Matczak chłoszcze Giertycha i co z tego wynika

No, nie! Tyle chamskiego pyskowania, wulgarnego rechotu, łgarstw w żywe oczy, cynicznych szyderstw i brutalnych pogróżek pada z ust tzw. polityków prawicy, o których powiedzieć, że popełnienie przez nich licznych przestępstw jest wysoce uprawdopodobnione, to jak orzec o hienach, iż preferują produkty odzwierzęce, a tu komu się dostaje od prof. Marcina Matczaka? Kaczyńskiemu? Ziobrze? Czarnkowi? Sasinowi? Morawieckiemu? Może Bielanowi lub chociażby Terleckiemu? Nie! To byłoby zbyt łatwe, zbyt oczywiste i nie wystarczająco „żoliborskie”. Przywalić trzeba komuś „od Tuska”!

Bezpiecznie, higienicznie, symetrycznie… Najlepiej komuś, kto się nie obrazi, nie zemści i w ogóle nic mu się nie stanie, bo nie jest ani biedny, ani chory, ani żadnych innych tytułów do specjalnej ochrony nie posiada. Roman Giertych! O, to jest kandydat idealny! Jak go się spotka gdzieś przy bufecie na gali tego i owego, zawsze będzie można się pośmiać: „A pamiętasz, jak ci przy….łem w Wyborczej?”. Przecież wiadomo, jak to jest z wyrabianiem wierszówki: Never take it personally! Akurat miałem taki dzień, nie wiedziałem, co napisać, i sobie o tobie przypomniałem.

Ileż to ja razy słuchałem takich tekstów! No way! Nie ma zgody na rzucanie łajnem w ludzi, którzy walczą w słusznej sprawie, i to w imieniu nas wszystkich. Jeśli Matczak wie, co zrobić, żeby co dziesiąty gangster polityczny poszedł siedzieć, to niech pokaże, co potrafi. W końcu jest „dr hab.”, a Giertych to prosty magister adwokat, co nie?

Nigdy nie przypuszczałem, że przyjdzie mi bronić Romana Giertycha, od którego dzielą mnie galaktyczne odległości, gdy chodzi o poglądy i życiorys. A tu proszę! Na łamach piątkowej „Gazety Wyborczej” Giertych został wręcz zglanowany przez tracącego już wszelki umiar w praktykowaniu agresywnego symetryzmu prof. Marcina Matczaka. Wyzywa on Giertycha od sadystów i określa mianem „Pawłowicz w spodniach”, przy czym do kompanii dobiera sobie Hannah Arendt, która miała gdzieś napisać, że „naparzanka” w polityce to prosta droga do autorytaryzmu.

Giertych to sadysta, bo pisze do pisowców: „Wyjcie! Wyjcie!”, zachowując się jak kot Tom polujący na myszkę Jerry. „Czy chodzi tu o praworządność, czy o sadyzm, który czerpie przyjemność z zeszmacenia innych? Na pewno nie o wyważony wyrok w imieniu Rzeczypospolitej, raczej o wyrok w imieniu krzywdy pana Romana. Można by to robić niesadystycznie, ale wtedy będzie nudno. A gdy duży, niebieski kot Tom goni Jerry’ego i wali go w łeb młotem, nudno nie jest. Tylko potem relacja się zaburzy i po czterech latach kot znowu zamieni się w mysz”.

Zatroskany Matczak apeluje więc do władz: „Zastanawiam się, czy kiedyś ktoś z polityków Koalicji zwróci uwagę Giertychowi, że swoimi sztubackimi zachowaniami kompromituje ideę rozliczeń. Że zachowuje się jak Krystyna Pawłowicz w spodniach”. Ale żeby nie było, że po prostu robi koledze koło pióra! Przecież tekst niepozbawiony jest odważnej krytyki pod adresem społeczeństwa: „Bo polski suweren po prostu lubi się nap…lać. Kiedyś był to zew bojowy PiS, ale dzisiaj jest godnie kontynuowany. Nap…lanie się jako kwintesencja polskości”.

W oryginale, rzecz jasna, nie ma żadnych kropek, bo nowocześni i wyzbyci wszelkiej hipokryzji i pruderii autorzy nie stronią od języka ulicy! Na to nam Michnik założył gazetę, żebyśmy sobie mogli do woli po inteligencku „k…” rzucać!

Paszkwil, po prostu paszkwil służący temu, żeby podciąć skrzydła jednej z kilku, a co najwyżej kilkunastu osób, na które naprawdę możemy liczyć i którym możemy wierzyć, że chcą posłać bandytów do kryminału, a nie tylko pobawić się z nimi w kotka i myszkę (pozostając przy metaforyce prof. Matczaka), żeby tylko rączka rączkę myła i gdy tamci wrócą do władzy, to żeby nas nie powsadzali.

Dowcip o kimś, kto ukradł, a może go okradli, lecz w każdym razie „zamieszany jest w kradzież”, każdy zna. Szkoda, że niektórzy nie wzięli go sobie do serca. Bo jest mądrzejszy od tezy o autorytaryzmie wyrastającym z walki politycznych plemion. Mówi mianowicie o pewnego rodzaju, bardzo pospolitej skądinąd, niegodziwości, jakiej to właśnie Matczak dopuścił się względem Giertycha. Polega ona na złośliwym i amoralnym pomijaniu kwestii racji i dyskredytowaniu kogoś wyłącznie z powodu formy, jaką wybiera dla wyrażenia swojego stanowiska lub narzędzi, jakimi się posługuje dla osiągnięcia celu. Małoduszni i głupi ludzie myślą, że jak ktoś krzyczy, to nie ma racji, bo przecież prawda ubiera się zawsze w togę bezstronności i spokojnej rozwagi. Małoduszni ludzie myślą, że jak dwóch się obrzuca wyzwiskami, to „na jedno wychodzi”, to znaczy obaj są tak samo winni, bo przecież „nie można nikogo obrażać”.

Mam wytłumaczyć, dlaczego takie myślenie jest głupie i podłe? Może warto, skoro tak wielu ludzi tego nie rozumie… Otóż wyzwiska, szyderstwa, drwiny i wszelkie słowa potępienia mają – jak najbardziej – swoje prawidłowe zastosowania. A mianowicie wtedy, gdy wyrażają słuszny moralny gniew i sprawiedliwie trafiają w złoczyńcę. Nie ma czegoś takiego jak godność bandyty i chama, którą trzeba uszanować. Bynajmniej. Jeśli chce się go „uszanować”, to trzeba do niego przemówić językiem, który rozumie, a nie takim, od którego pysk mu się wykrzywia grymasem szyderstwa.

Giertych szanuje tych, których ściga, i mówi do nich tak, żeby zrozumieli. Mówi im, że się nie boi ich zemsty. A że połowa społeczeństwa mu kibicuje, druga zaś połowa wcale? To źle! Dlatego tak ważne jest, aby nikczemnicy, którzy zdewastowali państwo i okradli naród, szerząc przy tym nienawiść i wszelkie bezwstydne łgarstwo, zostali skutecznie i raz na zawsze unieszkodliwieni. Tak aby niemożliwe stało się to, przed czym ostrzega Matczak: że „jak tamci wrócą”, to będą robić „to samo”.

„Jak tamci wrócą”, to Matczakowi włos z głowy nie spadnie – to rzecz pewna. A Giertycha albo wsadzą, albo zabiją, bo już raz omalże nie wpędzili go do grobu. I może jednak lepiej skorzystać z okazji do siedzenia cicho i nie pod…ać komuś, kto jednak sporo ryzykuje, starając się uwolnić nas od ryzyka powrotu gangsterów do władzy? Zwłaszcza jeśli robi się to z pozycji kanapy.

Natomiast co do idei, że jeśli będziemy walczyć z ludźmi tego reżimu „z godnością” i, jak to się mówi, „nie zniżając się do ich poziomu”, to oni w razie powrotu do władzy będą musieli odwdzięczyć się tym samym, to jest ta idea niczym z bajki o tym, jak powstaje czekolada Milka: a bóbr zawija w pozłotko… Nie!

Jak się będzie chodzić koło nich na paluszkach i przemawiać do nich pięknie i z godnością, to wezmą to za słabość, za którą z radością odwdzięczą się rozjechaniem beemką trzy razy tam i z powrotem, aż się przestaniemy ruszać. Co do zaś społeczeństwa, które od bluzgów się, biedne, jeszcze bardziej polaryzuje, to bardzo mi przykro, ale uczenie połowy Polaków, że PiS to może jest tylko jedna z partii, która po prostu tylko trochę więcej kradła od innych, oznacza brnięcie w jakąś perwersyjną „wychowawczość”, której rezultatem może być jedynie legitymizacja wulgarnego amoralizmu, znanego czytelnikom prasy pod nazwą relatywizmu.

Symetryzm Matczaka to właśnie taka perwersja – uwiedzenie amoralizmem. Że niby „nie bijcie się!” to zawołanie zawsze na miejscu, a przyłączenie się do walki to naiwny i ryzykowny moralnie (stronniczość!) radykalizm. Może symetrysta powiedziałby to Ukraińcom i Rosjanom? Może Matczak zechciałby pouczyć oficerów ukraińskich, że nie mówi się „Idi na ch…!”?

Roman Giertych wali w tych, co trzeba i którym się to należy. A ludzie, którym leży na sercu dobro Polski, nawet mając skrajnie odmienne poglądy, powinni mu w tej „naparzance”, czyli walce o Polskę, kibicować. Jeśli zaś nie stać ich na to, to mogą przynajmniej nie przeszkadzać.

Skoro już tyle dziś o zwierzątkach, to na koniec wspomnę jeszcze o jednym: o żabie, która łapkę podkładała, gdy konie kuli. Warto-ć być jako ta gadzina, Panie Profesorze?