Przypadek Stanowskiego a etyka mediów. Apel do dziennikarzy i gości mediów

Dawno nic tak nie rozgrzało środowiska dziennikarskiego i nie sprowokowało tylu dyskusji z etyką dziennikarską w tle co niedawna mistyfikacja sprokurowana przez szefa telewizji internetowej „Kanał Zero” Krzysztofa Stanowskiego. Wszyscy zapewne widzieli ten filmik, ale przypomnę, że jego treścią jest rozmowa Stanowskiego z zespołem dziennikarzy, podczas której zabrania im rzetelnego opracowywania tematyki nadużyć w Funduszu Sprawiedliwości, przypominając, że „Kanał Zero” zobowiązany jest oszczędzać ludzi z kręgów PiS i SP.

Film wygląda na bardzo naturalny i trudno poznać, że jest tzw. fejkiem, jakkolwiek na samym końcu pojawia się trop, który powinien podjąć zawodowy komentator, zanim nabierze się na autentyczność nagrania. Otóż młoda dziennikarka, zrazu chętna do wysłuchania taśm z nagraniami byłego dyrektora departamentu MS zajmującego się Funduszem Sprawiedliwości, na koniec proponuje, by przykryć temat informacjami o osobie wciągniętej do silnika odrzutowca na lotnisku w Amsterdamie. Wyglądało to bardzo niemądrze, w dodatku można było sprawdzić, że akurat pod koniec maja, kiedy to miała niby odbyć się rzekomo nagrana z ukrycia rozmowa, podobnego wypadku nie było.

Fałszywe nagranie zostało przekazane mało wiarygodnemu i mającemu raczej złą reputację dziennikarzowi obywatelskiemu Zbigniewowi Stonodze, który je rozpowszechnił. Wiele osób, w tym znani dziennikarze, uwierzyło w jego prawdziwość. Gdy okazało się, jak wielu ludzi w kręgach medialnych i politycznych się nabrało, Stanowski wystąpił z następującą interpretacją tego faktu. Otóż jego zdaniem wszystkie te osoby, nie dokładając starań, aby zweryfikować prawdziwość przekazu, udowodniły swoją stronniczość i to, że gotowe są dać wiarę wszystkiemu, co będzie przemawiać za z góry przyjętą przez nich i całkiem fałszywą tezą, że „Kanał Zero” jest zależny od ludzi poprzedniej władzy i im sprzyja.

Tym samym cała prowokacja okazuje się w pełni uprawniona, bo jej powodzenie pokazuje, jak mało wiarygodni i uprzedzeni są dziennikarze i komentatorzy wątpiący w niezależność „Kanału Zero”. Nie będzie chyba nadużyciem, gdy wypowiedzi Krzysztofa Stanowskiego zinterpretuję w taki sposób, że uważa on powodzenie swojej prowokacji za pośredni dowód, że jego stacja faktycznie jest medium niezależnym. Oto mój komentarz:

1. Cała akcja Stanowskiego nie dowodzi bynajmniej, że jego stacja jest niezależnym medium, lecz wręcz przeciwnie. Trudno sobie wyobrazić, aby BBC, CNN albo choćby i TVP uciekała się do produkowania fałszywek w celu wykazania swojej niezależności. Nie ma bowiem powodu w nią wątpić.

2. Fakt, że wiele osób nabrało się na bardzo realistycznie wyglądające (choć zawierające „red flag”) sfałszowane nagranie (mistyfikację), nie świadczy bynajmniej o tym, że niesłusznie uważają one „Kanał Zero” za medium zależne od obozu Kaczyńskiego i Ziobry, a jedynie o tym, że nagranie wydało im się na tyle dobrze potwierdzać ich przekonania, iż zaniechali bliższego przyjrzenia się mu pod kątem autentyczności. Uznali je po prostu za wiarygodne. Popełnili błąd, ale bynajmniej nie tego rodzaju, aby wzmacniało to tezę, że zależność „Kanału Zero” od PiS/SP jest niczym więcej, a tylko pomówieniem. Wręcz odwrotnie, ludzie dali się nabrać właśnie dlatego, że to, co obejrzeli, było spójne z ich wiedzą i wyobrażeniami. Gdyby zobaczyli podobne nagranie w redakcji „Polityki” i red. Baczyńskiego w miejscu red. Stanowskiego, z pewnością nie uwierzyliby w jego autentyczność.

3. Kluczowe jest więc pytanie o to, czy owa „wiedza i wyobrażenia” na temat zależności Stanowskiego od byłego „obozu władzy” była słuszna, czy nie. W rozstrzygnięciu tego w żaden sposób nie pomaga fakt, że ten czy ów dał się nabrać na fałszywkę, która nie miała precedensu w polskich mediach. Rozstrzyga o tym po prostu treść materiałów wytwarzanych przez „Kanał Zero”, które od samego początku biją w oczy stronniczością i udawaniem bezstronności poprzez wplatanie w „propisowski” przekaz słabych ech krytyki. Widać to było jak na dłoni nawet w inauguracyjnym wywiadzie z Andrzejem Dudą. Przebieg i forma tego wywiadu, jego treść, a przede wszystkim sam fakt, że nowa stacja inauguruje działalność wywiadem z samym prezydentem, świadczą dobitnie o powiązaniu Stanowskiego ze środowiskiem politycznym, którego Duda jest prominentną postacią.

4. „Kanał Zero” jest „propisowski”, jakkolwiek stara się to na różne sposoby kamuflować. Jednym z tych sposobów była właśnie omawiana prowokacja. Jej zaistnienie tylko potwierdza polityczne uwikłanie Krzysztofa Stanowskiego, zwłaszcza na tle treści emitowanych przez niego programów.

5. Prowokacja Stanowskiego w sposób rażący naruszyła zasady etyki dziennikarskiej i reputację naszego zawodu. Po pierwsze, co do zasady media nie mogą wprowadzać odbiorów w błąd – ewentualne dementi nigdy nie dotrze do wszystkich, których w błąd wprowadzono. Po drugie, istnieją rzadkie wyjątki od tej zasady (gdy inne środki są niedostępne lub nieskuteczne), lecz w każdym przypadku te wyjątki muszą się wiązać z bardzo ważnym interesem społecznym lub ratowaniem/chronieniem ludzkiego życia i zdrowia. Takim interesem społecznym, usprawiedliwiającym wprowadzanie w błąd odbiorców, w żadnym razie nie może być „interes wizerunkowy” dopuszczającego się tego rodzaju manipulacji medium. (Trudno sobie zresztą wyobrazić, aby medium pozwalające sobie na takie postępowanie faktycznie zyskiwało na reputacji).

Po trzecie, dziennikarze nie powinni uczestniczyć w intrygach, a ich przekaz powinien być maksymalnie jasny i transparentny, wolny od manipulacji, ukrytych intencji, a zwłaszcza moralnie dwuznacznej genealogii – to kluczowy wymóg z punktu widzenia wspólnego dobra naszego środowiska, którym jest moderowane przez krytycyzm zaufanie społeczne do przekazów medialnych. Po czwarte, wszelkie prowokacje dziennikarskie dopuszczalne są jedynie w celu ujawnienia (w ważnym interesie społecznym) tego, czego nie można ujawnić zwyczajnymi środkami. Tymczasem faktu, że środowisko dziennikarskie uważa Stanowskiego i „Kanał Zero” za medium powiązane ze światem PiS i jest w związku z tym bardzo wobec niego nieufne, nie trzeba ujawniać za pomocą nadzwyczajnych środków – wystarczy zapytać, a my chętnie odpowiemy, że tak właśnie uważamy. Zastosowanie metody prowokacji było więc niczym nieusprawiedliwione. Po piąte, dziennikarzowi nie wolno wykorzystywać (nadużywać) swojego kierowniczego stanowiska w celu nakłaniania podwładnych do udziału w wątpliwych moralnie działaniach. Tymczasem Stanowski wciągnął do swojej akcji podległych mu pracowników stacji.

    Obecnie raczej nikt już nie ma wątpliwości, do czego zdolny jest „Kanał Zero”. Żaden roztropny człowiek nie udzieli już tej stacji wypowiedzi, która może wszak zostać zmanipulowana lub wykorzystana niezgodnie z intencją mówiącego. Sam tego zresztą doświadczyłem. Byłem jednym z gości programu poświęconego stosunkom polsko-żydowskim – wspomnianego zresztą na początku omawianej tu inscenizacji Stanowskiego. Do programu nie miałem zastrzeżeń, ale już nazajutrz nieoczekiwanie stacja dosłownie napluła mi w twarz, publikując brutalny, pełen kłamstw i przeinaczeń paszkwilancki materiał.

    Ostrzegam więc wszystkich ekspertów i osoby publiczne: do „Kanału Zero” nie chodźcie! Dam też dobrą radę pracownikom Stanowskiego: nie wiem, ile zarabiacie w tym medium, ale jeśli chcecie się rozwijać i mieć dobrą reputację, spadajcie stamtąd w podskokach! Mówię poważnie – jeśli już szyderczo się ze mnie śmiejecie, to niech Wam ten śmiech zamrze na ustach, a w głowie zaświta refleksja. Nie idiota Wam to mówi, choć tak mnie Wasza stacja przedstawia.