Dlaczego PiS wkrótce upadnie
PiS dostał władzę fuksem, mając tylko 37 proc. Dziś spada poniżej 30 proc. Za rok będzie miał 25 proc., czyli swój twardy elektorat ze ściany wschodniej oraz beneficjentów reżimu. Mimo że z pewnością zmieni ordynację pod siebie, tak jak uczynił to Orbán, to i tak z takim poparciem nie będą w stanie utrzymać władzy.
Dobrze, jeśli do końca kadencji utrzymają większość parlamentarną, co bynajmniej nie jest pewne. Już w 2018 r. przegrają wojnę o duże miasta. W 2019 r. przegrają zaś wybory do Sejmu. Skończy się smuta, zacznie się kilkuletni proces naprawiania państwa i restytucji standardów demokratycznych (nigdy zresztą w Polsce niewygórowanych) oraz znacznie dłuższy proces odzyskiwania reputacji w Europie.
Gniew ludu zmiecie PiS ze sceny. Bo PiS jest słaby i tchórzliwy, a przede wszystkim potwornie nieudolny i groteskowo niekompetentny. Ucieka w popłochu, jak tylko tupnąć, i na gwałt szuka jakichś fachowców do rządzenia tym państwem, lecz ich po prostu w PiS nie ma. Oto dlaczego możemy być spokojni, że ten dramat nie potrwa długo:
Znudzenie 500+ i niespełnione obietnice. Ludzie cieszą się dziś tymi pieniędzmi, lecz za rok potencjał wdzięczności będzie już wyczerpany. Przyzwyczają się, a za to zacznie ich złościć, że rosną podatki, kwota wolna od opodatkowania stoi w miejscu, wiek emerytalny jaki był, taki jest, a rachunki coraz wyższe. Nic się nie zmieni w przychodniach lekarskich, w szkołach kompletny chaos i jeszcze więcej księży. Zamiast porządku – jeszcze większy bałagan, bo urzędnicy z partyjnego nadania są nieudolni i aroganccy.
Rozpad państwa. Totalna wyrzynka wszystkiego, co ma jakąkolwiek pensję, i przejmowanie wszystkich możliwych stanowisk przez partię szybko doprowadzą do destrukcji państwa. Powoli już stajemy się jednym wielkim Janowem. PiS nie ma kadr. Partyjne tłumoki na stołkach rozwalą każdą instytucję. Teraz właśnie przyszła kolej na ZUS – wyrzucili wszystkich szefów oddziałów wojewódzkich. Zanarchizowane instytucje staną się niewydolne, jak za PRL, a z telewizora będzie się wylewał bezwstydny potok partyjnego samochwalstwa i propagandy. Ludzie zobaczą, jak to jest w takim PRL, i z pewnością im się to nie spodoba. Bo PRL jednak nie był taki fajny, zwłaszcza dla kogoś, kto zakosztował wolności. A Polacy przez ćwierć wieku jednak jej zakosztowali.
Niszczenie zaplecza. PiS w swojej samobójczej arogancji wali jednocześnie we wszystkie środowiska. Dziś ma przeciwko sobie lekarzy i pielęgniarki, nauczycieli, rolników (za brak dopłat i niespełnione obietnice), sędziów i prokuratorów, przedsiębiorców (z powodu policyjnych nagonek, akcji „uszczelaniania VAT” itp.), urzędników (drążących z lęku przez czystkami), a nawet Solidarność. Sięgając zaś do wnętrza ciała kobiety, dodatkowo odstręcza od siebie setki tysięcy wyborców. Bo niewykształcone katoliczki ze wsi i małych miast też mają swoją godność i prywatność…
Wycofanie poparcia przez Kościół. Kościół idzie zawsze z przyszłą władzą. Gdy zobaczy, że PiS dał już wszystko, co mógł dać, a na następną kadencję się nie zanosi – zasadzi Kaczyńskiemu kopa. Nie będzie już agitki z ambon w 2018 ani w 2019 r.
Powrót Tuska. Tusk nie ma wyjścia – a jak wróci za trzy lata, to powalczy. A ile powalczy, tyle powalczy, ale zawsze coś im urwie.
Demobilizacja działaczy. Każdy, kto miał dostać stanowisko, już dostał (a nawet dwa) i zajmuje się swoją kasą, a nie łażeniem do partii. Bo jak dostał, to za czym jeszcze ma chodzić? A kto nie dostał, to się obraził i też nie będzie na deszczu rozdawać ulotek.
Całkowita izolacja dyplomatyczna i odcięcie od UE. Polska formalnie należy do Unii, lecz jej członkostwo jest de facto zamrożone. Staliśmy się gigantycznym rozczarowaniem, żenadą i kłopotem. Unia będzie wygaszać relacje z Polską i ograniczać dotacje, jak tylko się da. Dziś politycy Zachodu mówią już o tym wprost. Alain Juppé powiedział, że Polska nie dorosła do Unii. Czy można sobie wyobrazić, żeby jakiś polityk zachodni tak o nas się wyraził przed 2015 rokiem? To katastrofa. Polacy za jakiś czas zrozumieją, że odpływamy od Zachodu, i powiedzą „nie”.
Wzrost cen. Osłabienie złotego, wzrost kosztów importu, upadek giełdy, odpływ inwestycji z Polski, rosnący dług wewnętrzny i zewnętrzny – to wszystko spowoduje kryzys gospodarczy i wzrost cen. Do tego pójdą w górę rachunki za prąd i wodę, czego Polacy nienawidzą. Za rok odechce im się Kaczyńskiego.
Osłabienie Kaczyńskiego w partii. Kaczyński jest słabego zdrowia. Również z tego powodu jego władza nad partią będzie się stawała coraz bardziej iluzoryczna. Buldogi już się gryzą pod dywanem, a za rok będą się po nim tarzać na naszych oczach. Walka o wpływy, a zwłaszcza groźba przejęcia partii przez ludzi Ziobry i Dudy bądź Macierewicza, spowoduje wyrzynkę, ucieczki i inne procesy destrukcji w PiS. A wszystko to przed wyborami samorządowymi 2018. Te wybory PiS przegra.
Mobilizacja opozycji. Opozycja już poczuła krew. Wystawi mocne listy, a wrogość wobec PiS skłoni poszczególne ugrupowania do współpracy koalicyjnej po wyborach, a nawet przed wyborami. Również lewica będzie poważniejsza i skuteczniejsza, bo inaczej zginie.
A więc głowa do góry! Zjednoczone siły demokratycznej prawicy i demokratycznej lewicy odepchną recydywistów komuny i pogrzebią ten odrażający klerykalno-nacjonalistyczny reżim, oparty na małych karierowiczach i lizusach o mentalności ministranta. PiS już dzisiaj jest w defensywie. Jutro będzie w panice (będą zamykać?), a pojutrze będzie miał 20 proc. A wtedy to już jakby go nie było. Właśnie odbiliśmy się od dna i za chwilę zobaczymy światło nad nami. Jeszcze Polska nie zginęła!