Pomóżmy Ukrainie raz jeszcze!

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

Wygląda na to, że wielcy tego świata bawią się Ukrainą jak szmacianą lalką. Przerzucają ją sobie z rąk do rąk, wybrzydzają, śmieją się i cmokają. Za chwilę rzucą ją w kąt. Ukraina nie zasługuje na takie traktowanie. Przywódcy Europy mogą to zmienić. Ale tylko wtedy, gdy będę tego chcieli również ich wyborcy. Czyli my.

Możemy być wdzięczni Ukrainie, że dała nam poznać – trzy lata temu – naszą najlepszą wersję samych siebie. Masowa mobilizacja w pomaganiu uchodźcom i emigrantom wojennym zza wschodniej granicy była czymś wzniosłym i pięknym, nawet jeśli fundamentem tej solidarności był strach, że Rosjanie dojdą aż do Polski. Dziś Ukraina znalazła się w krytycznym momencie wojny z Rosją. Jej najpewniejszy sojusznik przestał być pewny, a wiara w odzyskanie zajętych terytoriów opuściła nie tylko nas, mieszkańców Zachodu, lecz również wielu Ukraińców. Nadciągająca nad zachodnie niebo wielka czarna chmura zdrady nie sprawi, że mieszkańcy tego znękanego kraju się wystraszą. Nic gorszego od tego, co znają, przytrafić się im wszak nie może. Zostaną sami ze swoją walką? To trudno, będą walczyć i tak. I tylko wróg życzący Ukrainie źle może mieć do narodu ukraińskiego pretensje, że chce się bronić do końca.

Właśnie dlatego, że Ukraina została postawiona pod ścianą i wymusza się na niej zgodę na rozejm, musimy raz jeszcze okazać jej społeczne wsparcie. Jego wyrazem jest np. trwająca zbiórka na zakup karetek, zainicjowana przez dziennikarzy. Chodzi jednakże nie tylko o dobra materialne, lecz również o wsparcie moralne. Bo w naturalny sposób emocje sprzed trzech lat ulotniły się. Ukraińcy żyją pośród nas, pracują, ale może niespecjalnie się zaprzyjaźniliśmy. W końcu dzieli nas od stuleci głęboki konflikt aspiracji politycznych, religii, a przede wszystkim konflikt pamięci – każda ze stron pamięta jedynie swoje krzywdy, a o krzywdach wyrządzonych sąsiadom nie chce nic wiedzieć. I to się prędko nie zmieni.

Nie kochamy się z Ukrainą, ale mamy wobec niej obowiązki. To oni przelewają krew, a w dodatku Ameryka zaczyna im wystawiać rachunki. Na horyzoncie majaczy wizja przyszłej Ukrainy jako państwa kadłubkowego, podzielonego na strefy wpływów, słabego, buforowego. Ukraińcy na to nie zasługują! Wręcz przeciwnie, przelaną krwią zasłużyli sobie na trwałą i pewną niepodległość, gwarantowaną przez wolny świat. Są dziś dumnym i walecznym narodem, którego niezależny byt państwowy jest sprawą honoru całego Zachodu, a zwłaszcza Europy. Nie mówiąc już o tym, że jest w jego interesie.

Rozejm, który stara się wymusić Trump, to niebezpieczna gra – nawet gdyby został podpisany, to w każdej chwili rosyjska prowokacja może zainicjować kolejny etap wojny, a zmęczony pomaganiem Zachód odniesie się do tego faktu z irytacją i rozczarowaniem. Zresztą jaki rozejm? Putin nie ma zdolności moralnej do zawierania jakichkolwiek umów. Jego podpis nic nie jest wart. Zresztą podpis Trumpa również. Niejedno już Ukraińcom od czasu memorandum budapesztańskiego w 1994 r. obiecano i nie dotrzymano. W świadomości większości mieszkańców Zachodu Ukraina to daleki kraj „na wschodzie”, należący do „naturalnej sfery wpływów” Rosji. Kreml robi wszystko, żebyśmy nadal tak myśleli. My i Amerykanie też. Zapewne myśli tak również Donald Trump. Skoro pozwala sobie na grożenie Kanadzie aneksją – z uwagi na bliskość kulturową USA i Kanady – to dlaczego miałby nie mieć zrozumienia dla „integracji” Ukrainy z jakże bliską jej kulturowo Rosją?

Nie możemy zostawić Ukrainy z perspektywą i statusem, które chce jej dzisiaj narzucić Trump – awanturniczego państwa, niezdolnego pogodzić się z własną sytuacją geopolityczną i żądającego czegoś niemożliwego. To „niemożliwe” zaś to zaprzestanie rosyjskiej okupacji.

Bo co dzisiaj jest niemożliwe, czyli wypędzenie Rosjan z Donbasu i Krymu, może się okazać całkiem możliwe za dwa lata. Albo za lat dziesięć. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć rozwoju wypadków – przede wszystkim w samej Rosji. Dlatego jest tak ważne, aby wbrew Amerykanom powtarzać, że koniec wojny rosyjsko-ukraińskiej musi być sprawiedliwy, a to oznacza wycofanie się Rosji z zajętych terenów. Jeśli nie dziś, nie jutro, to w dalszej przyszłości. Ale na żadnej mapie wydanej na Zachodzie Krym nie powinien znajdować się w ramach Federacji Rosyjskiej i w żadnym przemówieniu przywódcy wolnego świata tereny okupowane nie mogą być nazwane Rosją.

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Rozum idzie spać

Połowa Polaków pytanych w sondażu Eurobarometru sądzi, że wirusy powstają w rządowych laboratoriach. Jedna trzecia – że dinozaury żyły w tym samym czasie, co ludzie. Czy planowana reforma edukacji pomoże rodakom odnaleźć kontakt z faktami?

Joanna Cieśla

Polska może zrobić bardzo wiele, aby świat nie zapomniał, kto zaczął tę wojnę i kto jest w niej ofiarą. Zgniły kompromis, w ramach którego amerykańskie firmy będą się pasły na ukraińskich „ziemiach rzadkich”, a tereny wcielone siłą do Rosji zostaną przez Zachód uznane za rosyjskie, będzie klęską Zachodu i zaproszeniem dla despotów do stosowania przemocy i uprawiania polityki faktów dokonanych.

Niech ta wojna się wreszcie skończy! Ale niech ta wojna trwa, jeśli ma się skończyć po myśli Moskwy!

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj