Słodziaków czterech, czyli prognoza wyborcza
No, zapaliło się światełko w tunelu. Jesienią Polska może wypaść z rąk Kaczyńskiego! Nielegalne, ale jakoś tam przypominające legalne wybory prezydenckie jednak się latem odbędą i jest spora szansa, żeby je wygrać.
Medal będzie się za ten sukces należał Andrzejowi Dudzie, który dzięki swej mądrości, powadze i klasie z każdym dniem przybliża PiS do katastrofy. Zakładając, że nadal będzie prowadził politykę samozagłady i autokompromitacji, tańczył, śpiewał, recytował, druga tura jest gwarantowana. Wystarczy, żeby Rafał Trzaskowski zebrał 20 proc., a reszta się już dołoży. Duda nie ma już z czego ciągnąć głosów, a Bosak nadal będzie mu te głosy wysysał.
I tak oto opozycja dorobiła się aż czterech słodziaków na wybory. Młodych, pięknych, niezbyt może dojrzałych do pełnienia tej sponiewieranej dziś i rzuconej w błoto prezydenckiej godności, lecz z pewnością wystarczająco dobrych, aby w tej roli nie kompromitować ani siebie, ani Polski. Bo – na szczęście – być wystarczająco dobrym prezydentem jest łatwo. Właściwie wystarczy nie być idiotą i sprzedawczykiem, organicznym sługusem partii i Kościoła ani żenującym, ociężałym umysłowo ignorantem. Bo też prezydent raczej jest od prezencji i reprezentacji i rzadko ma okazję czymś więcej się wykazać. No chyba, że jest postacią wielkiego formatu, jak Tusk – wtedy może znaczyć bardzo wiele.
No, ale Tusk nie chce. Albo już mu się nie chce – w końcu to straszny grajdoł, ten tutaj. Chciało się Sikorskiemu, który może Tuskiem nie jest, lecz Trzaskowskiego z pewnością powagą i doświadczeniem politycznym przerasta. No ale wypadł słabiej w sondażach, więc odpadł w konkurencji.
Odpadła też Kidawa-Błońska i nie ma potrzeby robić z tego dramatu. Polityka jest twardą grą i nie ma tu sentymentów. Jeśli ci nie idzie w sondażach, to cię nie wystawiają w wyborach. Toż to żadne nieszczęście – nie startować. Gdyby wyciągnęła 10-12 proc., to dla Platformy byłaby katastrofa.
Trzaskowski ma rozsądne poglądy i miłą prezencję. Niezbyt spektakularnie sobie poczyna jako prezydent Warszawy, a nawet może poniżej oczekiwań, ale za to umie wygrywać wybory. I o to dzisiaj chodzi. Niestety, sympatyczny reprezentant nieistniejącego „Kościoła otwartego” Szymon Hołownia musi się dziś pożegnać z prezydenturą, choć pewnie już uwierzył w swoje szanse. Podobnie Kosiniak-Kamysz, złote dziecko PSL, przeniesione niegdyś w wieku 26 lat, dzięki rodzinno-towarzyskim koneksjom, niemal wprost ze studiów medycznych na stanowisko ministra (ach, jak miło mieć tatusia, wujka, ciocię itp.).
No i wreszcie ostatni suport dla przystojnego prezydenta Warszawy, również przystojny Robert Biedroń, który dla dobra Najjaśniejszej Rzeczypospolitej z bólem serca wybrał Brukselę (mimo że tak marnie tam płacą). Biedroń swoje 5-6 proc. ugra, ale nie więcej, bo jego słodycz zaginie pośród nadpodaży słodyczy w kandydackiej stawce. Czarzasty będzie zadowolony – będzie się mógł wreszcie pozbyć Biedronia, który sobie wróci do Brukseli, a tam przecież zawsze czeka na człowieka wiele radości.
Hołownia też nie będzie miał krzywdy, bo sobie założy partię, i to taką z perspektywami. Na katolicyzm wciąż jest u nas branie. Na ładnych katolików takoż. Będzie go dużo w telewizji, co przecież lubi. Kosiniak-Kamysz ma też nie najgorzej, bo wystarczy, że zrobi tyle, co zwykle ma partia, czyli ok. 8 proc., a nikt nie będzie jego przywództwa kwestionować. A przecież ma szansę zrobić znacznie lepszy wynik.
Piszemy o tym, co ważne i ciekawe
Prezydent nie wszystkich Polaków
Pojawił się znikąd i trafił na szczyt. To będzie zapewne najbardziej konfrontacyjna prezydentura ze wszystkich dotychczasowych, której skutkiem może być paraliż państwa. Tylko czy Karol Nawrocki faktycznie jest mocarzem, na jakiego pozuje?
Obstawiałbym to tak: Trzaskowski 20 proc., Hołownia 12, Kosiniak-Kamysz 12, Biedroń 6. No i pozamiatane. A potem wszyscy mniejsi przekażą pięknym gestem ofiarnym swoje głosy Rafałowi Trzaskowskiemu i Duda będzie zrobiony na szaro. Weźmie swoje 45 proc. z pierwszej tury plus… no właśnie, nie wiemy, ile odda mu Bosak i inni. Nic nie jest jeszcze przesądzone. To będzie gra o wszystko.
Ale dzisiaj możemy świętować. Będą wybory i będzie druga tura! W tunelu widać daleko, daleko światełko. Jak się postaramy, to z niego wyjedziemy. A jak nie, to mamy Budapeszt i gomułkowszczyznę. Plus wszystkie inne nieszczęścia, na które wygranie wyborów nie pomoże.