Co byśmy poczęli bez Tuska?
Donald Tusk znalazł się w potrzasku. Właściwie nic i nikt mu nie pomaga. Ma kłopoty w koalicji, ma coraz mniej sympatii ze strony dziennikarzy, a ludziom opadły emocje i nie chce się im już kontynuować miodowego miesiąca z władzą. I w dodatku to wszystko nie wina Tuska!
PSL ma zobowiązania wobec Kościoła i robi obstrukcję w sprawie aborcji. Lewica zaciągnęła zobowiązania wobec kobiet i coraz głośniej domaga się rozwiązania tego problemu. Rząd trzeszczy w szwach, a w dodatku nadchodzą wybory prezydenckie, w których każda partia będzie chciała trochę podnieść sobie sondaże. A to oznacza, że kandydat Lewicy, podobnie jak Szymon Hołownia, będzie musiał trochę podgryzać Radosława Sikorskiego czy Rafała Trzaskowskiego, co z pewnością nie przysłuży się do ocieplenia atmosfery w koalicji. No i jeszcze ta kłopotliwa sprawa zawieszenia prawa do azylu. Coś będzie trzeba z tym zrobić, bo to jednak za gruba buła do przełknięcia. Powstała panika moralna i niełatwo będzie ją wygasić.
Dziennikarze nie mają wyjścia i muszą trochę po „strategii migracyjnej” pojeździć, a poza tym trwają podsumowania pierwszego roku rządów Tuska i nie mogą być one entuzjastyczne. Ale niby czego mieliśmy się spodziewać po rządzie koalicyjnym, powołanym w stanie wyższej konieczności, wobec egzystencjalnego zagrożenia demokratycznego państwa prawa? To nie jest naturalna koalicja, lecz zlepek utworzony z partyjnych nominatów.
No i jeszcze te rozliczenia z PiS. Tusk zastał państwo w stanie systemowego bezprawia i po prostu jest niemożliwe rządzenie nim bez naruszania sprzecznych przepisów bądź posługiwania się przepisami jawnie niezgodnymi z konstytucją. Nie da się posprzątać stajni Augiasza za pomocą miotełki. Trzeba działać poza prawem, zastępując większe bezprawie mniejszym, czyli działając w zgodzie z duchem praw wyższego rzędu, na czele z konstytucją. Ale takie postępowanie jest frustrujące i męczące, bo zawsze będzie atakowane jako bezprawne. A do tego prokuratorzy i sędziowie po prostu się boją rozliczać PiS. W dodatku nie mają na to dość czasu i środków.
I tak wszystko zmierza do bezkarności. Obajtek jest na wolności, Morawiecki, Kaczyński sobie hulają, a o SKOK-ach to nawet szkoda gadać. Tracimy nadzieję na ujrzenie głównych aferzystów przed obliczem sądów i w więzieniach. Może kilka, kilkanaście płotek. Może jakieś „zastępcze” wyroki w zawieszeniu. Nic wielkiego.
Cóż, klasa polityczna to środowisko koleżeńskie. Niezbyt poważane ani niezbyt moralne. Raczej działa wedle zasady: „kruk krukowi oka nie wykole”. Tusk jest silny, ale nie może zmienić zasad gry. A są takie, że nawet jeśli w sferze retorycznej dawno już puściły wszelkie hamulce, co oznacza, że podczas gdy wystraszeni i rozsierdzeni gangsterzy szczekają, normalni politycy mogą nazywać rzeczy po imieniu, to jednak pod spodem nadal wszyscy są kolegami. To wkurzające, ale taka jest psychologia władzy. Restauracja sejmowa łączy.
Kaczyński wygrał ten rok, bo udało mu się przekonać Polaków, że PiS kradł i łamał prawo tylko trochę bardziej niż PO, za to „lepiej płacił”. Chwycił też za kark swoich ludzi i kazał im uwierzyć, że władzę da się odzyskać i już nigdy jej nie oddać. Uwierzyli. No i co z tym ma teraz zrobić premier?
Tusk nie ma wyjścia – musi być populistą i podkradać Kaczyńskiemu tematy, bo rzeczą, na którą w żaden sposób nie możemy sobie pozwolić, jest powtórka z wyborów prezydenckich w 2015 r., kiedy lekceważenie PiS doprowadziło do katastrofalnego wyboru Andrzeja Dudy. Teraz wszystko zostanie podporządkowane odzyskaniu Pałacu Prezydenckiego, co stanowi niezbędny warunek przywrócenia praworządności. Będziemy nadal się zadłużać, wszystkie niezbędne oszczędności i bolesne reformy zostaną odsunięte w czasie, a Donald Tusk nadal będzie jeździł na kasztance jak jakiś zbawca narodu. A my, komentatorzy, będziemy patrzeć na to z mieszaniną nadziei i zgorszenia.
No, nie jest fajnie i nie będzie. Ale przyznacie sami – gdyby nie było Tuska, bylibyśmy naprawdę w… I nawet nie moglibyśmy się tam urządzić. Już by nam na to nie pozwolono. Teraz przynajmniej karty zostały odkryte – gramy o wszystko, także w znaczeniu naszego osobistego losu. Jeśli PiS wróci do władzy, to po prostu powsadza nas do więzienia i zaprowadzi swój PRL bis w wersji „na Orbána/Erdoğana”. Przynajmniej nie mamy już złudzeń.
I choćbyśmy nie przepadali za lekko cynicznym i skłonnym do brutalności Donaldem Tuskiem, to mamy tylko jego jednego. Z takimi twardzielami jak Giertych (nie moja bajka) i Sikorski (moja bajka) u boku jest w stanie rozwalić gang Kaczyńskiego i zneutralizować kryminalno-polityczne zagrożenie. A przeciwnik to potężny, bo silny nie tylko układami i społecznym zakorzenieniem, lecz aktywnie wspierany przez wrogów Europy w Moskwie i w Rzymie.
I gdybyż ten Donald Tusk faktycznie miał poparcie Niemiec. Ale to tylko legenda. Jest sam. Ma partię, a partia to byt raczej cherlawy. Może jedynie liczyć na nasz strach przed powrotem koszmaru lat 2015–23 w wersji turbo. A więc bójmy się, bójmy! I wspierajmy Tuska, bo naprawdę nic lepszego nie mamy. Przywódca polityczny to nie narzeczona – nie musi się podobać i nie trzeba go kochać. To ktoś, kto ma nas obronić przed zagrożeniami i zapewnić stabilność. Więc jaki jest, taki jest, ale dobrze, że jest!