Islamscy szpiedzy w Agorze?
Media Agory celują ostatnio w propagowaniu palestyńskiej narracji na temat konfliktu między Żydami i Palestyńczykami. Narracji żydowskiej nie propagują, bo takowej nie ma, a że powielać rządowej nie wypada, to jasna sprawa.
Żydzi, w odróżnieniu od Arabów i Palestyńczyków zamieszkujących kraje arabskie, korzystają z wolności słowa i mają różne opinie – w tym również zbliżone do oficjalnej linii palestyńskiej. Ich prawo. Co innego jednak poważny koncern prasowy – tu oczekujemy sądów wyważonych i sprawiedliwych, opartych na znajomości rzeczy. Niska jakość i brak krytycyzmu materiałów, jakie czytam na portalach Agory, i których słucham w jej rozgłośniach, świadczy o tym, że media te uległy wpływom palestyńskich propagandzistów, a redaktorzy zobowiązani do czuwania nad jakością i dziennikarską rzetelnością przekazu swoją czujność w tej materii utracili.
Zapewne po prostu na tyle mało wiedzą, co tam się w Izraelu dzieje, że biorą ubrany w lewicową poprawność kłamliwy i skrajnie stronniczy dyskurs za dobrą monetę. Cóż, propaganda ma właśnie to do siebie, że działa. Agora to również moje medium – tym bardziej boli mnie, że tak łatwo daje się podejść. Przecież ma pośród swoich pracowników specjalistów od spraw Bliskiego Wschodu, ma swoją wrażliwość na kwestię żydowską… No więc co się stało, koledzy?
Izrael nie ma sympatycznego rządu. Ma rząd prawicowy, nacjonalistyczny, posługujący się retoryką niewiele odbiegającą i tylko trochę inteligentniejszą od Maszyny Bezpieczeństwa Narracyjnego (MaBeNa) PiS. Nic dziwnego – społeczeństwa w stanie wojny skłaniają się ku nacjonalizmowi i skupiają się wokół swego rządu. Prawie połowie Izraelczyków to się nie podoba, ale takie są realia. Jest bowiem Izrael w stanie permanentnej, tlącej się wojny z państwami arabskimi i palestyńskimi organizacjami terrorystycznymi, na czele z rządzącym Gazą Hamasem. Żeby zrozumieć, co dzieje się w tym kraju, trzeba trochę uwagi, trochę pokory i trochę krytycyzmu w stosunku do tego, co się czyta. Trzeba też pokonać w sobie resztki uprzedzeń do Żydów, jakie osadziły się przecież na dnie dusz dzieci i wnuków antysemitów. Ostrożność jest tym bardziej wskazana, że podstawową bronią Palestyńczyków w konflikcie z Żydami jest propaganda. Są w tym dobrzy i nie znają skrupułów.
A Izrael to demokratyczny i wolny kraj – dlatego każdy jego obywatel i mieszkaniec może głosić, że jego rząd to banda kryminalistów. W Jerozolimie możesz wykupić wycieczkę, podczas której Palestyńczycy pokażą Ci zasieki i mury otaczające to miasto, snując opowieści o żydowskich wszeteczeństwach. Możesz też iść na żydowską wycieczkę, podczas której usłyszysz niemal to samo, bo to, jako się rzekło, wolny kraj – możesz być Żydem i trzymać stronę Palestyńczyków. Ale możesz też pójść z przewodnikiem, który będzie się starał być bezstronny i obiektywny. No i – rzecz jasna – możesz się wybrać z twardym prawicowcem, który naopowiada ci, jacy podli i zbrodniczy są Palestyńczycy, i jak wciąż gryzą nieustannie karmiącą ich żydowską rękę. Wysłuchałem wszystkich tych opowieści i wiem jedno – zanim miałbym zabrać głos w sprawie konfliktu żydowsko-palestyńskiego, musiałbym dowiedzieć się jeszcze znacznie więcej…
Tymczasem nie brakuje młodych (i niemłodych) dziennikarzy, którzy łatwo dają się złapać na lep propagandy. Emisariusze sprawy palestyńskiej, opowiadający niestworzone historie o tym, co wyczyniają Żydzi, pracują na całym świecie. Do mnie też przychodzili. Właściwie każdy dziennikarz wyrażający zainteresowanie tym dyskursem może zostać zaproszony na wycieczkę do Autonomii, gdzie już mu dobrze nakładą do głowy, co ma myśleć i pisać. Jeśli jest niedoświadczony, będzie to łykał jak pelikan rybki i zwracał z ważną i zatroskaną miną w swoim kraju. Maszyna działa perfekcyjnie i nieraz już widziałem, jak się dziennikarzom robi wodę z mózgu i jak propagandowa papka pada na podatny grunt świeżo zaleczonego antysemityzmu.
Szwadrony walki propagandowej zaktywizowały się szczególne teraz, gdy Trump nie podpisał dokumentu odwlekającego o kolejne pół roku przeprowadzkę ambasady USA z Tel Awiwu do Jerozolimy. Wielu ludzi myśli bowiem, że stolicą Izraela jest Tel Awiw, i można im mącić w głowach, że przeniesienie ambasady do świętego miasta to jakaś prowokacja. Można naprawdę nie cierpieć Izraela i Żydów, ale doprawdy trudno coś poradzić na fakt, że istnieje to paskudne państwo, a jego rząd i parlament znajdują się akurat w Jerozolimie, podobnie jak władze równie paskudnej Korei Północnej w Phenianie. No, chyba że jest się PRL-em. Ówczesne książki telefoniczne udawały, że Izrael nie istnieje, a numeru kierunkowego do Jerozolimy szukało się pod „Palestyna”. Oto do czego prowadzi zacietrzewienie i oszołomienie nienawiścią.
Izrael nie istnieje jako prawomocny byt polityczny, Żydzi nie pochodzą z Judei i Galilei, nie było świątyni jerozolimskiej ani żadnego Holokaustu. Jest za to nazizm współczesnego Izraela, który tylko czyha, jak by tu jak najwięcej palestyńskich dzieci w Gazie wymordować. Nic dziwnego więc, że zrozpaczeni Palestyńczycy bronią się, strzelając z ogni bengalskich. Nie mówię, że Agora powtarza ten standard (w Izraelu słyszy się te mądrości na każdym kroku, bo to wolny kraj – aczkolwiek zdecydowana większość Palestyńczyków odwraca się od takich bzdur ze wstrętem) – czasami jednakże przybliża się do niego na kilka kroków.
Ani myślę wchodzić w polemikę lub bronić rządu Izraela. Sam sobie poradzi. Proszę tylko, aby ci, co skłonni są przychylać ucha palestyńskiej narracji, zechcieli zastanowić się nad jednym: co uczyniłby ich własny kraj, gdyby znalazł się podobnej sytuacji co Izrael? Co zrobiliby Amerykanie, Francuzi, Rosjanie, Polacy…? Ale w jakiej sytuacji? Aha, to ja jeszcze poproszę o poświęcenie paru chwil, żeby na elementarnym poziomie poinformować się z w miarę niezależnych (acz łatwo dostępnych) źródeł na temat ostatnich dwudziestu lat w historii Izraela. Tak po prostu – poczytać. Proponuję to zwłaszcza redaktorom z Agory, odpowiedzialnym za emitowanie materiałów na tematy izraelsko-palestyńskie. Nie narzucam Wam żadnego poglądu. Proszę tylko o odrobinę ostrożności i krytycyzmu. Ostatnio jakoś go zabrakło.
Wybaczcie, że nie linkuję – nie chcę polemizować z konkretnymi artykułami czy audycjami radiowymi. Nie chcę też ich reklamować. Chcę tylko uwrażliwić redaktorów na problem i poprosić o więcej uwagi i odpowiedzialności za słowo na przyszłość.