sal wykładowych na uczelniach, od pierwszego dnia wywierając na swych wykładowcach presję, by nie śmieli stawiać im jakichkolwiek wymagań. Prawie każdy wykładowca wie, że gdyby śmiał postawić kilkanaście słusznie należących się dwój, to czekają go poważne nieprzyjemności – od dyscyplinującej rozmowy z dziekanem począwszy, a na utracie pracy kończąc. Patologia szkoły przelewa się na uczelnie, które robią dobrą minę do złej gry, zamieniając studia w cykl rekreacyjnych pogadanek zakończonych piątką z fikcyjnej na ogół pracy licencjackiej czy magisterskiej. Są, owszem, wyjątki, takie jak medycyna czy fizyka teoretyczna, ale nie stanowią one zapewne nawet pięciu procent całego „wolumenu” oferty edukacyjnej.
Demoralizacja maskowana infantylizmem – taka jest natura zdegenerowanego, zniszczonego przez wieloletnie sponiewieranie i poniżanie systemu szkolnego w Polsce. Odpowiedzią poddawanego kulturowej i ekonomicznej presji resortu, zmuszonego do samoobrony, jest amoralna zmowa, w myśl której szkoła i nauka szkolna będą fikcją, a właściwym i wspólnym celem nauczycieli i uczniów jest przetrwanie. Przetrwanie kosztem zakłamania, oszustwa i nieuctwa, które usprawiedliwia się protekcjonalną troską o młodzież. Skoro bowiem dzieci wymagają empatii i ochrony, to nie ma nic złego w tym, że niczego się od nich nie wymaga, a tylko stwarza takie pozory. W konsekwencji tworzymy społeczeństwo amoralnych ignorantów, którzy miłością własną i zadowoleniem z siebie kompensują sobie patologiczny infantylizm i emocjonalną bezradność. Doprawdy, nigdy nie było dobrze ani nawet średnio. Dziś jednakże znaleźliśmy się na prostej drodze do katastrofy. Nie dlatego, że matura i magisterium nic nie znaczą i o niczym nie świadczą, lecz dlatego, że wysepki poważnej edukacji i dobrego wychowania nikną pod falami tsunami nieuctwa i demoralizacji, które wciskają się dosłownie wszędzie. Kulturalni i wykształceni ludzie po prostu już nie mają gdzie się schować. A jeśli ten gatunek wyginie, wkrótce wszyscy znajdziemy się w dżungli anarchii albo w okowach despotii. I sam już nie wiem, co gorsze.