Co robić z psychopatami? Co robić z takimi jak Łukasz Ż.?
Tak to już jest, że gdy z powodu wojny albo katastrofy naturalnej z jakiegoś terenu znika władza i zapanowuje anarchia, to z nie wiadomo jakich nor wypełzają szabrownicy i rabusie. Zaczyna się od zwykłych kradzieży z opustoszałych sklepów i mieszkań, ale po kilku dniach rozzuchwalone bandy zaczynają terroryzować ludzi, rabować ich z dobytku, bić, a w końcu zabijać.
Postępujące zdziczenie wyodrębnia w społeczności pokaźną grupę bandytów, którzy ją terroryzują, a w końcu (jeśli nie przybywa pomoc wojskowa i policyjna) wytwarzają własny, oparty na terrorze porządek. Jeśli warunki polityczne i militarne temu sprzyjają, może się on utrwalić i ulec samoczynnej legalizacji.
Przełomem jest moment, w którym banda zaczyna szukać poparcia, oferując pomoc i dystrybuując zagarnięte dobra pomiędzy tych, którzy przyobiecają jej lojalność. Wkrótce pojawia się załgana legenda chwały bandytów, zabity w walce dowódca jakiegoś oddziału zostaje desygnowany do roli bohatera „walk wyzwoleńczych”, a utalentowany członek bandy rysuje symbol „organizacji” bądź komponuje jej pieśń bojową. Jeszcze rok albo dwa i już mamy „republikę autonomiczną”, zwłaszcza jak po drodze któreś z mocarstw lokalnych bądź globalnych zainteresuje się ambitnymi „bojownikami” i dostarczy im parę skrzynek broni, walizkę gotówki i kilku emerytowanych oficerów w roli „doradców”.
Ileż to razy już się wydarzyło w Ameryce Południowej, w Afryce, w Azji, a przecież i w Europie nie inaczej (choć nieco dawniej)! Jednakże na początku jest właśnie zwykły bandzior-szabrownik. Jak to jest możliwe, że zjawia się zawsze, gdy dzieje się nieszczęście? Odpowiedź tkwi w pospolitości zła. Kandydat na bandytę może być i zwykle jest dość pospolitej konduity. Ot, zaniedbany dzieciak, żyjący w ciągłym deficycie emocjonalnym, od małego doświadczający przemocy, pozbawiony oparcia w jakiejkolwiek dorosłej i stabilnej osobie. Taki nastolatek czy dwudziestolatek lgnie do każdego, kto gotów jest objąć go opieką i zapewnić poczucie bezpieczeństwa. Żadnych skrupułów wobec dołączenia do gangu nie czuje, bo nigdy nie uczono go szacunku dla własności, a przemoc jest dla niego czymś naturalnym. Na to zaniedbanie i pierwotny deficyt socjalizacji często nakłada się niski poziom inteligencji, skutkujący brakiem krytycyzmu i zdolności wyobrażenia sobie konsekwencji, do jakich prowadzić mogą popełniane przez niego przestępstwa. A gdy już raz się zaczęło, to bardzo trudno z tego wyjść. „Złe towarzystwo” trzyma mocno i bardzo szybko ten, kto w nie wpadł, staje się „złym towarzystwem” dla innych.
Zwykła, banalna ścieżka demoralizacji tłumaczy zwykłe i banalne zło, takie jak okazjonalne kradzieże (okazja, także powodziowa, czyni złodzieja) czy też przynależność do hierarchicznej grupy młodocianych przestępców. Inaczej ma się jednakże sprawa z bezwzględnymi bandytami, popełniającymi brutalne zbrodnie i aspirującymi do przywództwa w grupach przestępczych albo – odwrotnie – stającymi się morderczymi „samotnymi wilkami”. Mamy tu do czynienia z osobnikami zaburzonymi – i to w sensie definicyjnym. Są bowiem takie zachowania (jednostkowe, a najczęściej powtarzalne, seryjne), które wystarczą do rozpoznania osobowości zaburzonej. Inaczej mówiąc, zdarzają się czyny, których nie popełni „nikt normalny”.
Łukasz Ż., którego właśnie złapano w Niemczech, notoryczny przestępca, handlarz narkotykowy, oszust i pirat drogowy, z pewnością jest socjopatą bądź psychopatą. Zabawiał się w wyścigi na ulicy mimo pięciokrotnego zakazu prowadzenia pojazdów mechanicznych, zabił, zbiegł z miejsca wypadku, nakazał kolegom kłamać policji. Słowem, bandzior pełną gębą. Nielękający się policji ani sądu. Za nic mający ludzkie życie, nieznający strachu ani wyrzutów sumienia. Żyjący tu i teraz, napędzany zwierzęcym instynktem przetrwania. Czy to zdemoralizowany socjopata, czy prawdziwy psychopata z atypowym mózgiem i niezdolny do żadnej empatii – tego się pewnie dowiemy z prasy za kilka miesięcy. Dostanie wyrok – może nawet taki za spowodowanie katastrofy albo zabójstwo – i przez wiele lat będzie terroryzował i demoralizował współwięźniów. Jako że jest bardzo młody (ma tylko 26 lat), system penitencjarny długo będzie nad nim pracował i go „resocjalizował”. Jeśli jest psychopatą – z pewnością nieskutecznie. Bo tacy nie podlegają resocjalizacji. Można ich tylko kontrolować i trzymać na krótkiej smyczy.
Niestety, stare przesądy i swoista pycha dawnej psychologii sprawiają, że system prawny i system penitencjarny są praktycznie bezbronne wobec groźnych bandytów i psychopatów, których nie da się już zmienić. Są zatwardziałymi recydywistami, którzy wprawdzie dostają kolejne wyroki, lecz potem są wypuszczani z więzień na wolność, gdzie od pierwszego dnia zaczynają popełniać kolejne przestępstwa. Któreś z kolei niechybnie zaprowadzi ich z powrotem za kraty. I tak aż do późnego wieku, gdy tracą siły niezbędne do stosowania przemocy. Społeczeństwo może odpocząć od notorycznego przestępcy dopiero, gdy się zestarzeje i straci zdrowie.
Istnieją poważne trudności z diagnozowaniem psycho- i socjopatii, wobec czego trudno oddzielić tych przestępców, którzy zasługują na leczenie i którzy mogą być przez sądy potraktowani łagodniej z powodu niezawinionego zaburzenia, od tych, których nie ma sensu poddawać terapii. Dlatego system woli unikać posługiwania się tymi nieostrymi kategoriami. Po prostu skazuje brutalnych bandziorów za kolejne przestępstwa popełnione „w warunkach recydywy”. Oprócz izolowania i dalszych kar nakładanych przez kierownictwo zakładów karnych oraz sądy penitencjarne nic z takimi typami jak Łukasz Ż. się nie robi.
Dlaczego tak się dzieje? Ano dlatego, że maszyneria tzw. resocjalizacji nie po to jest uruchamiana, aby potem ogłaszać jej bezradność i nieskuteczność. Łukasz Ż. będzie przeto uczestniczył w rozmaitych zajęciach, sesjach terapeutycznych itd., a wychowawcy i psychologowie penitencjarni będą pisać na jego temat coraz bardziej sceptyczne raporty. I minie wiele lat, zanim system „zostawi go w spokoju” jako (być może, bo przecież nie mogę tego rozstrzygać) przypadek beznadziejny. „Zostawi w spokoju”, czyli pozwoli odsiadywać kolejne wyroki albo jeden wyrok dożywotniego pozbawienia wolności bez żadnych dalszych terapii i dyscyplinujących rozmów.
Najwyższy czas, aby pomyśleć o wprowadzeniu do kodeksu karnego możliwości objęcia wyjątkowo niebezpiecznych przestępców dozorem policyjno-psychiatrycznym po zakończeniu kary. Psychopata musi być na krótkiej smyczy – spotykać się co kilka tygodni z twardym i odpowiednio przeszkolonym policjantem i psychiatrą, którzy będą kontrolować jego życie i przypominać mu, jakie może ponieść konsekwencje popełnienia kolejnych przestępstw. Ci ludzie powinni być stale nadzorowani, w tym elektronicznie, oraz mieć orzeczone ograniczenie wolności i nadzór kuratorski. Ich dane muszą być dostępne wszystkim służbom, a także międzynarodowym organizacjom policyjnym.
Inaczej mówiąc, prawo karne powinno być poszerzone o możliwość skazywania zdemoralizowanych i niepoprawnych recydywistów, popełniających kolejne brutalne przestępstwa, nie tylko na karę bezwzględnego pozbawienia wolności, lecz również na znacznie dłuższą bądź dożywotnią karę ograniczenia wolności – pod rygorem powrotu do zakładu karnego w razie niewypełniania obowiązków skazanego względem instancji nadzorczych bądź też niewłaściwego zachowania względem nich.
Nikogo nie wolno piętnować – nawet psychopaty. Nie wolno ujawniać danych, oznaczać, ujawniać miejsca zamieszkania ani czynić niczego, co mogłoby być zaproszeniem do samosądu. Czym innym jest jednakże piętnowanie bądź innego rodzaju naruszanie praw człowieka, a czym innym dodatkowe karanie ograniczeniem wolności. Nadzór nad Łukaszami Ż. jest po prostu formą społecznej samoobrony. Jednocześnie jest bardzo korzystny dla samego przestępcy, bo zmniejsza ryzyko popełnienia przez niego kolejnych ciężkich przestępstw, a tym samym zmniejsza ryzyko kolejnego pobytu w zakładzie karnym.
Nadzór nad bandytą, który opuścił więzienie, to jednakże nie wszystko. Taki człowiek ma zwykle jakąś rodzinę i sąsiadów, których dręczy. To rodzinne i społeczne środowisko również musi zostać objęte pomocą. Ich cierpienie, często najzupełniej niezawinione, może być bowiem ogromne. Jest czymś nieludzkim i okrutnym, że tylu ludzi, w tym kobiet i dzieci, pozostaje w zależności od brutalnych psychopatów, którzy budzą w nich przerażenie i wobec których bywają niemalże bezbronni.
Łukaszów Ż. nie jest w Polsce ani stu, ani tysiąc. Są ich dziesiątki tysięcy. Zauważenie tego, że są przestępcy i przestępcy – normalni i patologiczni – jest niezbędne, jeśli chcemy stworzyć bezpieczne społeczeństwo bez przemocy. Odsiadka nie załatwia sprawy, a resocjalizacja jest tylko dla „normalnych”. Z psychopatami trzeba bezpieczeństwo negocjować i mieć do tego twarde narzędzia. Bo to nie są ludzie, z którymi można „po dobroci”. Realistyczny system karno-nadzorczy wymierzony w tych, których nazywamy socjopatami oraz psychopatami, sprzężony z systemem lecznictwa psychiatrycznego i resocjalizacji będzie bardzo kosztowny. Ale pozostawianie psychopatów samym sobie jest kosztowne o wiele bardziej.