Polański kozłem ofiarnym

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

Wykluczenie Romana Polańskiego z Amerykańskiej Akademii Wiedzy i Sztuki Filmowej, razem ze skazanym za gwałt i wielokrotne napaści seksualne Billem Cosbym, jest doprawdy rzadkim przykładem hipokryzji i zakłamania.

To gest jaskrawo populistyczny, podyktowany paniką moralną, jaka dotknęła amerykańskie środowisko filmowe w wyniku akcji #MeToo. Roman Polański, który przed 40 laty dokonał paskudnego, znanego wszystkim czynu, ciężko za niego odpokutował. Jemu akurat się nie upiekło, tak jak upiekło się setkom innych mężczyzn z jego rozwiązłego środowiska. Ale właśnie dlatego, że akurat trafiło na niego i że akurat to on przeszedł przez czyściec, a właściwie do dziś w nim tkwi, ten sam Roman Polański od dziesięcioleci jest zupełnie innym człowiekiem. Żyje chwalebnie i robi wspaniałe filmy. Ponadto jego ofiara wybaczyła mu wiele lat temu, co stwarza w nas obowiązek zachowania powściągliwości w dalszym potępianiu i nękaniu winowajcy. Bo jeśli wybacza ofiara, to jakim prawem mieliby nie wybaczać postronni? Trzeba być doprawdy bez serca, aby w takich okolicznościach nie puścić w niepamięć starego grzechu starego dziś człowieka. Czy na pogrzebie też będzie się jeszcze o tym mówić?

Polański jest laureatem Oscara za film „Pianista”. Otrzymał go w 2002 roku, gdy „sprawa Polańskiego” była tyleż powszechnie znana, co uważana za zamkniętą w sensie moralnym. Dziś ją odgrzebano – bo skoro wyrzuca się współczesnych przestępców seksualnych, to dlaczego nie tych sprzed lat? Lecz wydalenie z Akademii oznacza faktycznie odebranie Polańskiemu tamtej nagrody i przyznanie się przez samą Akademię do moralnego błędu. Ale tak po cichu – nie otwarcie i odważnie. Akademia jest jak Kościół – nie popełnia błędów, po prostu przywraca sprawiedliwość. Dwulicowość to nie my.

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Prezydent nie wszystkich Polaków

Pojawił się znikąd i trafił na szczyt. To będzie zapewne najbardziej konfrontacyjna prezydentura ze wszystkich dotychczasowych, której skutkiem może być paraliż państwa. Tylko czy Karol Nawrocki faktycznie jest mocarzem, na jakiego pozuje?

Rafał Kalukin

Na wyrzucanie z Akademii był czas przed kilkudziesięciu laty – dziś to jedynie pusty gest agresywnej pruderii ludzi mających nieczyste sumienia. Bo paradoksalne środowisko filmowe w USA do ostatnich dni było, przeciętnie biorąc, o wiele bardziej opresyjne dla kobiet i o wiele bardziej dla kobiet niebezpieczne niż Roman Polański, który przecież dostał nauczkę. Jego przypadek ma happy end – zgrzeszył, został ukarany i poprawił się. W setkach innych przypadków takiego szczęśliwego i przykładnego rozwiązania nie będzie. Chciałoby się powiedzieć członkom Akademii: czy rzucając kamieniem w Polańskiego, byliście bez winy? A może właśnie dlatego, że niektórzy z was mają nieczyste sumienia, postanowiliście złożyć Polańskiego w ofierze opinii publicznej za własne winy? Ja dziękuję za taką ofiarę. Wyrzućcie się sami, razem z Polańskim. Wtedy będę pod wrażeniem.

Na szczęście Roman Polański, który jest wielkim artystą i wyjątkowym, pełnym uroku i mądrości człowiekiem, jest ponad to. Dla jego pozycji w historii kina gest świętoszków z Akademii jest zupełnie bez znaczenia. Ma natomiast znaczenie dla historii upadku Oscarów, które powoli stają się oldschoolową, trochę śmieszną, ultraamerykańską imprezą – targowiskiem próżności i żerowiskiem dla snobów. To, że bogaci panowie z Hollywood będą teraz sumiennie płacić za swój seks (jeśli nie wystarczy im to, co mają w domu) i będą trzymać łapy przy sobie, doprawdy niewiele już zmieni. Epoka czerwonych dywanów powoli odchodzi w przeszłość. Idzie nowa estetyka, nowe myślenie o elitach artystycznych, nowe relacje zawodowe, nowi ludzie w filmie. Policzek dla Polańskiego zaboli nie jego, lecz stare Hollywood, które nie wie już, co ma zrobić, by się ratować. A przecież nie musi robić nic – przyjdą młodzi i sami wszystko urządzą po swojemu. Jak zawsze.

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj
Reklama