Do sumień komentatorów wojny w Izraelu

Rzadko zdarza mi się przeczytać bądź usłyszeć w polskich i zagranicznych mediach komentarz dotyczący wojny w Izraelu, w którym sympatia dla Hamasu była wystarczająco dobrze zakamuflowana. Właściwie zawsze jeśli nie wprost, to między wierszami można wyczytać i wysłuchać w wypowiedziach polskich i niepolskich dziennikarzy przekaz suflowany przez terrorystów. Hamas może sobie pogratulować, że podprogowo, a częściej całkowicie nadprogowo światowa klasa dziennikarska sączy chłonnym masom jego propagandę.

Gdyby ktoś nie miał wiedzy o Izraelu i konflikcie izraelsko-palestyńskim, a słuchał „mainstreamowych” mediów, choćby i polskich, to generalnie poweźmie takie oto przekonania:

Hamas dopuścił się wprawdzie aktu terroru, lecz to nie on odpowiada za wojnę i śmierć cywilów. Atak terrorystyczny był dla Izraela pretekstem do najazdu na Gazę. W Gazie Hamas sprawuje prawowitą władzę i walczy z Izraelem, który jest agresorem i okupantem. Wprawdzie nazywany jest organizacją terrorystyczną, lecz tak naprawdę to „bojownicy”, którzy walczą o wolną Gazę i wolną Palestynę. Izrael zaś dokonuje w Gazie straszliwych masakr ludności cywilnej, a czyni to z nienawiści do Palestyńczyków. Nie przyjmuje ofert zawieszenia broni, bo chce tej wojny, a już zwłaszcza chce jej Beniamin Netanjahu, któremu politycznie pali się grunt pod nogami, podczas gdy wojna pozwala mu utrzymywać się przy władzy. Wojna musi się jednak skończyć i trzeba zmusić Izrael do tego, aby zgodził się najpierw na rozejm, a potem na wycofanie wojsk z Gazy.

Być może przeczyta moje słowa kilku dziennikarzy, którzy biorą judaszowe srebrniki za powielanie tych kłamstw, i to w przekonaniu, że są częściowo prawdziwe, gdyż stawiają Izrael w jak najgorszym świetle, wobec czego owi medialni moraliści mogą udowodnić miastu i światu, że nie są żadnymi antysemitami, tylko po prostu krytykują Izrael za to, za co krytyka się mu należy? Mam nadzieję, że tak będzie. Mam też nadzieję, że pośród tych szydzących i krzywiących się z odrazy z powodu wylania się na te tutaj łamy „skrajnie syjonistycznego szamba” znajdzie się choć jeden czy jedna, która się odrobinę chociaż zreflektuje i zawstydzi. Jeśli tak się stanie, to warto było ten artykuł napisać.

A więc po kolei i zwięźle. Może najpierw prosty fakt: Hamas nie jest żadną reprezentacją Palestyńczyków ani organizacją militarno-polityczną walczącą o wolną Palestynę, lecz sponsorowanym przez Iran ugrupowaniem terrorystycznym fanatyków islamskich, podobnym do ISIS czy Al-Kaidy. Pod jednym względem różni się jednakże od tamtych, a różnica ta przesądza o tym, że taki ISIS czy Boko Haram powszechnie się potępia, a Hamas nie. Otóż tamte organizacje są ogólnie antyzachodnie, natomiast Hamas wyspecjalizowany jest w mordowaniu Żydów. Nazistowska idea wymordowania żydowskich kobiet, dzieci i mężczyzn jest oficjalną, dumnie głoszoną ideologią tej bandy zbrodniarzy, a przede wszystkim ich codzienną praktyką.

Hamas nie reprezentuje żadnych Palestyńczyków, lecz ich terroryzuje. Stworzył w Gazie brutalny, totalitarny reżim, który z przeciwnikami rozprawia się w jeden sposób: torturując ich i mordując. Nazywanie ich bojownikami i kojarzenie ze sprawą wolności Palestyny jest absurdem, który można wyjaśnić tylko w jeden sposób. Taki mianowicie, że głównym celem Hamasu jest mordowanie Żydów, co nie dla wszystkich jest ideą tak odrażającą, jak np. mordowanie Polaków albo Amerykanów. Dlatego o Al-Kaidzie nie mówi się, że walczyła o wolność Afganistanu, a o Hamasie, owszem, mówi się, że walczy o wolną Palestynę. Nie, nie walczy o wolną Palestynę. Walczy o utrzymanie swojej krwawej tyranii w Gazie i możliwość dalszego mordowania Żydów.

Hamas napadł na Izrael, a Izrael odpowiedział tak, jak uczyniłoby to każde inne państwo. Prowadzi wojnę, w której popełnia zbrodnie – tak jak każde inne państwo prowadzące wojnę. Czy Izrael może się pochwalić tym, że popełnia mniej zbrodni niż inne wojujące państwa? A można mu zarzucić, że popełnia ich więcej? Tego nie wiemy. To znaczy „wiemy” – to mianowicie, co podaje nam do wierzenia Hamas i w co bezkrytycznie wierzy „klasa dziennikarska”, czekająca każdego dnia na kolejne wieści o zbrodniach izraelskich, mające utwierdzić ją, że jej nienawiść do Izraela nie jest żadnym antysemityzmem, lecz naturalną reakcją moralną i emocjonalną przyzwoitego człowieka.

Hamas twierdzi, że zginęło 40 tys. Palestyńczyków. Bardzo stroniący od antysemityzmu dziennikarze i komentatorzy nie tylko wierzą w tę liczbę, lecz bez namysłu obciążają winą za śmierć tych ludzi Izrael i wzywają wyłącznie Izrael do zaprzestania zabijania. Tym samym wzywają Izrael do uznania swej porażki oraz pozostawienia Gazy w rękach Hamasu. Każdy, kto obwinia Izrael o śmierć 40 tys. ludzi i widzi w tym dowód na zbrodniczość Izraela, jawnie popiera Hamas i życzy Hamasowi przetrwania, czyli zwycięstwa. Życzy zwycięstwa nazistom. Brawo!

Gdyby jednak ktoś chciał zabawić się – tak na próbę – w minimalny krytycyzm, obiektywizm, nie mówiąc już o bezstronności – ten od razu zauważy, że liczba 40 tys. zabitych nie mówi dosłownie nic. Czy to dużo, czy mało w tego rodzaju wojnie? Z czym to porównywać? W końcu w różnych wojnach ginie wielokrotnie więcej ludzi. Nie, nie wiemy, czy w tej konkretnej wojnie to dużo czy mało. Przede wszystkim jednakże nie wiemy, ile jest w tej wojnie czynnika zbrodniczego, mierzonego nadmiernymi zgonami cywilów. Nie wiemy, ilu cywilów przypada na jednego zabitego terrorystę. Ocenianie Izraela bez tej danej nie jest nawet złą wolą – jest po prostu mową nienawiści. A może na jednego terrorystę przypada np. 1,5 cywila? I co? To dużo? Naprawdę? A może w wojnach toczonych w mieście ta proporcja bywa znacznie gorsza? Warto by się czegoś dowiedzieć na ten temat, zanim włączy się swój „zbrodniomierz”.

Jednak bezmyślne powtarzanie informacji o liczbie ofiar – w sposób, który brzmi jak oskarżenie o morderstwo – to jeszcze nic w porównaniu z uporczywym przemilczaniem współwinnych tych strat. Przecież niewinne kobiety i dzieci ginące pod żydowskimi bombami tracą życie nie tylko dlatego, że Żyd nacisnął guzik, lecz także dlatego, że Palestyńczyk rozpętał tę wojnę, a potem uczynił wszystko, co w jego mocy, aby otoczyć się cywilami, użyć ich jako żywych tarcz, a o ich śmierć oskarżyć Żydów, na co przecież czeka cały świat. Używanie ludzi jako żywych tarcz jest tak samo wielokrotnie udowodnioną prawdą o Hamasie jak to, że dąży do zamordowania jak największej liczby Żydów, mając ludobójstwo za swoją jawną ideologię.

A jednak nikt nie oskarża Hamasu o śmierć cywilów w Gazie ani nie wzywa Hamasu do poddania się i uwolnienia zakładników. Po raz pierwszy w dziejach współczesnego Zachodu cała prasa stoi po stronie agresora, i to agresora jawnie odwołującego się do nazizmu. Jest to istny horror moralny, który każe raz na zawsze rozstać się z nadzieją, że nazizm zakończył żywot. Jak widać, ma się dobrze. Trudno mi sobie wyobrazić, jaka nienawiść musi być w sercu kogoś, kto broni Hamasu, nie chce dostrzec jego zbrodni wobec ludności Gazy i życzy Hamasowi przetrwania.

Izrael walczy ze zbrodniczą organizacją i popełnia przy tym wiele zbrodni i wiele błędów. Ale walczy nie tylko o własne przetrwanie, lecz również za nas wszystkich. Bo walka z nazistowskim fundamentalizmem islamskim jest częścią walki ze światowym terroryzmem. Izrael walczy też – choć to ironia losu! – o wolność Palestyńczyków w Gazie. Nawet gdyby ich tyrania została zastąpiona okupacją izraelską (co na pewno nie nastąpi, bo Izrael tego bardzo nie chce), sytuacja Palestyńczyków niebywale by się poprawiła w stosunku do tego, co było pod rządami terrorystów. Niestety, nienawiść do Żydów i żądza ich mordowania konsoliduje dużą część (może nawet większość) młodego społeczeństwa Gazy, uczonego od dziecka, że najwyższą chwałą jest zabijanie. Dlatego Hamas ma ogromne poparcie w Gazie. Gdyby Palestyńczycy z Gazy rozumieli, czym jest wolność i co jest w ich interesie, to zamiast przyłączać się do bandy terrorystów, która zniszczyła ich miasto i sukcesywnie ich morduje, powstaliby przeciwko niej.

Ta wojna mogłaby się skończyć jednego dnia – gdyby Hamas się poddał lub gdyby mieszkańcy Gazy wystąpili przeciwko swoim oprawcom. I co? Coś nie tak? Może jestem nieścisły? Może jest odwrotnie i wojna by trwała, gdyby Hamas się poddał i wypuścił zakładników? No nie. Nie o to chodzi. Jeśli komuś coś się nie podoba z tego, co napisałem, to nie dlatego, że to nieprawda, lecz dlatego, że taka ewentualność mu nie odpowiada. „Komentatura” nie wyraża życzenia, aby Hamas się poddał lub został pokonany, gdyż po prostu tego nie chce!

I tu dochodzimy do sprawy rozejmu. Dziennikarze piszą o rozejmie w taki sposób, jak gdyby rozumiało się samo przez się, że jest czymś dobrym i pożądanym, a wyższość moralna jest po stronie tego, kto rozejm proponuje. Doprawdy? A niby dlaczego rozejm jest dobry? Czy nie dlatego, że tylko tak się dla niepoznaki nazywa, a tak naprawdę ma być zakończeniem wojny – i to zakończeniem, w wyniku którego Izrael przegra, bo Hamas nadal będzie rządzić w Gazie? Ależ oczywiście! Dokładnie o to chodzi dziennikarzom i komentatorom. Ani myślą zadać pytanie, na ile rozejm docelowo ułatwi pokonanie Hamasu. Dla kogoś, kto nienawidzi Żydów, pytanie, co zrobić, aby banda terrorystów powołana do mordowania Żydów została rozbita, to jakaś groźna herezja. Sza! Bo jeszcze się spełni!

Rozejm – z punktu widzenia kogoś, kto nie jest owładnięty nienawiścią do Izraela – ma tylko taki sens, że może ułatwić uwolnienie zakładników. Dlatego popiera go wielu Izraelczyków i wiele rządów, łącznie z USA. Ale cena będzie straszna. Przerwanie walk sprawi, że Hamas się przegrupuje, uzupełni braki, odpocznie. W konsekwencji wojna się przedłuży i zginie więcej ludzi. A może być nawet gorzej – rozejm przekształci się w status quo, które pozwoli Hamasowi nadal panować nad Gazą i siać terror w Gazie i w Izraelu. I chyba się bardzo nie pomylę, gdy powiem, że nasi drodzy dziennikarze i komentatorzy właśnie tego sobie życzą.

Dzieje konfliktu palestyńsko-izraelskiego to pasmo zbrodni i historia wielokrotnie zawiedzionych nadziei. Izrael ma na sumieniu ogromne krzywdy wobec ludności arabskiej i palestyńskiej i vice versa. Ale w konkretnej sytuacji, jaką jest konieczność unieszkodliwienia jawnych nazistów, wszystko to nie ma znaczenia. Niestety, Izrael walczy z nazizmem sam. Bo losem mordowanych Żydów świat nie interesuje się nigdy, natomiast wokół mordującego Żyda zawsze zbiera się tłum ryczący z wściekłości i uniesiony ekstatyczną egzaltacją: Żyd morduje! A nie mówiliśmy! Żydzi to naród morderców dzieci! Nie jesteśmy antysemitami – sami popatrzcie, co zrobili!

Żydzi byli, są i będą mordowani. Świat zawsze będzie przeciwko nim. To się nie zmieni. I choć powszechna w świecie nienawiść do Żydów kosztuje życie wielu ludzi – głównie Palestyńczyków – to ma taką dziwną konsekwencję, że ten niewielki i rozproszony lud, aby przetrwać, musiał się przeistoczyć z bezbronnej, biednej i rozmodlonej magmy, którą był przez stulecia, w twardy, sprężysty i wojowniczy naród, który nie cofa się i nie poddaje. I, niestety, zabija swoich wrogów.