Patowycieczki z Izraela
Wstrzymano szkolne wycieczki z Izraela. Ministerstwo Edukacji Izraela obraziło się na Polskę, która chciałaby renegocjować umowę, na podstawie której wycieczki młodzieży izraelskiej, odwiedzające żydowskie miejsca pamięci, chronione są przez uzbrojonych izraelskich ochroniarzy. Zapewne proponowano ochronę polską w zamian za wycofanie danej Izraelczykom nadzwyczajnej i nietypowej zgody na operowanie uzbrojonych agentów na naszym terytorium.
Przecież trudno sobie wyobrazić, aby polskie wycieczki w Izraelu ochraniali noszący pistolety polscy strażnicy. Gdyby zaszła taka potrzeba, z pewnością Izrael chętnie pomógłby ubezpieczać polskie wycieczki, bo akurat policjantów, żołnierzy i innych służb mu nie brakuje. Na Polaków z bronią jednakże z pewnością by się nie zgodził. Dlaczego my mamy się godzić? Przecież to upokarzający dla nas dowód braku zaufania. Czyżby Polska naprawdę nie była zdolna obronić żydowskich dzieci przed jakimiś atakami?
Oficjalnie powodem nie jest sprawa noszenia broni przez ochroniarzy, lecz próby ingerowania w treści przekazywane uczniom podczas wycieczek. Bardzo możliwe, że nie jest to tylko pretekst i że również to jest powodem irytacji Izraelczyków. Bo wprawdzie przekaz izraelskich nauczycieli jest bałamutny i jednostronny, to jednak pisowskie władze domagają się, aby żydowskiej młodzieży opowiadano to i owo z niemniej bałamutnej i jednostronnej „narracji polskiej” na temat stosunków polsko-żydowskich i Zagłady na terenie Polski.
Niestety, mamy tu do czynienia z konfrontacją dwóch mało rozgarniętych, zideologizowanych ekip urzędniczych, funkcjonujących w bardzo zbliżonej aurze propagandy nacjonalistycznej i kultu suwerenności, opartej na sile. Rządy Polski i Izraela są politycznie bliźniacze (jakkolwiek poziom demokracji i praworządności w Izraelu nadal jest znacznie wyższy niż w Polsce) i właśnie dlatego muszą być ze sobą skonfliktowane. Oba posługują się mitologią historyczną w celu manipulowania uczuciami (i preferencjami wyborczymi) obywateli; oba mają też swoją „politykę historyczną”, w której Polacy i Żydzi odgrywają zupełnie inaczej rozpisane role.
W końcu doszło niemalże do zerwania stosunków z powodu próby ustawowego zakazu mówienia o udziale Polaków w Zagładzie Żydów oraz wprowadzonej w życie ustawy sankcjonującej bezprawne decyzje administracyjne, w wyniku których mienie pożydowskie zostało po wojnie przejęte przez władze publiczne z pominięciem praw ofiar Zagłady i ich spadkobierców. Ustawa ta nie była wymierzona akurat specjalnie w Żydów, lecz w obliczu bezprecedensowego ignorowania przez Polskę kwestii mienia pożydowskiego odebrana została przez Izrael i przez wielu Żydów (również polskich) jako anyżydowska. Tak czy inaczej, dewastacja stosunków z Izraelem (tak pomyślnie budowanych przez trzy dekady!) nastąpiła z winy Polski, a dokładnie z winy zakompleksionego i w głębi duszy antysemickiego PiS.
Niestety, tak jak jestem wrogiem PiS i tak jak oburzają mnie złośliwe brednie i kłamstwa na tematy polsko-żydowskie wygadywane przez Kaczyńskiego, Morawieckiego i Dudę, tak w sprawie wycieczek stoję po stronie rządu polskiego. Pomimo wielu starań i apeli wycieczki organizowane przez Ministerstwo Edukacji Izraela wyglądają w oczach uczestników jak objazd po spalonej ziemi, zamieszkałej przez wrogów narodu żydowskiego. Młodzież wożona jest wyłącznie po miejscach związanych z Zagładą, do czego czasami dochodzi jeszcze Kraków albo Warszawa. I choć młodzi ludzie widzą wokół siebie piękne miasta i przyjazny świat, pełen turystów i tak samo bezpieczny jak Tel Awiw, są od niego odizolowani, a to, czego słuchają na temat Polaków, rażąco kontrastuje z tym, co ich otacza.
Nie dość, że mówi im się o złych Polakach i krzywdach doznawanych przez Żydów z ich strony w sposób bardzo uproszczony i jednostronny, to w dodatku współczesna Polska przedstawiana jest jako kraj, który niejako przypadkiem ma kontrolę nad świętymi miejscami martyrologii żydowskiej, które w jakimś wyższym, duchowym sensie są jednak miejscami czysto żydowskimi.
Co więcej, ostentacyjnie uzbrojona i często arogancka ochrona wytwarza w młodzieży wyobrażenie o Polsce jako kraju niebezpiecznym, w którym Żydzi narażeni są na fizyczne ataki. Również Polacy, widząc wrogie zachowania ochroniarzy czy autobusy stojące godzinami z włączonymi silnikami (aby mogły natychmiast odjechać w razie ewakuacji), odczuwają złość, co w konsekwencji często prowadzi do scysji i powiększa niebezpieczeństwo, które broń ma niby zredukować. Nie trzeba wielkiej mądrości, aby zrozumieć, że takie zachowanie Izraelczyków działa prowokująco i w żadnej mierze nie przyczynia się do poprawy relacji polsko-żydowskich. Aż strach pomyśleć, co by było, gdyby izraelski ochroniarz kiedyś swojej broni przeciwko awanturującemu się Polakowi użył.
W gruncie rzeczy sprawa jest dość przyziemna. Izrael to kraj w większości głęboko prowincjonalny, zamieszkały przez prostych ludzi. Ani młodzież z małych miejscowości, ani nauczyciele, ani ochroniarze nie bardzo wiedzą, gdzie się znajdują, i daleko im do tego, aby mieli krytycznie rewidować swoje głęboko zakorzenione stereotypy. Wiedzą, że po zabawę leci się do Berlina, a po wzruszenia holokaustowe i patriotyczne przeżycia grozy – do Polski. Zwykli ludzie nie mają potrzeby majstrować przy swojej mapie mentalnej, żeby zadowolić jakichś zupełnie obcych dla nich i obojętnych dla nich Polaków. To zupełnie tak samo jak z wycieczką z Polski, która objeżdża Ziemię Świętą wielkim autokarem z wymalowanym na boku orłem – pielgrzymi z małych miasteczek na Podlasiu i Podkarpaciu ledwie wiedzą, że są w jakimś Izraelu i wokół nich są jacyś Żydzi, którzy pozostają jakoś tak niejasno powiązani z biblijnym Izraelem. Nie życzą sobie, aby ich świadomość w tej materii pogłębiano, naruszając ich spokój.
Wiele razy już zapowiadano, że programy wycieczek się zmienią. Że będzie zwiedzanie Polski i spotkania z polską młodzieżą. Niestety, wyszło z tego niewiele. Ot, czasami młodzież dostaje kilka godzin wolnych w Krakowie albo trafi do muzeum Polin. Powodem są głównie pieniądze. Jeśli do Polski ma przyjechać prawie każdy izraelski uczeń, to siłą rzeczy trzeba oszczędzać i redukować plan wycieczki do minimum. A to oznacza w praktyce, że odwiedza się tylko obozy i krakowski Kazimierz.
Trzeba jednakże pamiętać, że wycieczki sponsorowane przez państwo to nie wszystko. Bardzo wiele grup przyjeżdża w ramach programów różnych fundacji i bywa, że są to wyjazdy bardzo sensownie pomyślane. Sam kilka razy spotykałem się z takimi grupami. Tylko że za takie wyjazdy rodzice młodych Izraelczyków muszą zapłacić znacznie więcej, więc przyjeżdża młodzież z zamożniejszych warstw społecznych – często z polskimi korzeniami. Zresztą i oni mają uprzedzenia i powtarzają głupie klisze, których nie odważyliby się wypowiadać w Niemczech. Niemieckich Żydów nikt nie pyta, dlaczego mieszkają w kraju sprawców Zagłady, a polscy Żydzi wciąż jeszcze słyszą pytania, jak mogą mieszkać w pobliżu komór gazowych i pieców krematoryjnych.
Do Warszawy właśnie przyjechał nowy ambasador Izraela. Mam nadzieję, że zajmie się sprawą wycieczek i doprowadzi ją do szczęśliwego zakończenia. Droga ambasado Izraela, która wygooglałaś ten artykuł! Nie może być powrotu do patowycieczek z uzbrojonymi ochroniarzami. Jeśli młodzież izraelska ma znów masowo przyjeżdżać do Polski, to w sposób kulturalny i cywilizowany, a przez to służący poprawie relacji między Polakami i Żydami. Ochrona powinna być polska, a zwiedzanie obejmować również miejsca atrakcyjne turystycznie. Po prostu zachowujcie się tak, jak gdybyście byli na wycieczce śladami Żydów w jakimkolwiek innym kraju – na przykład we Francji albo w Niemczech. Smętny „martyrologizm”, którego naturalną emocjonalną konsekwencją jest wysoce niechętne spojrzenie na Polskę i Polaków, nie służy ani Wam, ani nam. Nie służy nawet pamięci Zagłady.
Środowiska żydowskie w Polsce, składające się prawie wyłącznie z dzieci, wnuków i prawnuków ofiar Zagłady, nie tylko bardzo chętnie pomogą w mediacji z rządem polskim w tej sprawie, lecz ponadto z radością pomogą w oprowadzaniu wycieczek. Ludzi, którzy naprawdę wiedzą, jak wyglądała Zagłada i co się działo między Polakami i Żydami w latach 30. i 40., jest w Polsce co najmniej setka – w każdym razie nie mniej niż w Izraelu. Większość z nich, jak przypuszczam, chętnie się włączy w izraelski program nauki o Zagładzie, jeśli tylko zostaną do niego zaproszeni. Niestety, mam dziwne przeczucie, że Izraelczycy myślą, że wiedzą o Zagładzie więcej i potrafią mówić o niej bardziej prawdziwie niż specjaliści z Polski – nawet ci będący Żydami. Siła uprzedzeń jest potężna.