Kościół lubi dzieci
Jak wiadomo, Kościół lubi dzieci. Nawet bardzo i to bardzo bardzo. Nie tak jak budowlańcy z taksówkarzami, lecz o wiele, wiele bardziej. Preferujący czarne i zwiewne stroje miłośnicy dzieci jak świat długi i szeroki trafiają dziś pod sądy. Nie tam jakieś „pojedyncze przypadki”, jak u nas, jakieś jednostki czy tuziny, ale setki i tysiące, każdego roku: w USA, w Niemczech, Wielkiej Brytanii i innych krainach przejętych już skutecznie przez wiadomo kogo. A jako że oni tak lubią te dzieci w związku z wykonem swoich nabożnych obowiązków, korzystając ze swej nabożnej władzy i autorytetu, a nierzadko i pomieszczeń instytucji, która głosi, że jest święta, bez wglądu na to, co czyni, sądy zasądzają słone odszkodowania. Tak to już bowiem jest w niekanonicznym „prawie” (lex Tusci tfu, tfu), że za występki pracowników instytucji współodpowiada owa Bogu ducha winna instytucja, jeśli występek ów miał związek z jej infrastrukturą i organizacją jej pracy, a zwłaszcza, gdy instytucja ta grzeszek ukrywała i utrudniała jego ściganie. A instytucja, o której mamy przyjemność mówić, uparcie i skrycie, aż do ostatnich czasów, gdy została postawiona pod pręgierzem i nie miała wyjścia, dzieciolubstwo ukrywała jak mogła, boć przecież jest święta. Ukrywała, więc teraz płaci.
Stojąc już pod tym pręgierzem, szefostwo nakazało oddziałom krajowym „coś z tym zrobić”, wielkodusznie oświadczając, że księży-pedofilów będzie się odtąd zgłaszać organom, jakby w ogóle wchodziło w grę, że można by postępować inaczej (czyli tak jak postępowano zawsze). Zgodnie z zaleceniem, nasz oddział krajowy właśnie zajął stanowisko. Osobnik obdarzony zaczątkami kultury moralnej, taki jak ja, mógłby na wieść o owym stanowisku paść jak przecinek, ale na szczęście chwyta się stołu. Stanowisko brzmi: zero tolerancji dla pedofilów, których będziemy wywalać z roboty, ale na kasę, drogie ofiary, nie liczcie. Normalnie łachę zrobili jak z Żoliborza do Siekierek: pedofilów będą z roboty wywalać! Po prostu, normalnie, święci. Jak mi się wydaje koledzy myślą, że to od nich zależy, czy będą wypłacać odszkodowania, czy nie. Śpieszę panów poinformować, że takimi sprawami zajmują się u nas sądy. I pewnie się zajmą, bo fala z bezbożnego Zachodu z opóźnieniem, ale nadchodzi. Pierwszy, drugi, dziesiąty proces i któryś sędzia pęknie i zasądzi, mason jaki. A wtedy Święty Boże nie pomoże – przydadzą się te odszkodowania, co to piąty raz za tę samą ziemię Tusk zapłacił albo ten hektarek wyceniony przez Czcigodną Komisję Majątkową na 10% rzeczywistej jego wartości.
Jako adept etyki, w dodatku obdarzony wrodzoną synderezą, czyli tzw. protosumieniem, chętnie (za małą opłatą) wesprę kolegów z episkopatu jakąś małą prelekcją z gatunku „ABC etyki”. Mógłbym na przykład podpowiedzieć, co trzeba robić, żeby odegrać „etyczniaka” w sprawie pedofilii. O czym bym mówił na prelekcji (przecież nie będziecie kupować kota w worku!)? No więc najpierw powiedziałbym, że ściemniając na etyczniaka, trzeba by najpierw wyrazić ubolewanie w stosunku do ofiar, przeprosić je i oświadczyć, że Kościół w żadnym wypadku nie wypiera się współodpowiedzialności za grzechy pedofilii księży oraz grzechy pedofilii tej ukrywania. Uczyni wszystko, aby wyświetlić sprawy, które da się jeszcze osądzić, otwarcie współpracując z organami ścigania i wymiarem sprawiedliwości. Ofiary księży-pedofilów prosi i namawia, by ujawniały swoje krzywdy. Ponadto tworzy fundusz na poczet prawdopodobnych przyszłych odszkodowań, które będzie chciał wypłacać, jeśli to możliwe, w ramach ugody. No, to tyle tytułem trailera. Więcej po podpisaniu umowy na wykład.
PS. A co by były, gdyby tak się okazało, że inna globalna firma, dajmy na to taki McDonald, tak ma, że od dziesiątek lat na zapleczu jej pracownicy molestują dziatwę, co przyszła na hamburgera z frytkami? Płaciłaby czy nie? A przetrwałaby w ogóle?
PS. Biskup Mering powiedział niedawno w homilii, że nie będzie przede mną klękał. Ciekawe, o co mu właściwie chodziło?