Auschwitz – porażka pamięci
80 lat temu Armia Czerwona wyzwoliła Auschwitz, a dokładniej ok. 7500 pozostałych tam jeszcze więźniów. W kontekście toczącej się wojny i całkowicie zrujnowanych stosunków z Rosją ten fakt jest trudny do pamiętania i uznania za fakt właśnie. Na tyle trudny, że na obchodach okrągłej rocznicy 27 stycznia na terenie muzeum byłego nazistowskiego obozu zabrakło delegacji rosyjskiej. W pewien sposób reprezentantami wyzwolicieli byli przywódcy państw powstałych z rozpadu ZSRR, na czele z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim. Ta rosyjska nieobecność to jeden z wielu kamieni na wyboistej drodze pamięci o Auschwitz i Zagładzie Żydów.
Różne czynniki złożyły się na to, że Auschwitz był przez te osiem dekad niewłaściwie pamiętany i źle rozumiany. Kompleksy, manipulacje i przesądy wisiały jak ciężka chmura nad terenem obozu, a miazmaty fałszu snuły się po mediach i programach szkolnych całego świata. Winni temu byli (i wciąż są) niemalże wszyscy – Polacy, Niemcy, Izraelczycy, Rosjanie. Niby prawda jest znana i dostępna, a jednak pokusa, żeby coś na Auschwitz „ugrać”, była zbyt wielka. Na Zachodzie i w Izraelu słyszało się powtarzane po wielokroć kłamstwo, że największy obóz zagłady powstał właśnie tu, a nie gdzie indziej, bo polska ludność sprzyjała mordowaniu Żydów, tworząc korzystne otoczenie dla zbrodniczego dzieła. Słyszałem tę opinię wiele razy, nawet od izraelskich przewodników w jerozolimskim muzeum Jad Waszem.
W opowieści niemieckiej Auschwitz to miejsce symbolizujące dokonaną przez Niemców Zagładę Żydów, ale już nic więcej. Niemcy nawet dziś najczęściej koncentrują się na swojej największej zbrodni, poniekąd przesłaniając nią pozostałe, łącznie z terrorem i masowym, liczonym w milionach mordowaniem nieżydowskich Polaków. Dla polskiej wrażliwości jest to bolesne i nie do zaakceptowania.
Jednakże polskie grzechy pamięci również są niemałe. Za PRL powszechnie panowało kłamstwo polegające na zazdrosnym zawłaszczaniu Zagłady. Nie mówiło się o Żydach – nieustannie pokazywane zdjęcia wyniszczonych więźniów i trupów miały ilustrować domyślną tezę, że ofiary to Polacy, oczywiście tacy jak widzowie, czyli nieżydowscy Polacy. W tle była sowiecka narracja o ofiarach faszyzmu reprezentujących wiele narodów – z narodem na „Ż” na samym końcu alfabetycznej listy.
Po 1989 r. zawłaszczanie Zagłady się skończyło, ale nie do końca, bo zastąpiło je zazdrosne „podczepianie się” pod Zagładę Żydów, czyli suflowanie społeczeństwu tezy mówiącej, że, owszem, była Zagłada, lecz przecież Polacy cierpieli niewiele mniej albo byli „drudzy w kolejce”. Do dziś spotykamy te manipulacje – mówienie o polskich ofiarach Auschwitz, że „poszły na zagładę”, zacieranie rozróżnienia między obozem pracy, obozem koncentracyjnym a obozem zagłady (w tym przypadku: Auschwitz II – Birkenau), a także pomijanie milczeniem faktu, że akurat Auschwitz był bardzo międzynarodowym miejscem, zaś większość jego ofiar to Żydzi spoza Polski (zwłaszcza zaś z Węgier).
W rezultacie do dziś Polacy nie bardzo wiedzą, czego symbolem jest Auschwitz. Nie do końca wiedzą, kogo truto słynnym Cyklonem B w komorach gazowych (Żydów i Polaków?) i z jakiego dokładnie powodu cały świat ze zgrozą i smutkiem wciąż wypowiada to słowo: Auschwitz. Ta niewiedza odbija się głuchą ciszą w Treblince – największym cmentarzysku polskich obywateli. Polacy nie znają tego miejsca i się z nim nie identyfikują. „Zagranica” też nie bardzo, bo chyba jednak zachodnioeuropejscy Żydzi znaczą dla Zachodu więcej niż ci Polscy, których 800 tysięcy wytruto i zakopano we wsi Treblinka gdzieś na końcu świata (dziś godzinę jazdy z Warszawy).
Nie chce też Europa (Polska też nie) wiedzieć, że na wieżyczkach strażniczych Auschwitz i innych obozów śmierci stali ubrani w niemieckie mundury młodzi mężczyźni niejednej bynajmniej narodowości. Jeśli Niemcy starają się swoje zbrodnie zredukować do Zagłady Żydów, to inni im na to pozwalają pod warunkiem, że w sprawie Zagłady Niemcy wezmą na siebie 100 proc. winy, a wszelki udział innych nacji będzie tematem tabu. I tak do pewnego stopnia wciąż jest.
Nie udała się pamięć o Auschwitz. Zbyt wiele wokół tego ikonicznego obozu i jego nazwy emocji oraz interesów, a i samo zjawisko „Auschwitz” zbyt jest złożone i ciemne. Rzecz jasna kto chce, to się dowie – publikacji nie brakuje. Tyle że mało kto chce. I mało kto przejął się naczelnym hasłem globalnego wysiłku pamięci o Zagładzie: „Nigdy więcej!”.
Niestety, nadzieje, że rozumienie, czym był obóz zagłady Auschwitz-Birkenau i skąd się wzięła Zagłada, spowoduje powszechną niezgodę społeczeństw na faszyzm i nazizm, spaliły na panewce. Tak naprawdę przyczyny Zagłady wciąż są w dużej mierze tematem tabu. Szerokie kręgi społeczne – także w Polsce – nie wiedzą, czym był faszyzm, a czym nazizm i w jaki sposób te ideologie podbiły serca setek milionów ludzi na kilku kontynentach. Mało kogo to interesuje i mało kto „boi się o Żydów”. Piszę to w cudzysłowie, bo jakże absurdalnie to brzmi! A absurdalność tego wyrażenia jest najlepszym potwierdzeniem egzotyczności zjawiska, które określa. Zaiste. W kilku krajach Bliskiego Wschodu tysiące uzbrojonych wielbicieli Hitlera każdego dnia wyrzuca przed siebie ręce w nazistowskim salucie, przysięgając, że zabijanie Żydów będzie im najświętszym nakazem.
Powiedzieć, że nikogo (poza Żydami i garstką ich przyjaciół) to nie obchodzi, znaczyłoby skłamać. Świat patrzy na to od wielu lat raczej ze zrozumieniem niż z obojętnością. A gdy chodzi o wielkich nieobecnych tegorocznych uroczystości rocznicowych, to na wysłanie swych delegacji nie zdobyło się żadne z państw Lewantu i Afryki. Świat muzułmański reprezentują Turcy i Azerowie. I to trzeba docenić.