2050? Trzy rewolucje technologiczne, które zniszczą świat, jaki znamy
- Nie łudźcie się. Za trzydzieści lat cała sfera symboliczna – teksty, obrazy, muzyka – niepodzielnie znajdzie się we władaniu sztucznej inteligencji, sprowadzając człowieka do roli konsumenta i twórcy hobbysty, podobnego komuś, kto w domu wypieka chleb na osiedlowy festiwal chleba.
- Nie łudźcie się. Za trzydzieści lat z naszej intymności i prywatności zostaną strzępy. Policja, przestępcy i niejeden zwykły współobywatel będzie korzystał z detektorów odczytujących nasze emocje i myśli, a nawet z urządzeń, które mogą zdalnie je indukować. Prywatność i wolność własnych myśli i pragnień trzeba będzie chronić specjalnym hełmem. Ale kto by tam ciągle chodził w kasku?
- Nie łudźcie się. Za trzydzieści lat pojawią się wśród nas pierwsze biologiczno-technologiczne cyborgi, postludzkie hybrydowe istoty o zdolnościach przewyższających człowieka, ludzie sklonowani, ludzie wyhodowani z komórek somatycznych w sztucznych macicach, ludzie doposażeni implantami, egzoszkieletami, nanorobotami, nie mówiąc już o wszytych pod skórę chipach, pozwalających na interakcję z siecią bez pośrednictwa komputerów i zmysłów. Bariera mózg–maszyna zniknie całkowicie, a zdefiniowane przez ludzki genom granice gatunku ulegną całkowitemu zatarciu. Kolejne kilka dekad wystarczy, aby te transhumanoidy stworzyły masowe społeczeństwo, i to społeczeństwo nieodróżniające inteligencji mózgowej od sztucznej i na równi korzystające z obu.
A jednak się łudzicie, prawda? Nic dziwnego. Niestety, jesteśmy jeszcze na etapie wypierania – zupełnie jak przed pierwszą, a potem przed drugą wojną światową. Mówiono, że wojny nie będzie, bo jest bez sensu. Gdy dziś czytam na temat sztucznej inteligencji to samo, co pisało się na jej temat, gdy była jeszcze science fiction, czyli w latach 80. i 90., a mianowicie, że nic nie zastąpi ludzkiego geniuszu i kreatywności, a w ogóle maszyna to zawsze tylko maszyna – bezmyślna i wykonująca algorytmy – ogarnia mnie irytacja i złość. Ileż można tak stać z zaciśniętymi powiekami i tupać nóżkami? Sztuczna inteligencja stała się faktem i nawet pozwolono nam jej posmakować. I to całkiem za darmo. Kolejne wersje chatbota GPT, zwanego pieszczotliwie Dżepettem, odzierają nas ze złudzeń co do ewentualności, że jakiekolwiek zadanie związane z pisaniem tekstów (nawet naukowych) może być wykonywane przez człowieka lepiej niż przez algorytm. Przecież ta pisząca grzecznie i drętwo globalna i darmowa maszynka do odpowiadania na pytania to tylko zabawkowa wizytówka nowej technologii! System korzystający z całego internetu i zasobów wielkich bibliotek naukowych będzie swą twórczą potęgą przewyższał każdy ludzki autorytet, łącznie z naukowym i medycznym. Podobnie ma się sprawa z programami tworzącymi grafikę. Stability.ai i Midjourney to jedynie zapowiedź tego, co czeka branże graficzne, multimedialne i artystyczne (łącznie z filmem), gdy stanie się możliwe wykonanie dowolnego zadania, łącznie z zamówieniem na arcydzieło malarstwa. To, co cenimy najbardziej – nowatorstwo, oryginalność, ekspresyjność, powiązanie z ludzkim doświadczeniem – stanie się dla algorytmu posiadającego pełnię wiedzy o ludzkich reakcjach i preferencjach tak samo łatwym przedmiotem masowej kreacji, jak każdy inny, na przykład mało ambitna rozrywka. Dowcipy z programu do robienia dowcipów będą śmieszniejsze, a sztuczne narzeczone czulsze i piękniejsze. I tak samo ze wszystkim. Byle było za co to sobie kupić. A z tym może być kłopot, skoro zwykłe kompetencje w miarę inteligentnego i wykształconego człowieka akurat nadadzą się do zmywania podłóg w serwerowni.
Oto czytacie mnie w gazecie. Za kilka lat wielkie firmy IT będą produkować na pęczki serwisy żerujące na portalach i gazetach zatrudniających dziennikarzy, by następnie bez trudu ich przejąć jako dostawców surowego contentu, czyli mediaworkerów. Komputer nie uda się sam na miejsce przestępstwa albo awarii, by zrobić zdjęcia i wywiady, lecz poza tym bez trudu załatwi całą resztę. W stylu, jaki mu się zada bądź w jakimś własnym, wypracowanym w procesie deep learning. W każdej dziedzinie staniemy się w najlepszym razie technikami i sprzątaczami, obsługującymi komputery i urządzenia przez komputery sterowane. Wszystko, co miało być dla ludzi, cała ta technologia, uzyska autonomię naszym kosztem. I jaki ma to sens? A jaki ma sens nasze istnienie?
Jeśli ktoś myśli, że państwa i międzynarodowe organizacje będą w stanie zapanować nad technologiami SI, wymuszając implementowanie w algorytmach bezpieczników wykluczających nadużycia i nieprzewidywalne, szkodliwe dla człowieka zachowania maszyn, to jest bardzo naiwny. SI znajdzie się w rękach państw, w rękach wielkich korporacji, w rękach mafii i w rękach terrorystów. Jak każda inna technologia. Tylko że sieć jest jedna i wszystko ze wszystkim się w niej wiąże, tworząc jeden wielki informatyczny ekosystem. Już dziś większość sieci jest „ciemna”, niedostępna dla użytkowników www i „grzecznych” browserów. Ale ta ciemna sieć to tylko zasoby, strony i serwisy, a nie działające, inteligentne oprogramowanie. To teraz wyobraźcie sobie, czym może być podziemna SI, buzująca pod powierzchnią „grzecznych” chatbotów i innych niewinnych zabawek. Co zostanie z wolnej konkurencji, giełd, światowych finansów, a wreszcie z debaty publicznej i demokracji? Nędzne strzępy i pozory. Własnej matce nie uwierzycie, gdy do was zadzwoni, że właśnie umarła i trzeba jej szukać w lokalnym składziku zeskanowanych mózgów.
Nita Farahany w książce Tha Battel for Your Brain ostrzega nas przed technologiami pozwalającymi wedrzeć się do wnętrza naszych umysłów, aby podglądać nasze emocje, podsłuchiwać nasze myśli oraz wywierać na nie wpływ. Śledzenie i hakowanie ludzkich myśli jest już niemalże w zasięgu neurotechnologii, która dziś rozwija się dla potrzeb pozbawionych kończyn bądź nawet sparaliżowanych pacjentów obsługujących protezy bądź zewnętrzne urządzenia, a jutro może się znaleźć w rękach złych ludzi. Za kilka lat będzie można pisać tekst bez palców i bez wypowiadania słów – po prostu myśląc go. Czy wyobrażacie sobie obronę własnej tożsamości, gdy nasze czerepy i nasze serca otworzą się szeroko na cały świat? Czy nadal sądzicie, że wolność i prywatność jest do obronienia za pomocą ustaw i rozporządzeń ogłaszanych w urzędowych dziennikach?
No way! Ten świat, który nazywamy nowoczesnym, świat najbardziej ludzki, jaki znali dotąd ludzie, właśnie się kończy. W XVIII w. wynaleźliśmy „człowieka” – jednostkę, osobę, podmiot niezbywalnych praw. Przyszedł czas, by pożegnać się z tym pięknym mirażem. Swoje mózgi musimy zdać do wielkiego magazynu uniwersalnej inteligencji. Całe szczęście, że zostają nam jeszcze pozostałe części ciała. Może sztuczna inteligencja będzie na tyle litościwa, aby pozwolić nam w spokoju cieszyć się słoneczkiem i wietrzykiem, dobrym jedzeniem i bliskością drugiego, takiego jak my sami bio-starocia. Nasze szczęście w rękach Systemu, jak zawsze. Jeśli nie będziemy prosili o wiele, być może System okaże wspaniałomyślność i da nam jeszcze pożyć i trochę pocieszyć się życiem, gdzieś na marginesie świata, którego nie będziemy już rozumieć i który nie będzie nas potrzebował.
Rysunek pochodzi ze stron Craft Community