3 maja – dziwne święto dziwnej konstytucji
Święto 3 maja należy do najdziwniejszych w polskim kalendarzu patriotycznym. Czcimy tego dnia wydarzenie nader dwuznaczne, paradoksalne, niedoważone, połowiczne, lecz jednocześnie piękne i chwalebne.
Sejm czteroletni i król Stanisław August Poniatowski doprowadzili do uchwalenia jednej z pierwszych na świecie pisanych konstytucji, czyli zbioru praw podstawowych i zasad ustrojowych. Niestety, ustrój znany nam jako konstytucyjny ustrój wolności, czyli demokratyczne państwo prawa, ledwie tam prześwituje. Dokument sankcjonuje w Rzeczypospolitej Obojga Narodów niemiecką monarchię dziedziczną, wzmacnia prawa mieszczan, ograniczając odrobinę prawa szlachty, a nawet magnaterii, jednocześnie potwierdzając pańszczyznę, jakkolwiek pod protektoratem prawa.
To taka mieszanina dawnego państwa feudalno-niewolniczego z elementami nowoczesności. W dodatku uchwalona nieregulaminowo, żeby nie powiedzieć: podstępem. Jako że był to sam początek liberalnej rewolucji, z której narodził się demokratyczny Zachód, nie ma co narzekać. Był przecież dopiero rok 1791, a rzecz miała miejsce w kraju mało rozwiniętym. Jeśli coś takiego było tu w ogóle możliwe, to dlatego, że doprowadzone do skrajności warcholstwo panującej oligarchii, która to zepsuta władzą absolutną nad niewolnikami stała się anarchicznym zagrożeniem sama dla siebie, nakazało jej uczynić coś dla ratowania zagrożonego całkowitym rozpadem państwa, a zwłaszcza własnych interesów.
O ile treść konstytucji nie daje nam jakichś specjalnych powodów do dumy, o tyle jej znaczenie symboliczne już tak. Symboliczne od samego początku, bo konstytucja nigdy nie miała szansy wejść w życie. Lecz właśnie dlatego stała się symbolem i ideałem. I to od razu. Od pierwszego dnia była bowiem kością niezgody pośród magnaterii i w relacjach z sąsiednimi mocarstwami. Zawiązana w Targowicy opozycja, wsparta rosyjską interwencją, zapoczątkowała tragiczny okres upadku państwa polskiego i zaborów. I tak już musiało się stać, że ci spośród szlacheckich i mieszczańskich elit, którzy przez następne 120 lat marzyli o odrodzeniu Polski, odwoływali się do mitu konstytucji. A mit, jak to mit, ma w sobie tylko trochę prawdy, za to dużo fantazmatów i upiększeń.
Jak tam z tą konstytucją było naprawdę, to już mało kto wiedział i mało kto się tym interesował. Z biegiem czasu konstytucja – ta prawdziwa – stawała się coraz bardziej anachroniczna, nie robiła już wrażenia postępowej. Paradoksalnie to właśnie ta bardzo ograniczona i cząstkowa postępowość konstytucji 3 maja sprawiła, że mogła stać się symbolem polskości, wiążącym naród i państwo z ideą wolności, nawet dla dominujących zawsze w krajobrazie kulturowym i politycznym konserwatystów. W końcu państwo zaprojektowane w konstytucji majowej pozostawało państwem wyznaniowym, czyli katolickim. Dla elit katolickich konstytucja była gwarancją, że reformacja ani prawosławie nigdy już nie zwyciężą. I z pewnością było to dla nich ważniejsze niż prawa głosu dla mieszczan czy nawet ulgi w pańszczyźnie.
Mit konstytucji 3 maja jest poniekąd fałszywy i opiera się na przemilczeniach, przerastających w nieporozumienia, ignorancję, a czasami zwykłą hipokryzję. Przemilczamy to, że konstytucja wyrażała ducha całkowicie obcego mającemu się dopiero narodzić w ciągu stulecia od jej uchwalenia ideałowi niepodległego państwa narodowego. Był to dokument wpisujący się w kulturę feudalną, nieznający jeszcze nowoczesnego pojęcia narodu (i dobrze!), jakkolwiek wprowadzający korektę ustrojową, umożliwiającą utrzymanie jeszcze przez jakiś czas dawnych stosunków, czyli odrzucanego przez mieszczańskie rewolucje wieku XIX ancien régime’u. Można powiedzieć, że była manewrem wyprzedzającym w nadchodzącej wielkiej wojnie kulturowej, wojnie o wolność. Stała po stronie dawnego porządku, ratując go przy pomocy reform. Ale to przecież wystarczy, aby można było – tylko odrobinę kłamiąc i manipulując – przedstawić ją jako wolnościową. W końcu przecież niektóre jej zapisy szły w dobrym, wolnościowym kierunku. Wystarczy nie powiedzieć, że były to tylko taktyczne ustępstwa, i mamy gotowy grunt dla (dość bałamutnych) porównań z konstytucją amerykańską czy nawet rewolucyjną Deklaracją Praw Człowieka i Obywatela z 1789 r.
Jednakże istotą manipulacji, dzięki której konstytucja 3 maja stała się tak trwałym i płodnym społecznie symbolem wolności, jest godna pożałowania dwuznaczność pojęcia wolności w kontekście politycznym. Wolność w znaczeniu, jakie ma to słowo w epoce nowoczesnej, a jednocześnie w znaczeniu, w związku z którym jesteśmy z tego dokumentu – jako wolnościowego – dumni, to konstytucyjne gwarancje równych praw osobistych i politycznych dla wszystkich obywateli, bez różnicy stanu. Tej nowoczesnej emancypacyjnej energii jest w konstytucji 3 maja niewiele, choć z pewnością daje się ją odczuć.
Jednakże istnieje jeszcze drugie pojęcie wolności, w którym łączy się suwerenność państwa z autonomią („wolnością szlachecką”) członków jego elit. Dla każdego coś miłego! Demokraci, mówiąc o konstytucji 3 maja jako wolnościowej, widzą w niej zaczątek myślenia egalitarnego i demokratycznego, podważającego prerogatywy klas uprzywilejowanych, podczas gdy tzw. konserwatyści lubują się w duchu suwerenności, który do pewnego stopnia (nie licząc niemieckiego monarchy…) odzwierciedla się w tym sławetnym dokumencie, gwarantującym przywileje osobiste dla szlachty i duchownych oraz dającym państwu odporność na ewentualne przyszłe – zewnętrzne bądź wewnętrzne – zakusy na zmianę stosunków religijnych i osłabienie Kościoła. Do tego konserwatyści późniejszych pokoleń, a zwłaszcza już współcześni, byli i są na tyle już nowocześni, że element liberalny, tak skromnie obecny w konstytucji majowej, w postaci dowartościowania mieszczan i wzmocnienia prawnej ochrony włościan, gotowi są jak najszczerzej afirmować.
I tak to wszyscy ronią łezkę wzruszenia nad ową nielegalnie uchwaloną i nigdy niewprowadzoną w życie, za to prowadzącą do wojny konstytucją, bez której jednakże demokratom byłoby przez następne dwa stulecia znaczenie trudniej siać swe idee na tym naszym politycznym ugorze. Dlatego – mimo wszystko – wiwat konstytucja!
Dla ilustracji tych uwag poniżej podaję parafrazę tekstu konstytucji 3 maja w polszczyźnie współczesnej:
1. Religią panującą jest katolicyzm, lecz inne wyznania będą tolerowane.
2. Szlachta ma pierwszeństwo we wszystkim, zarówno w sferze prywatnej, jak i publicznej. Wszelkie przywileje szlachty zostają potwierdzone.
3. Prawa mieszczan zostają potwierdzone jako chroniące swobody szlachty. Miasta są wolne, a mieszczanie równi sobie. Żaden mieszczanin (podobnie jak szlachcic) nie może być więziony bez sądu. Dziedzice mają prawo zakładać nowe miasta, również wyzwalając w tym celu rolników. Każdy wolny człowiek może zostać obywatelem miasta. Przyjęcie obywatelstwa miasta przez szlachcica nie zmienia jego statusu szlacheckiego. Urząd burmistrza, magistrat i inne urzędy będą wybieralne. Prawa wyborcze przysługują właścicielom posesji na terenie miasta. Urzędów miejskich nie wolno łączyć z ziemskimi i rządowymi. Mieszczenie wybierać będą swoich przedstawicieli do Sejmu i komisji sejmowych, a także władz wojewódzkich. Po dwóch latach przedstawiciele miast w Sejmie (plenipotenci) otrzymają szlachectwo. Nobilitacja przysługuje również mieszczanom nabywającym wsie za sumę ponad dwóch tys. zł. Nobilitacja będzie możliwa także w innych przypadkach, zwłaszcza zaś za zasługi wojskowe bądź w przypadku awansu na wysokie stanowisko w administracji rządowej. Gdańsk i Toruń zyskują prawo wnoszenia próśb do Sejmu. W mieście obowiązuje wyłącznie jurysdykcja wedle prawa miejskiego, z zastrzeżeniem apelacji do sądów miejskich wyższej instancji, a następnie sądów królewskich (zadwornych) w przypadku poważniejszych spraw. Obowiązek podatkowy na rzecz miasta jest powszechny i nie przewiduje zwolnień.
4. Umowy pomiędzy szlachtą a rolnikami (włościanami), określające ich wzajemne powinności, zarówno zawarte osobiście, jak i zbiorowo, muszą być przestrzegane, zachowując ważność w kolejnych pokoleniach, i mogą być zmienione lub rozwiązane wyłącznie w trybie, który jest w nich samych przewidziany. Jednocześnie gwarantuje się wolność osobistą (poruszania się, zatrudnienia i nabywania własności) dla repatriantów i imigrantów przybywających do Polski.
5. Władza bierze swój początek z woli narodu. Zabezpieczenie wolności obywatelskich i ładu w państwie wymaga równowagi trzech władz: prawodawczej, wykonawczej (król i rząd) oraz sądowniczej.
6. Sejm (Stany zgromadzone) składa się z Izby poselskiej i Izby senatorskiej (pod przewodem króla). Posłowie i senatorowie są reprezentantami całego narodu. Decyzje w obu Izbach zapadają większością głosów. W Senacie zasiadają biskupi, wojewodowie, kasztelani i ministrowie. Senat potwierdza każde prawo uchwalone przez Sejm. Senat ma prawo wstrzymywać ustawy sejmowe aż do następnego zwyczajnego posiedzenia Sejmu (raz na dwa lata), gdzie jednakże mogą zostać raz jeszcze potwierdzone. Pierwszeństwo w procedowaniu mają propozycje ustaw wychodzące od króla i dotyczące kwestii konstytucyjnych, cywilnoprawnych, karnoprawnych i podatkowych. Liczbę posłów i senatorów określi prawo niższej rangi.
7. Władza wykonawcza należy do Straży Praw (rządu). Tron królewski należy – aż do wygaśnięcia dynastii – do elektora saskiego (tj. księcia o randze uprawniającej do wybierania cesarza), to jest obecnie do Fryderyka Augusta i jego zstępnych, a w szczególności przechodzi na jego najstarszego syna lub (z braku męskiego potomstwa) zięcia (za zgodą Sejmu) i wnuka. Powierzenie tronu polskiego elektorom saskim zabezpieczy Polskę przed wpływami mocarstw zagranicznych oraz ambicjami możnych Polaków. Po wygaśnięciu dynastii elektorów saskich Sejm wybierze kolejny dom panujący (elekcja przez familię). Straż Praw, czyli rząd powołany na dwa lata przez króla i obradujący pod przewodem króla, składać się będzie z prymasa (będącego jednocześnie prezesem komisji edukacyjnej), pięciu ministrów: policji, administracji (pieczęci), wojny, skarbu, spraw zagranicznych, oraz dwóch sekretarzy (bez prawa głosu). Uprawnienia króla określa umowa elekcyjna (pacta conventa). W szczególności król bije monetę oraz mianuje urzędników, biskupów i dowódców wojskowych. W posiedzeniach Straży (rządu) może brać udział następca tronu oraz marszałek Sejmu. Rezolucje rządu wymagają podpisu króla i właściwego ministra. Spory powstałe na tym tle rozstrzyga Sejm. Większością dwóch trzecich głosów, w tajnym głosowaniu, połączone Izby mogą odwołać członka Straży, zobowiązując króla do natychmiastowego powołania innej osoby na to miejsce. Jurysdykcją dla członków Straży jest Sejm. Rządowi podlegają komisje: edukacji, policji, wojska i skarbu oraz komisje porządkowe w województwach. Komisarzy wybiera Sejm.
8. Władza sądownicza nie może być wykonywana ani przez króla, ani przez władzę wykonawczą. Sędziowie sądów pierwszej i drugiej instancji (w województwach i powiatach) wybierani są przez sejmiki. Sądy te służyć będą szlachcie. Mieszczanom służą sądy miejskie. Wolni włościanie podlegać będą jurysdykcji sądów referendalnych. Komisje wykonawcze będą miały sądy w sprawach im podległych (tj. administracyjnych). Sądem najwyższym ustanawia się sąd sejmowy, wybierany na każdym posiedzeniu (co dwa lata), orzekający w sprawach występków przeciwko narodowi i królowi.
9. W przypadku małoletniości króla, choroby psychicznej króla bądź uwięzienia króla na wojnie ustanawia się regencję. Regencję sprawuje królowa bądź prymas. Niepoczytalność króla stwierdzić mogą połączone Izby trzema czwartymi głosów.
10. Komisja edukacyjna czuwa nad edukacją synów króla. Sejm wysłuchuje sprawozdań na temat postępów królewiczów w nauce. Zadaniem wychowania następców tronu jest wpojenie im religii, miłości cnoty, ojczyzny, wolności i konstytucji.
11. Wszyscy obywatele zobowiązani są do obrony ojczyzny. Wojsko podlega królowi i władzy wykonawczej, składając przysięgę na wierność narodowi i królowi oraz „na obronę konstytucji narodowej”. Wojsko może zostać użyte w celu obrony terytorium kraju lub „na pomoc prawu, gdyby kto egzekucji jego nie był posłusznym”.