Kuba robi to z Dodą!
Łapię się za pysk oglądając festiwal świątobliwej nienawiści i bezhołowia rozgrywany w mediach i innych szemranych instytucjach na tle spowszedniałego już Euro. Poniewieranie Rabczewską i Wojewódzkim przez jakieś sprzymierzone sądy, ministerstwa i gazety, przy wtórze rozhisteryzowanej gawiedzi godne jest zaiste kościelnych polowań na czarownice i heretyków w czasach nie do końca minionych.
Nasi pupile jakoś sobie poradzą – co najwyżej zawali im się jakiś kontrakt. Nie wypali ten, będzie inny. Nie oni tu tracą, lecz my wszyscy, gdy ciemna masa tych jakichś urzędniczyn, pismaków i politykantów, którzy ćwicząc odruchy świętego gniewu i dławiącej się sama sobą hipokryzji wykuwają nowe standardy wolności słowa i za słowo to odpowiedzialności. Standardy zaiste retro.
Zeszmacić Jakuba Wojewódzkiego, oskarżyć bezmyślnie o rasizm i chamstwo – nic to. Oszczerstwo i kołtuństwo uchodzą płazem, gdy szczeka się w sforze. Jedyna pociecha, że złośliwy debil sam się swymi żałosnymi wybrykami dostatecznie poniża. Kto słuchał bądź czytał dialog Wojewódzkiego i Figurskiego, ten wie, że naśmiewali się z warszawskich nuworyszy, zatrudniających Ukrainki i traktujących je często obcesowo i wzgardliwie. MSZ Ukrainy mógłby im podziękować, ale obowiązku nie miał. Ale debil reaguje jak pies Pawłowa: pada zwrot „zgwałcić Ukrainkę” – znaczit naszych atakują i znieważają. Co, dlaczego, jak – kto by się tam wdawał w niuanse. Gwałcą Ukrainki i trzeba im biec z odsieczą! Kto wie, może nas w nagrodę uwieńczą swą cnotą?
Wojewódzki stary chłop. Ale żeby tak młodą kobietę! Jakiś tam jeden z drugim po aplikacji ciąga dziewczynę po sądach, bo jakimś zelotom udało się zafajdać kodeks karny idiotycznym przepisem o „obrazie uczuć religijnych”. Sędzio miły, jak widzisz w prawie jakiegoś wewnętrznie niespójnego knota, stojącego w jawnej sprzeczności z konstytucją i całym systemem prawa, to co robisz, no co? No po prostu wykonujesz prawo w kolejności od góry do dołu, czyli najpierw konstytucję, kierując się duchem prawa i rozstrzygając niekonsekwencje w przepisach zawsze na korzyść intencji konstytucyjnych. Oto porządek państwa prawa stanowi, że wolność słowa ograniczana jest przez prawdę i godność. Ofiara oszczerstwa lub zniewagi ma prawo odwołać się do sądu i szukać tam satysfakcji. Służy do tego prawo cywilne i cywilna jurysdykcja. Specjalne przywileje ma pod tym względem jedynie prezydent i dyplomaci obcych państw, ale nie jako osoby prywatne, lecz właśnie jako przedstawiciele państw. Zresztą mniejsza o to, że przepis należy do prawa karnego, a nie cywilnego. Ważne, że jest idiotyczny i nie daje się stosować.
Przepis mówi o „ochronie uczuć”, a więc sferze emocjonalnej. Tymczasem pomijając już nonsens tego psychologizmu (subiektywne uczucia, zamiast godności i czci), ów nieszczęsny art. 196 KK od „uczuć” gładko przechodzi do obiektów sakralnych, w tym samym zdaniu definiując przedmiot ochrony na nowo i zupełnie inaczej, a mianowicie wskazując na „przedmiot czci religijnej” oraz „miejsce przeznaczone do publicznego wykonywania obrzędów religijnych”. A może należy to tak rozmieć, że chroni się owe przedmioty czci religijnej (tak jak chroni się godło i flagę państwa) i jednocześnie uczucia? Ot, ktoś zdeptał krzyż, co wzburzyło kogoś innego i ten drugi ktoś domaga się satysfakcji przed sądem. Guzik z pętelką! Skoro ustawodawca nie zdecydował się chronić symboli religijnych tak jak państwowych (a nie zdecydował się, bo nie zdołałby ich wymienić ani zdefiniować), to pozostały mu owe nieszczęsne „uczucia”. A jako że jest to porządek psychologiczny (w odróżnieniu od symbolicznego), stosowanie tak skonstruowanego przepisu wymaga wykazania, że krzywdziciel miał zamiar komuś uczynić despekt lub przykrość. Da się to zrobić jedynie w przypadkach bezpośredniej interakcji, na przykład gdyby ktoś krzyknął do kogoś „ty śmierdzący katolu!”. Ale – o paradoksie! – w takim przypadku pokrzywdzonemu przysługuje tylko odwołanie się do sądu cywilnego. Gdy zaś ktoś kieruje swą niechęć, pogardę czy agresję w stronę symboli religijnych, to, owszem, osoba ta może mieć zamiar obrażenia kogoś konkretnego albo grupy ludzi, ale równie dobrze może zwracać się przeciwko symbolowi jako takiemu. To zaś – o paradoksie drugi! – wcale nie jest zabronione. Zabronione jest wszak tylko obrażanie uczuć za pośrednictwem znieważania symboli, same zaś symbole nie są chronione.
Udowodnienie Dodzie, że chciała kogoś obrazić, znieważając Biblię, jest zwyczajnie niemożliwe. Sam zaś fakt, że ktoś poczuł się obrażony nie stanowi o zajściu przestępstwa. Prawo nie zna bowiem kategorii nieumyślnego znieważania. Zresztą nawet gdyby art. 196 KK był logicznie spójny, jak nie jest, to i tak nie dałoby się Dody skazać, bo jej czyn polegał na wygłoszeniu twierdzenia. A z twierdzeniami tak już jest, że można za ich wypowiadanie pociągać człowieka do odpowiedzialności jedynie wtedy, gdy są fałszywe (no, chyba, że w grę wchodzi ujawnienie tajemnicy). Doda stwierdziła, że autorzy Biblii pisali ją pod wpływem alkoholu i narkotyków. Tego zaś sprawdzić się nie da. Ani sąd, ani nikt inny, z naczelnym rabinem Izraela włącznie, nie mają pojęcia kto, kiedy i w jakim stanie wymyślał poszczególne kawałki Biblii ani ile wina pili ci, co je potem spisali. Było to wszak kilka tysięcy lat temu. Poza tym, ewentualność, że jakieś części Biblii były wymyślane pod wpływem narkotyków w żaden sposób nie deprecjonuje ich wartości. Religia i sztuka generalnie bardzo się lubią z „ziołem” i winem. Zresztą jeśli wszyscy ponowie autorzy byli trzeźwi jak te niemowlęta, to twierdząca co innego Doda w najgorszym wypadku obraża tych nieznanych nam w większości brodatych niewątpliwie Żydów, i to pod warunkiem, że mieli coś przeciwko piciu i ziołu (a w to bardzo wątpić należy). Jak widać polski kodeks karny nadaje się do chronienia czci nieżyjących od dość dawna bliżej nieznanych Żydów, którzy wcale o to nie prosili. Śmiech na sali, a raczej na pustyni.
Żarty żartami, ale wesoło nie jest. Skąd ten bubel w polskim prawie? Ano jest to taki bękart kościoła z państwem: nie da się dziś zapisać w świeckim prawie zakazu bluźnierstwa (obrazy boskiej), więc wymyślono nieszczęsne „uczucia religijne”. Religia stała się wprawdzie sprawą uczuć (cóż za poniżenie!), ale za to chronionych przez prawo.
Dziękuję Panu Jakubowi Wojewódzkiemu i Pani Dorocie Rabczewskiej za odważne stawanie czoła kołtuństwu i hipokryzji. Jeden ich medialny wyskok znaczy dla budowy praworządnej i wolnej Polski więcej niż lata pisaniny i gadania nudnego filozofa. Potraficie czasem przegiąć pałę, ale czemuś to służy. Trzymajcie się!